Tuesday, July 10, 2007
Czerwone dynastie w mediach w Polsce.
Czerwone dynastie w mediach w Polsce.
Toeplitzowie w służbie komuny (cz. 2)
Nasz Dziennik, 2007-06-27
Czerwone dynastie w mediach
Publicystyka Krzysztofa Teodora Toeplitza, podważająca ideę niepodległości państwa polskiego, traktująca pojęcie narodu w kategoriach XIX-wiecznego przeżytku, antykatolicka w swej wymowie, tropiąca przejawy rzekomego polskiego antysemityzmu, doskonale nadawała się do tego, aby przez szereg lat stanowić jeden z bastionów medialnych upadającego PRL. Szczególnie uwidoczniło się to na łamach specjalnie powołanych w tym celu i wspieranych finansowo "Wiadomości Kulturalnych". Publicystykę KTT można zaliczyć do tych najbardziej szkodliwych w dziejach powojennej Polski, bo przynoszących uszczerbek naszym narodowym sprawom. Stanowi ona pod tym względem kontynuację rodzinnej tradycji, a zwłaszcza działalności brata Jerzego w polskiej powojennej kinematografii czy ojca KTT, Leona, członka Komunistycznej Partii Polski, skazanego za zdradę naszej Ojczyzny.
Jak już wspominałem w pierwszej części artykułu, sprawa wybuchła, gdy w programie telewizyjnym pt. "Misja specjalna" podano informację, że K.T. Toeplitz współpracował z SB. Miał zostać zarejestrowany w latach 70. jako TW o pseudonimie "Senator", a zwerbowany po tym, jak milicja zatrzymała go za jazdę pod wpływem alkoholu.
KTT zabrał głos na łamach postkomunistycznego "Przeglądu", w którym publikuje cykliczne felietony, wyróżniające się zajadłością ataków na nurt chrześcijańsko-patriotyczny w Polsce i wszelkie inicjatywy dekomunizacyjno-lustracyjne.
Już w tytule tekstu KTT gromko anonsował: "Nie zamierzam sądzić się z gówniarzami" (por. "Przegląd" z 17 grudnia 2006 r.). Akcentował: "Nie wiem, skąd autorzy "Misji Specjalnej" posiedli wiadomości o mojej osobie. Skorzystali zapewne z mojej teczki w IPN, którą dawno już wywlókł stamtąd ich prezes Wildstein (...)" (por. op. cit.).
Próbując podważyć wiarygodność doniesień autorów programu dotyczących jego osoby, KTT twierdził, że "na nagłaśnianych medialnie listach denuncjatorów i agentów pojawiają się ludzie stanowiący ozdobę kultury naszego kraju, jego literatury, nauki, myśli społecznej i publicystyki " (por. op. cit.).
Może warto podjąć rzucone przez KTT wyzwanie i przyjrzeć się bliżej jego twórczości publicystycznej na łamach "Polityki", "Wiadomości Kulturalnych" czy "Przeglądu", aby uczciwie ocenić, czy istotnie stanowi ona ozdobę kultury naszego kraju, literatury, myśli społecznej... itp., by w razie czego oddać sprawiedliwość.
Publicysta antyniepodległościowy
Jacek Maziarski, publicysta katolickiego "Ładu", pisał w artykule pt. "Czego nie lubi KTT", że jest on "najbardziej chyba reprezentatywnym przedstawicielem publicystyki nicującej polską tradycję i traktującej ją z szyderczym dystansem" ("Ład" z 2 sierpnia 1987 r.). Na krótko przed opublikowaniem tego tekstu ukazał się w "Polityce" artykuł KTT w skrajny sposób dystansujący się od polskiego patriotyzmu i myśli niepodległej. Szczególnie zdumiewające były zaprezentowane tam wynurzenia, sugerujące, że niepodległość jest jakoby tylko fikcją, że we współczesnym świecie nie ma miejsca dla państw niepodległych, bo losy wszystkich krajów są tylko "wypadkową wielkiej gry, która toczy się pomiędzy światowymi supermocarstwami" (por. "Polityka" nr 25 z 1987 r.).
