Tuesday, December 25, 2007

Józef Beck wykonał plany Józefa Piłsudskiego i przyczynił się do klęski Hitlera


Józef Beck wykonał plany Józefa Piłsudskiego i przyczynił się do klęski Hitlera

Marszałek Józef Piłsudski był przekonany, że jakiekolwiek pakt wojskowy Polski z Niemcami lub Rosją oznaczałoby koniec niepodległości Polski. Dyplomacja polska miała za zadanie za wszelką cenę nie dopuszczenia do wejścia na teren polski wojsk niemieckich lub sowieckich pod jakimkolwiek pozorem.

Geopolitycznie Polska była zagrożona ze wschodu i z zachodu, zwłaszcza po zniszczeniu przez W.Brytanię planu Romana Dmowskiego, oficjalnego reprezentanta Polski na Zachodzie, który w 1918 roku w Wersalu zażądał, żeby w granicach polskich był Gdańsk i Kłajpeda oraz Prusy Wschodnie z wyjątkiem wolnego miasta Królewca, który miał być, wraz z okolicznym terenem, niezależny od Berlina.
W traktacie wersalskim W. Brytania przeforsowała stworzenie wolnego miasta Gdańska i zaliczenie Prus wschodnich do terenów państwa niemieckiego wraz z Królewcem. Wówczas marszałek Ferdynand Foche wskazał na Gdańsk i przepowiedział, że w Gdańsku zacznie się Druga Wojna Światowa. Warto zwrócić uwagę, że wówczas Anglia nie chciała wzmocnić Francji i dlatego osłabiała Polskę, sprzymierzeńca Francji.
Niemcy rozpoczęły Pierwszą i Drugą Wojnę Światową z nadzieją stworzenia wielkiego imperium kolonialnego. Z tego powodu Niemcy w 1914 roku zaczęły wojnę Rosją za pomocą ultimatum o treści, że: „jeżeli Rosja nie zdemobilizuje się w przeciągu 12 godzin, to jest w stanie wojny z Niemcami.” Wówczas plan marszałka Schliffen’a przewidywał szybkie zwycięstwo nad Francją i powolny podbój Rosji, w celu stworzenia na jej terenach kolonii niemieckiej tak jak W. Brytania uczyniła Indiach.
Niemiecki tranzyt przez polskie Pomorze do Prus był uzasadnieniem żądań Berlina na uzyskanie pozwolenia na stworzenie „korytarza” przez Polskę do Prus, za pomocą specjalnej linii kolejowej i szosy. Natomiast w krótkim czasie Niemcy i ich zwolennicy, zaczęli nazywać Pomorze Gdańskie „Polskim korytarzem przez Niemcy,” jeszcze przed dojściem do władzy Adolfa Hitlera.
Nim Hitler objął legalnie władzę w Niemczech, Józef Beck, patriota polski, żydowskiego pochodzenia, który był urodzony w 1894 roku w Warszawie, został wybrany przez marszałka Józefa Piłsudskiego na wykonawcę jego koncepcji, polityki zagranicznej niepodległej Polski w niezwykle trudnym położeniu miedzy dwoma silniejszymi sąsiadami, rządzonymi przez anty-polskich dyktatorów, na wschodzie przez komunistę a na zachodzie przez rasistę..
Józef Beck służył w Legionach Polskich w czasie Pierwszej Wojny Światowej, do momentu, kiedy Niemcy zażądali od Legionów złożenia przysięgi na wierność Niemcom, jako część armii Niemiec. Następnie Beck był czynny w tajnej Polskiej Organizacji Wojskowej na terenie Rosji i po puczu bolszewickim udało mu się przedostać do Polski. Pułkownik Beck wkrótce został adiutantem marszałka Piłsudskiego.
W 1922 roku pułkownik Beck służył jako attache wojskowy i oficer wywiadu polskiego w Paryżu, ale niedługo został odwołany po zmianie rządu w Polsce. Po zamachu stanu Piłsudskiego w 1926 roku, Beck został mianowany ministrem wojny i w 1930 roku wicepremierem. W dniu 2go listopada, 1932 roku, Józef Beck został mianowany ministrem spraw zagranicznych Polski i w następnych latach wiernie wprowadził w życie strategię Piłsudskiego obrony niepodległości Polski. Strategia ta przyczyniła się do klęski Niemiec w Drugiej Wojnie Światowej, ale niestety nie mogła zapobiec zdradzie Polski przez zachodnich Aliantów.
Hitler uważał się za jedynego człowieka, który może stworzyć imperium niemieckie na następne 1000 lat. Nim padły pierwsze strzały Drugiej Wojny Światowej Hitler powiedział przedstawicielowi Ligi Narodów w Berlinie, że jego celem jest „podbój Rosji, ale że jeżeli Zachód tego nie rozumie, to Niemcy zawrą chwilowy pokój z Rosją, zwyciężą siły zbrojne Zachodu i wtedy zdominują Rosję jako część wielkiego imperium niemieckiego na następne 1000 lat.”
W czasie pisania programu „Mein Kampf” w więzieniu w Landsbergu, Hitler dowiedział się od generała majora i profesora geopolityki Karl’a Haushoffer’a, że Niemcy przegrały Pierwszą Wojnę Światową głównie z powodu braku żołnierzy i zaprowiantowania. Tak, więc strategią konieczną i optymalną Niemiec było stworzenie wystarczająco liczebnego bloku, żeby zniszczyć Związek Sowiecki za pomocą ataku z zachodu 400 dywizji niemieckich i wojsk sprzymierzonych oraz ataku ze wschodu 200 dywizji japońskich, przeciwko 300 dywizjon sowieckim, z których każda była mniejsza liczebnie od niemieckich dywizji. Wojsko sowieckie było osłabione masową stalinowską czystką sowieckiego korpusu oficerskiego.
Po zdobyciu pól ropy naftowej w Rosji i na Bliskim Wschodzie, Niemcy miały zdominować świat i bez wojny, drogą szantażu zmusić W. Brytanię i Francję do przekazywania Niemcom ich imperium kolonialnego. Podstawowym warunkiem spełnienia tej optymalnej strategii Hitlera było przyłączenie Polski się do „Anty-Komiternowskiego Paktu” przeciwko Rosji.
Już 5go sierpnia 1935 roku, Hitler powiedział, że: „dobre stosunki polsko-niemieckie są podstawowe dla Niemiec i zaproponował współpracę wojskową, pakt przeciwko Rosji, pakt lotniczy, etc.” Rok później, 31 pierwszego sierpnia 1936 roku, Japonia przystąpiła do zainicjowanego przez Hitlera Paktu Anty-Kominternowskiego przeciwko Sowietom.
Włochy przystąpiły 6go listopada, 1937, w czasie zaczynających się walk japońsko-sowieckich. Von Ribbentrop nalegał wielokrotnie z pomocą Hermana Goeringa, który, przyjeżdżał po pozorem polowań w Białowieży, i starał się żeby Polska przystąpiła do anty-sowieckiego paktu. W dniu 24 października 1938 roku Niemcy zaproponowały Polsce ogólne załatwienie wszystkich spraw spornych w ramach Paktu Anty-Kominternowskieo. W tym samym czasie, największe bitwy lotnicze w historii odbywały się na froncie japońsko-sowieckim.
W dniu 26 stycznia, 1939 roku w Warszawie, minister Józef Beck powiedział Joachimowi von Ribbentrop’owi, że Polska do Paktu Anty-Kominternowskiego nie przystąpi. Tym aktem Polska zniszczyła nadzieje Hitlera na pokonanie Związku Sowieckiego uderzeniem ze wschodu i z zachodu bez walk na zachodnim froncie Niemiec. Co więcej Polska spowodowała stratę połowy wojsk, na które Hitler liczył.
Józef Beck był głównym architektem katastrofy Niemiec, ponieważ jego odmowa przystąpienia Polski do Paktu Antykominternowskiego, 25go stycznia, 1939, pozbawiła Hitlera połowy wojsk, na które liczył Hitler. Polska odmowa zniszczyła strategię sformułowaną przez generała Haushoffer’a.
Podobno po odmowie Polski, szef wywiadu niemieckiego, admirał Canaris, powiedział, że bez udziału Polski i Japonii przeciwko Sowietom, oraz wobec wojny na froncie zachodnim, Niemcy wojnę przegrają. Polska wówczas uratowała Rosję od wojny na dwa fronty, a jednocześnie stała na drodze z Niemiec do Rosji, która wówczas staczała ciężkie walki z Japończykami, sprzymierzonymi z Niemcami. Pokonanie Polski wymagało porozumienia Hitlera z Moskwą, które to porozumienie automatycznie było zdradą paktu Niemiec z Japonią.
Upadek Paktu Anty-Kominternowskiego był w dużej mierze wynikiem dyplomacji, Józefa Becka, który za pomocą zwłok z odpowiedzią negatywną od 1935 roku, nie dał możności Niemcom wcześnie skoordynować się z Japonią. Tak Niemcy jak i Japonia były podstawowo przekonane, że w końcu Polska będzie zmuszona przystąpić do paktu przeciwko Rosji.
Skutkiem zawarcia przez Niemcy paktu Ribbentrop-Mołotow w 1939 roku, Japonia poczuła się oszukana i zaprotestowała w Berlinie przeciwko temu paktowi. Hitlera został poczytany przez Japonię jako zdrajca, któremu nie można ufać, ale którym można manipulować przeciwko USA. Tak,więc dzięki polityce Becka, Pakt Anty-Kominternowski, który został podpisany przez Japonię w 1936 roku, doprowadził do ciężkich bitew na froncie Japońsko-Sowieckim, nim Hitler dowiedział się, że Polska odmówi przystąpienia do ataku na Rosję.
Tak, więc Japończycy dowidzieli się o pakcie Ribbentrop-Mołotow w czasie bitwy nad rzeką Kalką pod miejscowością Kalkim Gol, w której zginęło około 20,000 żołnierzy japońskich armii Kwantungu i około 10,000 żołnierzy sowieckich armii syberyjskiej. Skutkiem tego paktu do końca wojny wojska japońskie nie walczyły przeciwko Sowietom.
Zawieszenie broni japońsko-sowieckie zostało podpisane 15 września 1939 roku. W dniu 16go września zawieszenie broni japońsko-sowieckie weszło w życie. Następnego dnia, 17go września 1939 roku Sowiety rozpoczęły atak na Polskę. Porządek tych dat nie jest powszechne znany wśród Polaków, tak jak nie są należcie doceniane zasługi polskiej dyplomacji prowadzonej przez Józefa Becka.
Plan Hitlera liczył na podbój Związku Sowieckiego, przy pomocy 200 dywizji Japońskich i trzech i pół miliona żołnierzy polskich, w stu dywizjach zmobilizowanych przez Niemców, w ramach Paktu Anty-Kominternowskiego. Pakt ten przestał istnieć z chwilą odmowy Polski i zdrady Japonii przez Hitlera. Niemcy straciły połowę planowanych wojsk i wkrótce było im brak miliona żołnierzy na froncie, kiedy w 1941 roku, rozpoczęli atak na Rosję.
W 1941 Hitler starał się uzyskać udział Japonii przeciwko Sowietom i zgodził się wypowiedzieć wojnę przeciwko USA, zaraz po pierwszej bitwie japońsko-amerykańskiej. Faktycznie w cztery dni po ataku Japończyków na Pearl Harbor na Hawajach, Hitler wypowiedział wojnę Ameryce 11go grudnia, 1941 w zamian za obietnicę przystąpienia Japonii do działań przeciwko sowieckiej armii syberyjskiej.
Japończycy nie mieli zamiaru obietnicy tej dotrzymać i znacznie wcześniej szpieg sowiecki w Tokio, Ryszard Sorge, powiadomił Moskwę, że Japonia nie podejmie walk przeciwko armii syberyjskiej, która to armia, w sile 100,000 żołnierzy, dokonała odsieczy Moskwy i zadała pierwszą klęskę wojskom niemieckim oraz tym samym była punktem zwrotnym losów wojny.
Dyplomacja Józefa Becka odegrała podstawową rolę w klęsce Hitlera pod Moskwą jak i w przegraniu wojny przez Niemcy. Polska nie uchroniła się od masowych mordów w czasie wojny i powojennej niewoli sowieckiej z powodu zdrady przez Churchill’a i Rosevelta w Teheranie w 1943 roku, na rok przed Powstaniem Warszawskim w 1944 roku. W przeddzień Powstania Warszawskiego, patriota i wielki dyplomata polski, minister Józef Beck, który był jednym z architektów klęski Adolfa Hitlera, umarł na gruźlicę, 6go czerwca, 1944 roku, internowany w Rumunii, w miejscowości Stanesti. Zasługi Józefa Becka pozostały niedocenione i nie uczczono należcie jego pamięci.


Dodano/uzupełniono: 2007-12-23
Iwo Cyprian Pogonowski

Born Sept. 3, 1921
Lwów, Poland

in Dec 1939 left Warsaw. Dec 30, 1939 arrested by Ukrainians serving the Gestapo in Dukla, then transferred to Barwinek, Krosno, Jaslo, Tarnów, Oswiecim, arrived in Oranienburg-Sachsenhausen on Aug. 10, 1940.

April 19, 1945 started on the Death March of Brandenburg from Sachsenhausen; escaped gunfire of SS-guards and arrived to Schwerin and freedom on May 2, 1945.

September 1945 arrived in Brussels, Belgium; obtained admission as a regular student at the Catholic University: Institute Superieur de Commerce, St. Ignace in Antwerp.

in 1954 graduated in Civil Engineering at the top of his class. Was invited to join honorary societies: Tau Beta Pi (general engineering honorary society), Phi Kappa Phi (academic honorary society equivalent to Phi Beta Kappa), Pi Mu (mechanical engineering honorary society), and Chi Epsilon (civil engineering honorary society). Taught descriptive geometry at the University of Tennessee;

in 1955 graduated with M.S. degree in Industrial Engineering.

in 1955 started working for Shell Oil Company in New Orleans. After one year of managerial training was assigned to design of marine structures for drilling and production of petroleum.

in 1960 started working for Texaco Research and Development in Houston, Texas as a Project Engineer. Authored total of 50 American and foreign patents on marine structures for the petroleum industry;
wrote an article: The Rise and Fall of the Polish Commonwealth - A Quest for a Representative Government in Central and Eastern Europe in the 14th to 18th Centuries. Started to work on a Tabular History of Poland.