Polemizując z tego typu stwierdzeniami, J. Maziarski pisał, że gdyby KTT "zdjął doktrynerskie okulary i spojrzał na świat normalnymi oczami, musiałby dostrzec, że przeżyły się wcale nie dążenia niepodległościowe, ale koncepcja ich przeciwników. Nie znam ani jednego kraju, który dążyłby do zrzeczenia się lub choćby ograniczenia własnej niepodległości. Sporo jest natomiast takich, które nie oglądając się na dąsy p. Toeplitza naiwnie dążą do niepodległości absolutnej".
W swych atakach na polską historię i Polaków K.T. Toeplitz posuwał się do gruntownego zafałszowania dziejów. Typowe pod tym względem były jego negatywne uogólnienia na temat rzekomego "anarchicznego narodu polskiego" wypisywane jeszcze w grudniu 1988 r. na łamach "Polityki". Tekst wyraźnie obliczony był na wsparcie poczynań zaprzyjaźnionego z KTT ówczesnego komunistycznego premiera PRL - Mieczysława F. Rakowskiego, który nie mógł sobie poradzić z "krnąbrnymi" Polakami. W swym artykule K.T. Toeplitz zapewniał z całą butą domorosłego znawcy dziejów, iż: "Rządzenie Polakami - jest, jak możemy to sobie powiedzieć przy końcu roku, w chwili szczerości - rzeczą straszną" (por. "Polityka" nr 53 z 1988 r.). Na dowód tego KTT przytoczył przykład Henryka Walezego, wybranego na króla Polski, który uciekł przy pierwszej sposobności, mając szczerze dość polskiej anarchii. Zapomniał jednak dodać, że biedny Walezy uciekł z Polski na swoje nieszczęście, bo zamordowano go później we Francji po strasznych mękach rządzenia w czasie długotrwałej wojny domowej. A "straszni" do rządzenia Polacy królobójcami nie bywali. KTT, podając więc przykład Walezego, trafił jak kulą w płot.
Publicysta antynarodowy i antykatolicki
Po 1989 r. w publicystyce KTT również odżywały stare antynarodowe obsesje, uderzające w polski patriotyzm, podobnie jak to miało miejsce w latach 60.
Szczególnie wymowne pod tym względem było wystąpienie KTT na łamach "Polityki", polemizujące z krytycznym stanowiskiem biskupa polowego Sławoja Leszka Głódzia, odnoszącym się do upartego i nieprzypadkowego unikania słowa "naród" w opanowanych przez lewicę środkach przekazu. KTT pisał: "Nie zauważyłem, aby środki przekazu żywiły szczególną awersję do tego wyrazu, ale wierzę księdzu generałowi na słowo. I proszę mi wybaczyć, gdyby było to prawdą, świadczyłoby to moim zdaniem raczej o tym, że środki przekazu starają się myśleć, nie zaś o tym, że opanowane są przez jakieś wraże, antynarodowe siły. Słowo "naród" bowiem w warunkach suwerennego, niepodległego państwa jest wyrazem, którego siła emocjonalna jest nieporównanie mniejsza, niż była w czasach niewoli i ucisku, jest to również słowo, którego ogólnikowy charakter raczej zaciemnia niż rozjaśnia stojące przed nami realne problemy" [podkr. - J.R.N.] (por. "Polityka" z 15 maja 1993 r.).
W innym tekście opublikowanym na łamach "Polityki" pt. "Wzajemność bez miłości" Toeplitz z werwą perorował: "Po lekturze ankiety "Polityki", a więc wypowiedzi ludzi inteligentnych, wykształconych, światowych, trudno nie dojść do wniosku, że argumenty w rodzaju "więzi z narodem" - a więc to, co mamy naprawdę do zaoferowania naszym "wielkim rodakom" - należą już z pewnością do przebrzmiałej XIX-wiecznej frazeologii romantycznej i mało mają wspólnego z obecnym stanem umysłów" (por. "Polityka" z 16 kwietnia 1994 r.).