in 1972 moved to Blacksburg, Virginia. During the following years worked as Consulting Engineer for Texaco, also taught in Virginia Polytechnic Institute and State University as Adjunct Professor in the College of Civil Engineering teaching courses on marine structures of the petroleum industry. Designed and supervised the construction of a hill top home for his family, also bought 500 acre ranch (near Thomas Jefferson National Forest) where he restored 200 years old mill house on a mountain stream.

in 1978 prepared Polish-English, English-Polish Dictionary with complete phonetics, published by Hippocrene Books Inc. The dictionary included a Tabular History of Poland, Polish Language, People, and Culture as well as Pogonowski's phonetic symbols for phonetic transcriptions in English and Polish at each dictionary entry; the phonetic explanations were illustrated with cross-sections of speech (organs used to pronounce the sounds unfamiliar to the users). It was the first dictionary with phonetic transcription at each Polish entry for use by English speakers

in 1981 prepared Practical Polish-English Dictionary with complete phonetics, published by Hippocrene Books Inc.

in 1983 prepared Concise Polish-English Dictionary with complete phonetics, published by Hippocrene Books Inc. Wrote an analysis of Michael Ch ci ski's Poland, Communism, Nationalism, Anti-Semitism. Also selected crucial quotations from Norman Davies' God's Playground - A History of Poland on the subject of the Polish indigenous democratic process.

in 1985 prepared Polish-English Standard Dictionary with complete phonetics, published by Hippocrene Books Inc. Also prepared a revised and expanded edition of the Concise Polish-English Dictionary with complete phonetics, also published by Hippocrene Books Inc.

in 1987 prepared Poland: A Historical Atlas on Polish History and Prehistory including 200 maps and graphs as well as Chronology of Poland's Constitutional and Political Development, and the Evolution of Polish Identity - The Milestones. An introductory chapter was entitled Poland the Middle Ground. Aloysius A. Mazewski President of Polish-American Congress wrote an introduction. The Atlas was published by Hippocrene Books Inc. and later by Dorset Press of the Barnes and Noble Co. Inc. which sends some 30 million catalogues to American homes including color reproduction of book covers. Thus, many Americans were exposed to the cover of Pogonowski's Atlas showing the range of borders of Poland during the history - many found out for the firsttime that Poland was an important power in the past. Total of about 30,000 atlases were printed so far.

In 1988 the publication of Poland: A Historical Atlas resulted in a number of invitations extended by several Polonian organizations to Iwo Pogonowski to present Television Programs on Polish History. Pogonowski responded and produced over two year period 220 half-hour video programs in his studio at home (and at his own expense.) These programs formed a serial entitled: Poland, A History of One Thousand Years. Total of over 1000 broadcasts of these programs were transmitted by cable television in Chicago, Detroit-Hamtramck, Cleveland, and Blacksburg.

in 1990-1991 translated from the Russian the Catechism of a Revolutionary of 1869 in which crime has been treated as a normal part of the revolutionary program. Started preparation of the Killing the Best and the Brightest: A Chronology of the USSR-German Attempt to Behead the Polish Nation showing how the USSR became a prototype of modern totalitarian state, how this prototype was adapted in Germany by the Nazis.

in 1991 prepared Polish Phrasebook, Polish Conversations for Americans including picture code for gender and familiarity, published by Hippocrene Books Inc.

in 1991 prepared English Conversations for Poles with Concise Dictionary published by Hippocrene Books Inc. By then a total of over 100,000 Polish-English, English-Polish Dictionaries written by Pogonowski were sold in the United States and abroad.

in 1992 prepared a Dictionary of Polish, Latin, Hebrew, and Yiddish Terms used in Contacts between Poles and Jews. It was prepared for the history of Jews in Poland as well as 115 maps and graphs and 172 illustrations, paintings, drawings, and documents, etc. of Jewish life in Poland. This material was accompanied by proper annotations.

in 1993 prepared Jews in Poland, Rise of the Jews as a Nation from Congressus Judaicus in Poland to the Knesset in Israel, published by Hippocrene Books Inc. in 3000 copies. Foreword was written by Richard Pipes, professor of history at Harvard University, and Pogonowski's school mate in the Keczmar school in Warsaw. Part I included: a Synopsis of 1000 Year History of Jews in Poland; the 1264 Statute of Jewish Liberties in Poland in Latin and English translation; Jewish Autonomy in Poland 1264-1795; German Annihilation of the Jews. In appendixes are documents and illustrations. An Atlas is in the Part III. It is divided as follows: Early Jewish Settlements 966-1264; The Crucial 500 Years, 1264-1795; Competition (between Poles and Jews) Under Foreign Rule, 1795-1918; The Last Blossoming of Jewish Culture in Poland, 1918-1939; German Genocide of the Jews, 1940-1944; Jewish Escape from Europe 1945-1947 - The End of European (Polish) Phase of Jewish History (when most of world's Jewry lived in Europe). Pogonowski began to write a new book starting with the Chronology of the Martyrdom of Polish Intelligentsia during World War II and the Stalinist Terror; the book in preparation was entitled Killing the Best and the Brightest.

in 1995 prepared Dictionary of Polish Business, Legal and Associated Terms for use with the new edition of the Practical Polish-English, English-Polish Dictionary and later to be published as a separate book.

in 1996 Pogonowski's Poland: A Historical Atlas; was translated into Polish; some 130 of the original 200 maps printed in color; the Chronology of Poland was also translated into Polish. The Atlas was published by Wydawnictwo Suszczy ski I Baran in Kraków in 3000 copies; additional publications are expected. Prepared Polish-English, Eglish-Polish Compact Dictionary with complete phonetics, published by Hippocrene Books Inc.

in 1997 finished preparation of the Unabridged Polish-English Dictionary with complete phonetics including over 200,000 entries, in three volumes on total of 4000 pages; it is published by Hippocrene Books Inc; the Polish title is: Uniwesalny S ownik Polsko-Angielski. Besides years of work Pogonowski spent over $50,000 on computers, computer services, typing, and proof reading in order to make the 4000 page dictionary camera ready; assisted in the preparation of second edition of Jews in Poland, Rise of the Jews from Congressus Judaicus in Poland to the Knesset in Israel published in fall of 1997. Prepared computer programs for English-Polish Dictionary to serve as a companion to the Unabridged Polish-English Dictionary printed by the end of May 1997.

in 1998 Pogonowski organized preparation of CD ROM for the Unabridged Polish-English Dictionary, Practical English-Polish Dictionary, Polish Phrasebook for Tourists and Travelers to Poland, all published earlier by Iwo C. Pogonowski. The Phrasebook includes 280 minutes of bilingual audio read by actors. Started preparation for a new edition of Poland: A Historical Atlas. New Appendices are being prepared on such subjects as: Polish contribution to Allied's wartime intelligence: the breaking of the Enigma Codes, Pune Munde rocket production; Poland's contribution to the international law since 1415; Poland's early development of rocket technology such as Polish Rocketry Handbook published in 1650 in which Poles introduced for the first time into the world's literature concepts of multiple warheads, multistage rockets, new controls in rocket flight, etc. Poland's Chronology is being enlarged to reflect the mechanisms of subjugation of Polish people by the Soviet terror apparatus. Continued preparation of the Killing the Best and the Brightest: A Chronology of the USSR-German Attempt to Behead the Polish Nation, including the 1992 revelations from Soviet archives as well as the current research in Poland. Continued preparation of two-volume English Polish Dictionary, a companion to the Unabridged Polish-English Dictionary published in 1997. Reviewed Upiorna Dekada by J. T. Gross.

in 1999 Pogonowski continued writing Poland - An Illustrated History and preparing for it 21 maps and diagrams and 89 illustrations.

in 2000 Pogonowski prepared, in a camera ready form, Poland - An Illustrated History; it was published by Hippocrene Books Inc. NY 2000 and recommended by Dr. Zbigniew Brzezinski, National Security Advisor under President Carter, as "An important contribution to the better understanding of Polish history, which demonstrates in a vivid fashion the historical vicissitudes of that major European nation."