Jako starego PRL-owskiego propagandystę bolało KTT poruszanie przemilczanych i zakłamywanych przez dziesięciolecia spraw, jaką była np. zbrodnia katyńska.
Pisał z furią na łamach "Wiadomości Kulturalnych": "Cóż bowiem w sprawie Katynia nie od dzisiaj przecież widać było naprawdę? Otóż to, niestety, że straszliwa tragedia katyńska stała się w Polsce kartą wygrywaną już od kilku lat w sposób całkowicie jednoznaczny i nierozumny jako karta antyrosyjska. Katyń w naszej propagandzie i naszych środkach przekazu przesłonił Oświęcim. Katyń przywoływany jest także wówczas, kiedy chcemy pokazać, dlaczego boimy się Rosji, co uzasadnia nasze, coraz bardziej zresztą złudne, marzenie o NATO. Dlaczego więc, z jakiej racji, prezydent Rosji miałby przyłączać się do naszej katyńskiej manifestacji" ("Wiadomości Kulturalne" nr 24 z 1995 r.).
Przy różnych okazjach atakował Kościół katolicki, wysuwając niczym nieuzasadnione oskarżenia pod jego adresem. Na przykład w tekście "Czy się cofamy?" zarzucił Prymasowi Polski Józefowi Glempowi jego rzekome "zaangażowanie po stronie nowej endecji" (por. "Polityka" z 16 grudnia 1989 r.).
W redagowanych przez KTT "Wiadomościach Kulturalnych" doszło do umieszczenia ohydnego rysunku żydowskiego karykaturzysty z Francji Rolanda Topora z krzyżem w kroczu kobiecym, godzącego w uczucia wszystkich wierzących.
Tropiciel polskiego antysemityzmu
Krzysztof Teodor Toeplitz podjął na łamach "Polityki" polemikę z filozofem, prof. Andrzejem Grzegorczykiem na temat wymowy filmu C. Lanzmanna pt. "Shoah", dając się poznać przy tej okazji jako zacietrzewiony reprezentant racji żydowskich. Zapytywał demagogicznie: "(...) co właściwie powinni przebaczyć Polacy pomordowanym Żydom polskim" (por. "Polityka" nr 48 z 1985 r.). Profesor A. Grzegorczyk scharakteryzował stanowisko KTT w następujący sposób: "Miesza tu sprawę stosunków polsko-żydowskich ze sprawą stosunków niemiecko-żydowskich. Gdyby chciał on naprawdę mówić o sprawach "kłopotliwych", jak zapowiada, to mógłby pytać, co mogliby przebaczyć Polacy Żydom polskim, zajmującym wiele ważnych stanowisk w wielu resortach w okresie stalinowskim. Nie będę ciągnął tego tematu, bo wolałbym, gdyby na pytania takie odpowiadali samokrytycznie ludzie pochodzenia żydowskiego" (por. A. Grzegorczyk: "Może się dogadamy?", "Polityka" z 21 grudnia 1985 r.).
Skrajną postawę KTT w sprawach polsko-żydowskich wyraźnie obnażyła w swych wspomnieniach była żona J. Urbana, Krystyna Andrzejewska, pisząc m.in.: "Krzysztof Teodor Toeplitz(...)nie jest pozbawiony pewnego szowinizmu żydowskiego. To zresztą chyba zaważyło na naszych stosunkach towarzyskich. Kiedyś podczas długiego spaceru po łomiańskich łąkach Toeplitz rozczarował się do mnie: "Zawsze myślałem, że jesteś z naszych" - powiedział. I od tego czasu nie byłam już tam zapraszana" (por. K. Andrzejewska: "Urban. Byłam jego żoną.", Warszawa 1993).
KTT stale powracał do zarzutów antysemityzmu wobec Polaków, snując na ten temat różne nieprawdziwe uogólnienia, podejmując sprawy stosunków polsko-żydowskich w sposób jątrzący, a nie dążący do jakiegokolwiek zbliżenia.
Typowy pod tym względem był jego tekst pt. "Żyd poczciwy Ojczyzn", w którym w celu scharakteryzowania postawy Polaków wobec Żydów KTT powołał się na jakieś wyjątkowo niestosowne, być może wyssane z palca przykłady. Pisał np.: "Pamiętam też panią, matkę dzielnego syna, żołnierza konspiracji i powstańca 1944 r., gdy nad Warszawą unosił się swąd i fruwały zwęglone sadze z hebrajskich ksiąg, mówiła ze smutną miną: "To okropne, ale przecież Niemcy rozwiązują coś za nas, co ułatwi nam życie w wolnej już Polsce". Niektórzy kiwali głowami, niektórzy milczeli". Przypomniał w tym tekście również wypowiedź Marka Edelmana, że "za murami getta większy niż przed spotkaniem Niemca był strach przed spotkaniem niepoczciwego - nazwijmy go tak - Polaka" (por. "Polityka" z 6 grudnia 1993 r.).
W innym artykule pt. "Odzyskiwanie" KTT piętnował "jazgot urażonej dumy narodowej", który podniósł się w Polsce po uznaniu przez L. Wałęsę, że "stosunek Polaków do Żydów i przed wojną, i w czasie wojny, i po wojnie, daleki był od ideału braterskiego współżycia". Stwierdził, że rozczarował się ze swoimi nadziejami na rezonans wspomnianego oświadczenia L. Wałęsy w Polsce. Pisał: "(...) w deklaracji Prezydenta Wałęsy odczytałem po prostu obietnicę, że Polacy są na tyle dojrzali, aby mieć odwagę spojrzeć na siebie trzeźwym okiem, tak chociażby jak starają się patrzeć na siebie światli Niemcy. Okazuje się jednak, że Prezydent się przeliczył" (por. "Polityka" z 29 czerwca 1991 r.).
Porównanie stosunku "światłych Niemców" do Żydów i stosunku Polaków do Żydów było wyjątkowo niegodziwe, ze względu na jakże różne zaszłości w historii relacji obu narodów z Żydami. W tym samym tekście KTT powołał się akurat na tę część wyznań Marka Edelmana, która dowodziła jego głębokiej nieufności wobec Polaków (skądinąd właśnie przez nich dwukrotnie uratowanego). KTT zacytował słowa, w których Edelman, odpowiadając na pytanie, czemu nie wyszedł z Warszawy po powstaniu 1944 r., stwierdził: "Żeby mnie zabili? Nie ma takich frajerów. Przecież jakbym poszedł razem z powstańcami, to mógłby się znaleźć taki, który by mnie pokazał i powiedział - A ten jest Żyd".
Przypomnijmy, że K.T. Toeplitz, jego rodzice i duża część licznej rodziny przebywali w czasie wojny w Warszawie i tam zostali uratowani. Nie byłoby to możliwe bez pomocy ze strony Polaków. KTT "dziwnie" o tym nie wspomina. Przedstawiając odpowiednio wyselekcjonowany czarny obraz zachowań niektórych Polaków wobec Żydów, K.T. Toeplitz wyraźnie i świadomie przemilcza inne pozytywne i niejednokrotnie bohaterskie przykłady zachowań naszych rodaków.
Przemilcza też obraz negatywnego, nieraz nawet nikczemnego postępowania części Żydów wobec Polaków, chociażby w czasie walk o granice w latach 1918-1920 czy w czasie najazdu bolszewickiego w 1920 roku. Nie wspomina o antypolskiej kolaboracji dużej części Żydów na Kresach z Sowietami w latach 1939-1941, o złowieszczej powojennej roli takich komunistycznych oprawców żydowskiego pochodzenia, jak: J. Berman, J. Różański, A. Fejgin, S. Morel, J. Brystygierowa czy H. Wolińska. Cytując słowa Edelmana o tym, że Żydzi bardziej bali się spotkania z Polakami niż z Niemcami, "dziwnie" pomija fakt, że Żydzi najbardziej bali się spotkania z jakimś żydowskim tropicielem w służbie gestapo albo z policji żydowskiej, albo z żydowskiej agentury Niemców. Potwierdza to słynny uczony, profesor Izrael Shahak, który w odróżnieniu od K.T. Toeplitza pisał już w 1985 r. w pięknym humanistycznym tekście polemizującym z C. Lanzmannem, że Żydzi najbardziej ze wszystkiego obawiali się spotkań z żydowskimi tropicielami na usługach gestapo. Ci bowiem umieli błyskawicznie wykryć każdego ukrywającego się Żyda.