--------------------------------------------------------------------------------
Copyright © Iwo Cyprian Pogonowski
www.pogonowski.com

Katyń 1940 (Ostatni List)


II World War Video

Bitwa Warszawska 1920

Bitwa Warszawska 1920

Saturday, December 22, 2007

Chiny wkrótce wyprzedzą USA

Chiny wkrótce wyprzedzą USA
Nasz Dziennik, 2007-12-22
POLSKA NA GLOBALNEJ SZACHOWNICY Z prof. Witoldem Kieżunem, wykładowcą w Wyższej Szkole Przedsiębiorczości i Zarządzania im. Leona Koźmińskiego, specjalizującym się w problematyce międzynarodowego zarządzania, rozmawia Mariusz Bober Rosnąca potęga ekonomiczna Chin, ogromny rynek, a przede wszystkim zalewający coraz więcej państw tani eksport z tego kraju sprawiają, że są one często wręcz zmuszone do podjęcia tego wyzwania, bo w dzisiejszym świecie wprowadzanie barier celnych jest coraz trudniejsze do utrzymania. Jednak przy nawiązywaniu relacji gospodarczych pojawia się problem nierespektowania przez ten kraj praw człowieka, co zwłaszcza dla państw zachodnich jest sprawą podstawową, ale niestety nie zawsze. Jak więc układać relacje z Chinami? - Trzeba mieć przede wszystkim świadomość, jak wielką potęgą są Chiny i jaką mają filozofię rozwoju. Chiny były pierwszym krajem komunistycznym, który przeszedł na gospodarkę rynkową. Te zmiany rozpoczęły się już w 1978 r., czyli 10 lat wcześniej niż ustawa wprowadzona przez Mieczysława Rakowskiego o częściowej prywatyzacji. Dopiero wtedy uznano u nas, że system gospodarki planowej do niczego nie prowadzi. Obecnie Chiny mają nieporównywalnie lepsze efekty od wszystkich państw pokomunistycznych. Ostatnie amerykańskie dane wskazują, że już w 2015 r. chiński Produkt Krajowy Brutto będzie wyższy o 7 proc. od amerykańskiego, a więc już w stosunkowo bliskiej przyszłości Chiny będą pierwszą potęgą gospodarczą świata. To oznacza, że coraz trudniej będzie rywalizować z tym państwem, a zwłaszcza bronić się przed jego tanim i - przynajmniej na razie - często marnej jakości eksportem? - Możliwość konkurencji z tym państwem jest bardzo ograniczona, ponieważ społeczeństwo chińskie reprezentuje zupełnie inną postawę niż społeczeństwa zachodnie, w tym polskie, mimo dużej różnorodności "szczepów" i języków w Państwie Środka. Chińczycy zostali ukształtowani przez filozofię Konfucjusza, w której praca jest traktowana jako wartość sama w sobie. Efekt jest niesamowity, sam miałem okazję przekonać się o tym. W latach 80. współpracowałem z nimi, gdy z ramienia ONZ nadzorowałem budowę autostrady w Centralnej Afryce, w Burundi. Otóż zatrudnieni przy tej inwestycji Chińczycy pracowali 7 dni w tygodniu po 10 godzin na dobę, z przerwą jedynie na obiad dowożony im na miejsce pracy. O tym fakcie musiałem poinformować ONZ. Z siedziby w Nowym Jorku otrzymałem dyrektywę, że muszę przeciwko temu stanowczo zaprotestować, ponieważ jest to niezgodne z prawami człowieka. Gdy powiedziałem o tym kierownikowi Chińczyków, zdziwił się, zapewniając, że dla nich taka praca jest normalna. "Niech pan przyjdzie po 18.00, gdy kończą pracę, i zobaczy, czy tak wyglądają ludzie wyzyskiwani" - zaproponował. I rzeczywiście, po powrocie z budowy śpiewali, organizowali zabawy, aktywnie działały kółka zainteresowań. Ale czy to rzeczywiście było naturalne zachowanie, a nie wynik "tresury" ze strony reżimu? - Ja też się tego obawiałem. Jednak wielokrotnie przyjeżdżałem tam po godz. 18.00, żeby zobaczyć, jak oni się naprawdę zachowują. Rzeczywiście, po zakończeniu pracy nie widać było po nich zmęczenia. Dużo jest w tym prawdy, że nie traktują intensywnej pracy jako wyzysku. Jest to postawa będąca całkowitym przeciwieństwem tej, jaką prezentują społeczeństwa zachodnie, gdzie dominuje podejście: jak najmniej pracować, jak najwięcej zarobić. Oczywiście nie oznacza to, że w Chinach nie ma jakichś form wyzysku. Jest np. bardzo wielu ludzi, którzy wcześniej dzierżawili ziemię państwową, a zostali jej pozbawieni, gdy zaczęto realizować wielkie inwestycje na tych terenach. Zatrudniają ich państwowe i prywatne firmy, nie gwarantując ubezpieczenia, i to również jest wyzysk. Jednak Chińczycy akceptują to, bo w dużej mierze traktują pracę jako wartość samą w sobie. Podobnie było dawniej w Japonii. Jednak teraz, w młodym japońskim pokoleniu, ta postawa się zmieniła. Takie podejście Chińczyków do pracy w dużej mierze ma wpływ właśnie na wyniki gospodarki, ponieważ generuje ona dużą wydajność. Całkowicie kontrastuje z tym sytuacja np. w Polsce, gdzie mamy ogromną liczbę wczesnych emerytów i rencistów, ludzi, którzy bardzo chętnie korzystają z pierwszej okazji pozbycia się pracy. Pracowitość to jedyna przyczyna szybkiego wzrostu gospodarczego w ChRL? - Nie. Ważny jest też cel. W Chinach, od początku historii tego kraju, panowała filozofia: my jesteśmy Państwem Środka, centrum świata. Na zewnątrz otaczamy się murem, poza którym są tylko barbarzyńcy. Dziś ta filozofia wróciła. Mówi się: my jesteśmy obecnie najstarszą cywilizacją świata, funkcjonującą już wtedy, gdy Europejczycy chodzili jeszcze w skórach. Mają jasny, ambitny cel - zbudowanie wielkiego, bogatego państwa, największej potęgi świata. A więc mają czysto imperialistyczne cele, jakie stawiało sobie w historii już wiele potęg? - Rzeczywiście. Na tej zasadzie Mussolini rozbudował Włochy, Hitler - Niemcy, a Stalin - Rosję. Aktualny "imperializm" chiński ma jednak głównie charakter ekonomiczny. Chiny staną się nie tylko wyzwaniem gospodarczym dla świata? - Rośnie ich potęga nie tylko ekonomiczna (ekspansja przede wszystkim w Afryce), ale też wojskowa, zbroją się w niesamowitym tempie. Ich ekspansja ma wymiar oczywiście także demograficzny. Amerykanie oceniają, że na Syberii osiedliło się już nielegalnie ok. 4 mln Chińczyków. Moskwa usiłuje powstrzymać ten proces, oferując różne ułatwienia dla Rosjan, którzy się tam osiedlą. Jednak rdzenni mieszkańcy tych ziem uciekają stamtąd. Myślę, iż na osiedlanie się Chińczyków na Syberii może mieć też wpływ ich problem z demografią. Mianowicie przez lata prowadzono w Chinach politykę jednego dziecka i preferowano płeć męską. Co to dziś oznacza? Że jest grupa może nawet kilkuset milionów mężczyzn, którzy nie mogą znaleźć żon. W perspektywie mogą ich szukać właśnie m.in. w Rosji. Dlatego nie uważam, by dobrym rozwiązaniem było ułatwianie zatrudniania u nas Chińczyków. Z prognoz demograficznych wynika, że np. we Francji w 2051 r. będzie więcej muzułmanów niż rdzennych obywateli tego kraju. Jeśli weźmiemy jeszcze pod uwagę, że tylko 15 proc. imigrantów z takich rodzin się integruje, to mamy gotowy problem, który dziś obserwujemy na przedmieściach francuskich miast. Potęga Chin została zbudowana w dużej mierze przez firmy zachodnie, które także mają ogromny wpływ na gospodarkę tego kraju? - Oczywiście. Jednak sęk w tym, że te wpływy są kontrolowane. Chińczycy, prywatyzując państwowy majątek i dopuszczając do tego procesu zagraniczne firmy, stawiali dość oryginalne warunki, np. 50 proc. produkcji ma być przeznaczone na eksport. Poza tym zawierali umowy dzierżaw, zwykle na 30 lat. Po tym okresie dana firma wracała pod kontrolę państwa. Więc to otwarcie na zachodni kapitał jest kontrolowane. Rzeczywiście, tam jest bardzo duży udział firm zagranicznych, jednak rośnie też udział zagranicznego kapitału chińskiego Chińczyków zamieszkałych od dawna za granicą. Dziś ocenia się, że posiada on jedną trzecią udziałów w gospodarce ChRL. Tak dużo jest tam rodzimych przedsiębiorców, czy raczej państwowych firm? - Nie tylko. Dodatkowy element to chińska diaspora poza granicami kraju. Dla mnie dużym zaskoczeniem było to, że komuniści rządzący Chinami, gdy zaczęli wprowadzać wolny rynek, nawiązali kontakty z dotychczasowymi "wrogami ludu" - chińskimi kapitalistami na obczyźnie. Na pierwsze prywatyzacje zaprosili właśnie ich, nawet przedsiębiorców z Tajwanu [będącego formalnie w stanie wojny z ChRL - red.]