Kontynuator "ducha PRL" po 1989 r.
Po czerwcu 1989 r. publicystykę KTT wypełniały próby umacniania układów postkomunistycznych w postaci gwałtownego przeciwstawiania się wszelkim działaniom zmierzającym do dekomunizacji w Polsce czy też żądaniom rozliczenia się z pozostałościami PRL.
W jednym z tekstów na łamach "Polityki" KTT przeciwstawił się próbom organizowania nowego, jak to nazwał, "polowania na czarownice", twierdząc, że "społeczeństwo nasze musi się zmienić ze społeczeństwa walki i nienawiści w społeczeństwo współpracy, zaufania i tolerancji" (por. "Polityka" z 2 grudnia 1989 r.). Prawdziwe znaczenie tych słów było takie, że społeczeństwo polskie musi się pogodzić z dotychczasową dominacją komunistów we wszystkich sferach życia i cierpliwie ją znosić.
Znacznie wcześniej, bo jeszcze 27 maja 1989 r., a więc na krótko przed wyborami z 4 czerwca 1989 r., KTT wystąpił w "Polityce" z pomysłem ustawy o zakazie zmian nazewnictwa ulic i placów itp. Sprzeciwił się wówczas m.in. wysuniętemu przez prof. Stanisława Lorenza postulatowi zburzenia pomnika F. Dzierżyńskiego w Warszawie, twierdząc, że pomnik ten jest świadectwem historii i należy go zachować.
Warta odnotowania jest niezwykła stanowczość, z jaką KTT występował przeciw wszelkim inicjatywom lustracji, którą w jednym ze swoich tekstów określił jako "całą beczkę obrzydlistwa" rozlaną przez rząd Olszewskiego (por. "Polityka" z 18 lipca 1992 r.). Za niepokojące uznał nawet sprawdzanie kandydatów na ministrów w rządzie H. Suchockiej pod kątem ich ewentualnej współpracy z aparatem SB i UB.
KTT zapytywał: "Można się zastanawiać, co jest lepsze dla państwa - były agent byłej policji, a więc niemający już do kogo donosić, który ma jednocześnie w jednym palcu dziedzinę, którą ma się zajmować w rządzie, czy też kryształowo uczciwy od strony agenturalnej nieuk i amator?" (por. op. cit.).
Zawarty w tak sformułowanym pytaniu sposób podejścia do tego problemu przez KTT był od strony moralnej całkowicie nie do przyjęcia, gdyż oznaczał rozgrzeszanie ludzi, którzy przez dziesięciolecia donosili, szkodząc innym.
Redaktor naczelny "Wiadomości Kulturalnych"
Prawdziwym skandalem był fakt, że tak tendencyjnie antypolski i antykatolicki w swojej publicystyce Krzysztof Teodor Toeplitz został w 1994 r. bardzo sowicie obdarzony przez ministra kultury ówczesnego rządu postkomunistycznego Kazimierza Dejmka.
Przeznaczył on z państwowej kasy ok. 38 mld starych złotych dla tygodnika "Wiadomości Kulturalne", którego redaktorem naczelnym został KTT.
W sytuacji, gdy polski rynek prasowy był i tak zdominowany przez "czerwonych" i "różowych", minister wsparł dotacją z naszych wspólnych pieniędzy tygodnik skrajnie lewicowy, wręcz ekstremistyczny w swej prokomunistycznej, antypolskiej i antykatolickiej wymowie. Poza pomocą finansową ministerstwo kultury wspierało tygodnik KTT na przeróżne inne sposoby, np. wiceminister kultury Wacław Janas osobiście zaangażował się w znalezienie lokalu na redakcję "Wiadomości Kulturalnych" (por. list M. Cichego do "Polityki" z 2 kwietnia 1994 r.). Mieścił się on w kamienicy przy ul. Brzozowej 35, skąd wiceminister Janas wyrzucił uprzednio Ośrodek Dokumentacji Zabytków, a przed wprowadzeniem się "Wiadomości Kulturalnych" budynek wyremontowano za pieniądze ministerstwa (por. uwagi P. Siergiejczyka pt. "Rodzinny interes Toeplitzów", "Nasza Polska" z 21 stycznia 1998 r.).