. To właśnie Chińczycy spoza kraju początkowo przejęli pięć szóstych państwowych firm, a byli zapraszani nawet do obejmowania funkcji dyrektorów państwowych przedsiębiorstw, właśnie dlatego, że byli Chińczykami. Jest to całkowicie odmienne podejście od tego, jakie przyjęto w Polsce. U nas nie wykorzystano możliwości Polonii. Tymczasem jest ona drugą najbogatszą grupą etniczną w USA. Poza Polską żyje co najmniej 15 mln naszych rodaków lub osób pochodzenia polskiego. Można było zapraszać ich do inwestowania i stwarzać ku temu korzystne warunki. W ChRL Chińczycy z emigracji, którzy zainwestowali w kraju, mieli preferencyjne obciążenia podatkowe. Postawiono po prostu na gospodarkę, trochę tak jak w USA. Poprzedni prezydent Bill Clinton znany był m.in. z tego, że w swoim biurze zawiesił sobie na ścianie napis: "Przede wszystkim gospodarka, głupcze!". Chińczycy zjednoczeni wspólnym celem mniej energii tracą na wewnętrzne spory, tak jak to się dzieje w Polsce. Oni nie wymieniają niemal od zera kadry rządzącej co cztery, a nawet co dwa lata... ...a wracając do praw człowieka... - Tam rzeczywiście są z tym poważne problemy. Jest np. ustawa, która zezwala na karanie śmiercią za działania przeciwko rozwojowi kraju. Można pod to podciągnąć wiele. W ten sposób karani są np. urzędnicy za korupcję. Ten reżim jest oczywiście nie do zaakceptowania i usprawiedliwienia. Tu dochodzimy do kwestii granic liberalizmu... Ale na ile można wpływać na ten kraj, by respektował prawa człowieka? USA przez pewien czas stosowały nawet sankcje gospodarcze. Później przyjęły koncepcję wpływania na Chiny właśnie poprzez relacje gospodarcze. Jednak do tego trzeba chyba mieć gospodarkę taką jak amerykańska. Polska raczej nie jest w stanie wywierać nawet w połowie takiego wpływu? - Oczywiście. Zresztą we współczesnej gospodarce możliwości bezpośredniego oddziaływania na sytuację polityczną poprzez relacje ekonomiczne są coraz mniejsze. Niemniej oczywiście powinno się wywierać presję na Chiny, aby respektowały prawa człowieka, m.in. poprzez kształtowanie pewnych postaw. W zeszłym roku 100 mln Chińczyków wyjechało za granicę w celach turystycznych. Wielu również studiuje w innych krajach. W ten sposób można wpływać na kształtowanie się świadomości mieszkańców ChRL, która rzeczywiście zmienia się w ostatnich latach. Otwierają się na literaturę światową. Tłumaczonych jest tam wiele pozycji. Kontakty są coraz szersze. Zwiększa się też świadomość swoich praw u mieszkańców ChRL. Dlatego uważam, że właśnie należy utrzymywać i rozszerzać kontakty z Chinami. Można byłoby też podjąć wysiłki np. na rzecz zaprzestania wykonywania tam kary śmierci, ale w to musiałaby się zaangażować przynajmniej cała Unia Europejska. Inicjatywa samej Polski nic by nie dała. Jednak używanie metody blokady ekonomicznej wydaje mi się mało realne, przede wszystkim dlatego, że UE sama w dużej mierze kupuje chińskie tanie towary. Ponadto ich odbiorcą jest dziś praktycznie cały świat - Afryka, obie Ameryki i Azja. Dlatego jest to naprawdę trudny problem. W dodatku Niemcy i Francuzi obecnie masowo inwestują w ChRL. Zachód jest i za słaby, i zbyt skupiony na interesach, by dbać o prawa chrześcijan, opozycji i Tybetańczyków? - Unia głosi Kartę Praw Podstawowych, ale zapomina w ogóle o zasadzie solidarności. Jak w tej sytuacji Polska może układać relacje z Chinami? - W naszym interesie byłoby nawet inwestowanie w tym kraju. Jakieś małe inwestycje są. Dużego kapitału, niestety, nie mamy. O wiele większy wpływ można byłoby wywrzeć, angażując UE. Do tego potrzeba byłoby jednak woli politycznej w Unii. Niektórzy uważają, że nie należy wywierać zbyt dużej presji na Chiny, ponieważ po 2 tys. lat kraj ten wprowadza od pewnego czasu system prawny na modłę zachodniego, zakładający szacunek dla praw człowieka. Jak Pan to ocenia? - Niewątpliwie w ostatnich latach widać postęp pod tym względem, zwłaszcza po otrzymaniu przez ChRL prawa organizacji olimpiady. Duży wpływ na to ma także rozwój tego kraju i kontakty ze światem, a także bogacenie się Chińczyków. Zresztą oni sami starają się to regulować, próbując zmniejszyć różnice w zamożności między najbiedniejszymi i najbogatszymi. Z prognoz wynika, że w 2020 r. PKB wyniesie tam 20 tys. USD na głowę. Taki właśnie cel postawili przed sobą. Problem dużego rozwarstwienia społecznego pokazuje, że nie jest to już kraj komunistyczny, ale niewątpliwie nie jest całkiem kapitalistyczny. Jaki więc jest? - To swoista hybryda. 70 proc. kadry kierowniczej w partii komunistycznej to ludzie bogaci, a w gronie najbogatszych ludzi świata już jest jeden Chińczyk. Zlikwidowali właściwie centralne zarządzanie gospodarką. Nawet państwowe firmy działają na zasadach rynkowych i też mogą zbankrutować. Przedsiębiorstwa produkują po prostu na potrzeby rynku, także wewnętrznego. U nich również rośnie konsumpcja i zmienia się świadomość. Tu także istotną rolę odegrała strategia Amerykanów sprytnego urabiania mieszkańców Państwa Środka poprzez wymianę myśli i relacje gospodarcze, polityczne, kulturalne itd. Właśnie, niektórzy uważają, że skoro trudno nam nie tylko wejść na chiński rynek, ale też wpływać na ten kraj, aby przestrzegał prawa człowieka, to może łatwiej będzie oddziaływać nań poprzez kulturę? - Jest to jakiś sposób. W Japonii np. nasz kompozytor Fryderyk Chopin jest powszechnie znany i popularny, nawet bardziej niż w Polsce. Także w ten sposób można oddziaływać na Chiny - poprzez rozwijanie kontaktów kulturalnych oraz wymianę studentów i naukowców. Kto powinien w takim razie nadawać ton w układaniu tych relacji? Państwo? Czy raczej powinny to być inicjatywy oddolne, bo kontakty naukowe i kulturalne to raczej specjalność struktur oddolnych - uniwersytetów, naukowców itp.? - Oczywiście konieczna jest sformalizowana działalność organów państwowych, ale także i inicjatywa oddolna, np. werbunek studentów chińskich do polskich uczelni z wykładami po angielsku, jak ma to już miejsce w Wyższej Szkole Przedsiębiorczości i Zarządzania im. Leona Koźmińskiego, czy organizowanie wspólnych konferencji naukowych, takich, jaka odbyła się w tym roku w Wyższej Szkole Społeczno-Ekonomicznej w Warszawie.
Dziękuję za rozmowę

Praca Sejmu dwa miesiące po wyborach



Praca Sejmu dwa miesiące po wyborach
pos. Joachim Brudziński (2007-12-22)
Aktualności dnia
słuchajzapisz

Joachim Brudziński - Poseł na Sejm RP, Sekretarz Generalny PiS ...
Joachim Brudziński - Poseł na Sejm RP, Sekretarz Generalny PiS, Przewodniczący Zarządu Głównego PiS। Witamy na stronie Posła PiS z okręgu szczecińskiego.www.joachimbrudzinski.pl/

Joachim Brudziński, Pochodzi z Sądecczyzny। Ma 39 lat i wychowany został w górach Beskidu Sądeckiego, w kulcie partyzantki AK-owskiej.

Jakie korzyści z Schengen?

Jakie korzyści z Schengen?
dr Mieczysław Ryba (2007-12-22)
Aktualności dnia
słuchajzapisz

Ziobro przerywa milczenie

Ziobro przerywa milczenie
Nasz Dziennik, 2007-12-22
Zbigniew Ziobro: Komisja śledcza powinna zbadać również postępowanie w sprawie finansów Platformy Obywatelskiej Zbigniew Ziobro, minister sprawiedliwości w rządzie Jarosława Kaczyńskiego, zaprzecza, jakoby kiedykolwiek naciskał na prokuratorów prowadzących śledztwo w sprawie śmierci jego ojca. Dementuje również rewelacje mediów, że w tej sprawie prokuratura - na jego polecenie - zamawiała aż pięć kosztownych ekspertyz biegłych. Wczorajsza konferencja prasowa Zbigniewa Ziobry była pierwszą od wielu tygodni. Jak przyznał, zorganizował ją tylko dlatego, że politycy PO zdecydowali się wykorzystać jego osobistą tragedię, śmierć bliskiej osoby, do politycznych rozgrywek związanych z wnioskiem o powołanie kolejnej komisji śledczej. - Donald Tusk mówił kiedyś: "Nie po słowach, a po czynach nas poznacie". Myślę, że te czyny mówią bardzo wiele o tych, którzy z jednej strony zapewniają o swojej miłości, z drugiej wykorzystują ludzką tragedię i cierpienie do politycznych harców - tak były minister sprawiedliwości Zbigniew Ziobro skomentował zachowanie polityków Platformy Obywatelskiej, którzy domagają się powołania kolejnej komisji śledczej. Tym razem w sprawie rzekomych nacisków na prokuratorów prowadzących śledztwo w sprawie śmierci ojca Ziobry. Kilkakrotnie na łamach głównie "Gazety Wyborczej" w okresie rządów PiS pojawiały się informacje, jakoby minister sprawiedliwości naciskał na prokuratorów, by ci nie umarzali postępowania, ręcznie sterował śledztwem czy też o rzekomych pięciu kosztownych ekspertyzach, jakie miały być zamówione przy okazji tego śledztwa. Jak tłumaczył Ziobro, nie dementował wcześniej tych informacji, ponieważ sprawa śmierci ojca była bolesna dla niego i jego bliskich, zdecydował się na konferencję prasową dopiero w momencie, gdy sprawa zaczęła być wykorzystywana przez PO do rozgrywek politycznych. - Platforma ma przecież nadzór nad prokuraturą. Dlaczego minister Ćwiąkalski nie sprawdził tych informacji? Nigdy nie wywierałem żadnych nacisków na prowadzących śledztwo w tej sprawie, byłem przeciwny wszczęciu takiego postępowania - mówił Ziobro na krótkiej konferencji prasowej. Były minister sprawiedliwości przeprosił dziennikarzy, że porusza taki temat w okresie przedświątecznym, ale zaznaczył też, że "trzeba wyciągnąć wnioski z tego, co się dzieje". - Z jednej strony mamy słowotok o miłości, obejmującej również serca polityków, z drugiej agresję, na którą nie można nie odpowiedzieć - mówił Ziobro. Tłumaczył, że jedynym wnioskiem, jaki złożył w związku z tym śledztwem, była prośba o to, by było ono prowadzone nie przez prokuraturę okręgową, ale rejonową, a więc na najniższym szczeblu prokuratorskim. Powiedział również, że sam fakt zlecenia przeprowadzenia ekspertyzy przez biegłego w tej sprawie świadczy o tym, że śledztwo nie było przez niego kontrolowane, bo taka ekspertyza na wstępnym etapie śledztwa byłaby błędem, a on sam nigdy w takiej sytuacji by się na nią nie zgodził. - Prace komisji śledczej wykażą, że nie wywierałem żadnych nacisków, że śledztwo nie było przeze mnie kontrolowane. Dziwię się natomiast, że Platforma nie umieściła we wniosku dotyczącym powołania komisji również kontroli śledztwa prokuratorskiego w sprawie finansów Platformy Obywatelskiej. Przecież zdaniem mediów - to postępowanie rzekomo również miało mieć charakter polityczny i być wynikiem nacisków. Dlaczego więc Platforma nie chce zbadać sprawy, w której pojawia się pani Sawicka, pan Drzewiecki? Czego boi się Donald Tusk? - pytał Ziobro.
WW