Dzięki życzliwości ministerstwa kultury z wielkiego lokalu kamienicy przy ul. Brzozowej 35 korzystali również inni członkowie familii K.T. Toeplitza: jego żona Bożena, wydająca elitarny kwartalnik "Moda Skórzana", i syn Franciszek, wydający miesięcznik "Ślizg" (por. op. cit.).
Na lewicowe "Wiadomości Kulturalne" przeznaczono prawie 30 proc. wszystkich dotacji, jakie ministerstwo wydawało na ukazujące się w Polsce media. Czasopismo to szybko stało się swego rodzaju "kulturalną gadzinówką", przepełnioną zajadłymi ekstremistycznymi atakami na poglądy odmienne od prokomunistycznej linii, a zwłaszcza na środowiska chrześcijańskie i patriotyczne. Brylowały w nim postacie skrajnie skompromitowane już w czasach PRL, np. znany donosiciel SB, pisarz Kazimierz Koźniewski. W "Słowie - Dzienniku Katolickim" z oburzeniem pisano o wydawaniu publicznych pieniędzy na tygodnik "wyrażający poglądy ekstremalne i drukujący teksty "dinozaurów realnego socjalizmu"" (por. "Słowo - Dziennik Katolicki" z 13 lipca 1995 r.).
A oto niektóre przykłady ekstremistycznego pióra opublikowane w "Wiadomościach Kulturalnych" w latach 1994-1996.
"Wyróżniały się" wśród nich teksty samego K.T. Toeplitza. Na przykład w artykule "Lepiej z diabłem?" Toeplitz zaatakował Powstanie Warszawskie, stwierdzając m.in.: "W łunach dogasającego powstania Polacy ujrzeli wiwisekcję światowej polityki. Kompletnie inną niż ta uprawiana przy pomocy kawaleryjskich szarż ryngrafów z Matką Boską i mętnych obietnic, w której kształtowano ich dotychczas - "Z diabłem, lecz nie z wami" pisał poeta. Każdy wybór stawał się lepszy od tego, na który zdecydowano się 1 sierpnia 1944 r." ("Wiadomości Kulturalne" nr 10 z 1994 r.).
W ponad rok później Toeplitz kolejny raz "dołożył" Powstaniu Warszawskiemu. Twierdził mianowicie: "Słuchając opowieści powstańców nie sposób powstrzymać się przed pytaniem, gdzie kończy się rozkaz, a gdzie zaczyna zbrodnia? Ta granica w militariach Powstania Warszawskiego jest piekielnie mętna, cienka, zatarta" (por. "Wiadomości Kulturalne" nr 33 z 1995 r.).
Tropiąc rzekomy skrajny antysemityzm w Polsce, Toeplitz powoływał się z aprobatą na stwierdzenie mało znanego w Polsce emigranta grafomana André Kamińskiego: "Nawet kiedy zniknie stąd ostatni Żyd, nagonka się nie skończy. Każdy rząd, który chce tu sprawować władzę, musi nas obrzucić błotem. Tego chce hołota" ("Wiadomości Kulturalne" z 12 listopada 1995 r.).
Ze szczególną werwą KTT atakował Radio Maryja. Wieszczył, że "radiomaryjna frakcja" w Sejmie i Senacie będzie czynnikiem inkwizycyjnym przeciwnym wszelkiej demokracji, tolerancji, wrogiem demokracji jako takiej" (por. "Wiadomości Kulturalne" z 14 grudnia 1997 r.).
Na łamach "Wiadomości Kulturalnych" nierzadko ukazywały się jawnie bluźniercze teksty (por. np. artykuł A. Górskiego pt. "Barbie na ołtarz", "Wiadomości Kulturalne" nr 2 z 1995 r.).