Kręte drogi Julii Pitery


Kręte drogi Julii Pitery
Nasz Dziennik, 2007-12-22
Julia Pitera przez parę lat należała do najzajadlejszych antypisowskich zagończyków, wyjątkowo skorych do angażowania się w kolejne pyskówki przeciw tej partii. Doczekała się za to odpowiedniego uhonorowania poprzez mianowanie jej pełnomocnikiem rządu Tuska ds. walki z korupcją. Dziś stara się szczególnie zasłużyć poprzez wszczynanie kolejnych ataków na Radio Maryja i związane z nim dzieła. Ataki te nie są oparte na żadnych argumentach merytorycznych, nie mają w ogóle logicznego uzasadnienia. Chodzi po prostu o cel polityczny: jak największe zaszkodzenie obrazowi Radia Maryja i Ojca Dyrektora Tadeusza Rydzyka. Nachalne wystąpienia pani Pitery najlepiej zdefiniował poseł PiS Zbigniew Girzyński, mówiąc: "Pani Pitera próbuje w ten sposób zatuszować swoją niekompetencję i brak wiedzy niezbędnej do pełnienia piastowanego stanowiska" (por. "Nasz Dziennik" z 17 grudnia 2007 r.). Trzeba przyznać, że w porywczej naturze pani minister Pitery od wielu lat zakodowana jest skłonność do wszczynania różnych promujących ją awantur. Nieprzypadkowo wśród licznych osób, obserwujących jej emocjonalne działania w samorządzie warszawskim, już dawno zyskała sobie ksywę "straszna Julia". Wiele krytyki wywołało zmienianie partii politycznych przez Piterę - zdążyła zaliczyć ich aż pięć. Takie zachowanie kameleona ujawniło kolejną, dość szczególną cechę jej osobowości: absolutny brak jakiegokolwiek poczucia wdzięczności dla sił politycznych, które kolejno wykorzystała jako trampolinę do pchnięcia naprzód swej kariery. Pitera parokrotnie "odwdzięczała się" za poparcie tym większą później agresją (vide historia związków z UPR, a później Ligą Republikańską, których poparciu zawdzięczała zdobycie kolejnych mandatów w wyborach na radną). Kompleks nieudanej aktorki Pod koniec liceum zamarzyła o dostaniu się do szkoły teatralnej. Przez cały rok pilnie uczęszczała na lekcje tańca i dykcji prowadzone przez Krystynę Królikiewicz, matkę scenarzysty Cezarego Harasimowicza. Lekcje nie na wiele jej się zdały - oblała egzamin do szkoły teatralnej, co najwyraźniej mocno wówczas przeżyła. Na internetowym blogu Andrzeja Krzemińskiego można przeczytać o Piterze, że "cała ta polityczna kariera jest tylko narcystycznym popisem niezrealizowanej aktoreczki" (cyt. za: E. Isakiewicz, Kompleks śledczej. Portret Julii Pitery, "Tygodnik Powszechny" z 16 grudnia 2007 r.). Po oblaniu egzaminu do szkoły teatralnej dostaje się na polonistykę. Dalej pielęgnuje swe ambicje aktorskie, kieruje sekcją teatralną na Wydziale Polonistyki, bywa częstym gościem w Państwowej Wyższej Szkole Teatralnej, szuka kolejnych kontaktów z aktorami. Podobno doczekała się w czasie spotkania z Janem Łomnickim szczególnie upragnionego komplementu: "Pani byłaby świetną aktorką" (por. tamże). Pogrzebane szanse na własną karierę artystyczną powetowała sobie wejściem w "odpowiedni" związek artystyczny - wyszła za studenta reżyserii w Łódzkiej Szkole Filmowej Pawła Piterę. Jej mężowi udało się rozpocząć artystyczną karierę - został reżyserem filmowym, podczas gdy młoda Julia na długo musiała się zadowolić dużo nudniejszą pracą dokumentalistki w Instytucie Badań Literackich. Nic dziwnego, że mąż - udany reżyser filmowy - na trwałe zaimponował Julii, nieudanej aktorce. Małgorzata Subotić pisała w "Rzeczpospolitej" z 8-9 grudnia 2007 r.: "Paweł jest bardzo ważną osobą z punktu widzenia kariery pani Julii. To on nadaje ton ich małżeństwu, jest w nim osobą dominującą (...). Każde zdanie zaczynała od 'mój mąż uważa', ale ponieważ wszyscy się z niej śmiali, to przestała - twierdzi były radny sejmiku mazowieckiego. - Paweł jest jej mistrzem, chyba jedyną osobą, której słucha". Według artykułu Teresy Bochwic w "Rzeczpospolitej" z 10-11 sierpnia 2002 r., Pitera uskarżała się: "W PRL? Czułam się bez przerwy ograniczona i upokorzona. Nie dawali mi paszportu od 1976 r., bo siostra była za granicą na stypendium. Odmowę uzasadniali 'ważnymi względami społecznymi'". Poczucie "upokorzenia" w PRL nie przeszkadzało Julii Piterze i jej mężowi w ciągłych staraniach u władz partyjnych i państwowych o uzyskanie mieszkania (wraz z małym synkiem mieszkali u rodziców). Wspominała później: "Pisaliśmy podania do spółdzielni, odwołania, skargi do KC PZPR, do sekretarzy partyjnych, do Rady Państwa. Bez skutku" (cyt. za: T. Bochwic, op. cit.). Pod koniec 1981 r. Piterom udało się uzyskać, niezłe jak na ówczesne ograniczenia lokalowe, mieszkanie - 67 m kw. na Ursynowie. Nie zadowoliło ich to, postanowili poszukać odpowiednio dużego strychu do zagospodarowania. I tu jako młoda rodzina reżyserska zwrócili się o pomoc do Związku Socjalistycznej Młodzieży Polskiej. W odpowiedzi na skierowane do tego związku podanie Piterowie uzyskali promesę przyznania odpowiedniego strychu, jeśli szybko zaczną remont. Uzyskali duży strych na Mokotowie i przystąpili do jego adaptacji. Już sam fakt, że zwrócili się o pomoc do ZSMP, dowodzi, że nie byli w latach jaruzelszczyzny skorzy do opozycyjnego angażowania się czy podejrzani o opozycyjność. Działo się tak, pomimo że sama Julia pracowała w dość opozycyjnie nastawionym Instytucie Badań Literackich, m.in. razem z Jadwigą Kaczyńską i z żoną Antoniego Macierewicza. Według "Newsweeka" z 16 grudnia 2007 r.: "Macierewicz korzystał z pomocy męża Pitery, a następnie oskarżył go, że jest agentem". O całej sprawie najszerzej pisze Małgorzata Subotić w "Rzeczpospolitej" z 8-9 grudnia 2007 r.: "Julia Pitera ze wzburzeniem opowiada mi o tym, co znajomi dziennikarze usłyszeli od Lecha Kaczyńskiego, gdy