Stary donosiciel SB - K. Koźniewski, gromko deklarował swoją wizję Kościoła: "Pojęcie Boga to nie Kościół katolicki z Watykanem na czele, ale przyjęty kulturowo zestaw ideałów".
W publikowanych na łamach "Wiadomości Kulturalnych" tekstach zawzięcie broniono antypolskiego komiksu "Maus" Spiegelmana, gdzie Żydzi zostali pokazani jako myszy, Niemcy jako koty, a Polacy jako świnie (por. "Wiadomości Kulturalne" z 13 sierpnia 1996 r.).
Również na łamach tego pisma ukazała się jedyna jak dotąd w Polsce pochwała skrajnie antypolskiego filmu "Sztetl" M. Marzyńskiego (por. "Wiadomości Kulturalne" z 7 lipca 1996 r.). Przypomnijmy, że nawet w filosemickiej "Polityce" zdobyto się w sprawie tego filmu na słowa krytyki wobec nieuczciwych manipulacji reżysera.
Ponadto "Wiadomości Kulturalne" przynosiły wyidealizowany i nieprawdziwy obraz dokonań tzw. PRL.
Jako przykład może posłużyć tekst byłego sekretarza KC i członka Biura Politycznego KC PZPR Andrzeja Werblana pełen apologetyki dla Władysława Gomułki: "Był przekonany, że właśnie taki socjalizm, jaki budował, etatystyczny i egalitarny, daje Polsce szansę wydźwignięcia gospodarczego i cywilizacyjnego oraz odmiany położenia najbiedniejszych warstw społecznych" (por. "Wiadomości Kulturalne" nr 4 z 1994 r.).
Z innego tekstu o charakterze apologetycznym pióra Stanisława Trepczyńskiego, byłego kierownika Kancelarii Biura Politycznego KC PZPR, można było się dowiedzieć m.in., że: "Historia PRL to nie zastój, jak twierdzą krytycy, ale okres nieustannych przekształceń politycznych, społecznych i gospodarczych" (por. "Wiadomości Kulturalne" nr 22 z 1994 r.).
Mógłbym długo jeszcze cytować przykłady różnych przekłamań i pomówień publikowanych na łamach "Wiadomości Kulturalnych" (por. ich szeroki wybór w tekście M. Kosewskiej: "Kulturalna gadzinówka", "Gazeta Polska" z 1 lutego 1996 r.).
Na szczęście czytelnicy w Polsce okazali się dostatecznie odporni na kłamstwa KTT oraz jego popleczników i z biegiem czasu "Wiadomości Kulturalne" coraz bardziej wegetowały z braku zainteresowania ich lekturą. Nie pomogły hojne dotacje komunistycznego ministerstwa kultury. Tygodnik, który według zamierzeń miał osiągać sprzedaż w wysokości 50 tys. nakładu, w ostatnich miesiącach istnienia osiągał nakład w wysokości zaledwie 5 tys. egzemplarzy. Nawet w "Gazecie Wyborczej" przyznawano, że "z martyrologicznej legendy prześladowań Toeplitza zostaje kumoterstwo i nieporadność" (por. "Gazeta Wyborcza" z 30 marca 2001 r.).
Za rządów AWS skończyły się dotacje na "Wiadomości Kulturalne" i tygodnik Toeplitza upadł (por. komentarz Mariusza Grabowskiego pt. "Polały się łzy rzęsiste", "Nasz Dziennik" z 2 lutego 1998 r.).
Skandalem był sam fakt, że takie pismo mogło ukazywać się przez kilka lat w wolnej Polsce, i to pod redakcją człowieka tak skompromitowanego popieraniem stanu wojennego i gromieniem solidarnościowej opozycji.
Przytoczone przeze mnie rozliczne przykłady publicystyki KTT dowodzą w sposób niewątpliwy, że zaliczyć ją można do jednej z najbardziej szkodliwych w dziejach powojennej Polski.
Prof. Jerzy Robert Nowak