był prezydentem Warszawy. - Niech się państwo dowiedzą, kim jest mąż pani Pitery - miał wtedy powiedzieć prezydent Kaczyński. Co sugerował? Paweł Pitera znalazł się na liście Wildsteina. - To było chyba w roku osiemdziesiątym, gdy mąż kończył szkołę filmową w Łodzi - mówi Pitera. SB zmusiło męża do podpisania oświadczenia, że zobowiązuje się zachować ich rozmowę w dyskrecji - wyjaśnia. Tę wersję potwierdza też sam Paweł Pitera, ale zaznacza, że nie wie, co jest w jego teczce. - Sam sobie nie mogę wybaczyć, że nie poszedłem do IPN, przy nadarzającej się okazji tam pójdę - mówi, bagatelizując całą sprawę. Jednak papiery, znajdujące się w Instytucie, jak twierdzi część znajomych Piterów, mogą być powodem do tego, że w tym małżeństwie to Julia zajęła się aktywnie polityką". Oskarżana o ciągłe awanturowanie się Dzięki pracy w IBL poznała Jarosława Kaczyńskiego. Ta znajomość mocno procentowała po 1989 r., otwierając Piterze drogę do Kancelarii Prezydenta. W 1991 r. zaczęła tam pracę, w biurze współpracującym z partiami i organizacjami społecznymi. Wstąpiła wówczas do kierowanej przez Jarosława Kaczyńskiego partii Porozumienie Centrum, pisała analizy dla prezesa partii. Według tekstu "Newsweeka" z 16 grudnia 2007 r. na temat J. Pitery: "Przykleiła się też do Porozumienia Centrum, partii Kaczyńskich. Kiedy między Kaczyńskimi a Wałęsą zaczęło trzeszczeć, Pitera stała z boku. Lech Kaczyński nigdy jej nie zapomina, że została w kancelarii Wałęsy, kiedy wszystkich ludzi z PC wyrzucono na bruk - opowiada jeden ze współpracowników obecnego prezydenta". W 1992 r. rozpoczęła pracę w Urzędzie Rady Ministrów, gdzie przez dwa lata pracowała w zespole przygotowującym reformę samorządu. Później zaczepiła się przy produkcji programu "Pytania o Polskę" dla TVP 2. W międzyczasie odeszła z PC i zapragnęła spróbować kariery politycznej w kolejnej partii - tym razem UPR. Przed wyborami samorządowymi Pitera nawiązała kontakt z jednym z liderów UPR, znanym publicystą Stanisławem Michalkiewiczem, i udało się jej uzyskać miejsce na liście koalicji Prawica Razem w wyborach do stołecznej rady miejskiej. Dzięki temu zdobyła mandat radnej. Szybko na swój sposób odpłaciła red. Michalkiewiczowi za przyjęcie do UPR i wejście dzięki temu na listę wyborczą. Rozpoczęła falę intryg w partii, zmierzając dość obcesowo na sam szczyt UPR. Redaktor Michalkiewicz wspominał: "Pani Julia podjęła próbę przejęcia władzy w partii, kierując do statutowego organu, tzw. Straży, wniosek o usunięcie z partii Korwin-Mikkego i mnie. Nic z tego nie wyszło i pani Julia opuściła UPR" (wg "Newsweeka" z 16 grudnia 2007 r.). Po wybraniu na radną Pitera rozpoczęła, zakrojoną na bardzo szeroką skalę, akcję ciągłych oskarżeń o afery korupcyjne, oskarżeń rzucanych na ogół na wiatr i bez żadnego udokumentowania. Jeden z bardziej znanych warszawskich radnych, Maciej Białecki, wspominając to wszystko z perspektywy lat, powiedział: "Nigdy jednak żadnej afery nie wykryła". Według "Rzeczpospolitej", wiele osób ma podobną do Białeckiego ocenę w tej sprawie ("Rzeczpospolita" z 8-9 grudnia 2007 r.). Ciągle ponawiane donośne oskarżenia o korupcję przyniosły jednak Piterze popularność w szerszych kręgach mieszkańców i torowały jej drogę do dalszej kariery. Rzucane głośne oskarżenia, ciągłe pieniactwo, nie sprzyjały umacnianiu autorytetu Pitery wśród miejskich radnych. Było raczej wręcz przeciwnie. Według autorów "Newsweeka" (nr z 16 grudnia 2007 r.): "W ciągu czterech lat pracy w Radzie Miasta Pitera dorobiła się opinii awanturnicy, która wszędzie wietrzy spiski". Z kolei M. Subotić pisała w "Rzeczpospolitej": "Była utrapieniem dla kolejnych prezydentów miasta. - Prezydent Wyganowski mnie przed nią ostrzegał - ujawnia jego następca Marcin Święcicki. - Podburzała ludzi, którzy mieszkali na terenach przeznaczonych pod Trasę Siekierkowską, choć ja proponowałem im korzystne warunki. Na szczęście się z nimi porozumiałem. Gdyby posłuchali pani Pitery, budowa trasy przewlekłaby się o kilka kolejnych lat - twierdzi Święcicki. Zdaniem kolegów Pitery ze stołecznego samorządu, na sesjach Rady Warszawy była nieznośna. - Cały czas coś dogadywała, nie zawsze z sensem, komentowała wszystko, co tylko mogła, i ciągle obsesyjnie posługiwała się słowem 'afera', używała też często określenia 'czerwone pająki' - opowiadają radni" ("Rzeczpospolita", 8-9 grudnia 2007 r.). Wsparcie Pitery przez Ligę Republikańską Po skonfliktowaniu z UPR i po opuszczeniu tej partii Pitera nie miała skąd kandydować. W tej sytuacji zaczęła szukać gorączkowo nowej siły politycznej, z której poparciem mogłaby znów wejść do rady miasta. Udało się jej zbliżyć do lidera Ligi Republikańskiej Mariusza Kamińskiego (dzisiejszego szefa CBA), który stał się orędownikiem jej wejścia na listę wyborczą AWS mimo sprzeciwu wielu polityków tej partii. Według autorów "Newsweeka", Mariusz Kamiński jednak "postawił sprawę na ostrzu noża: albo Pitera znajdzie się na liście, albo Liga odejdzie z AWS". Udało mu się przeforsować wejście Pitery na listę wyborczą, co umożliwiło jej kolejny wybór do rady miasta. Działanie Kamińskiego w tej sprawie można z perspektywy czasu ocenić jako jeden z największych jego błędów - ułatwił dalszą karierę polityczną osobie, która dziś jest jednym z najzajadlejszych jego wrogów. To Pitera robi dziś wszystko, co możliwe w ramach PO, by doprowadzić do usunięcia Kamińskiego z kierownictwa CBA. Robi to, mimo że sama przyznała: "To Kamiński wtedy mi bardzo pomógł" (cyt. za: "Newsweek" z 16 grudnia 2007 r.). Kolejny raz powtórzył się schemat, jak w przypadku S. Michalkiewicza: Pitera bez skrupułów wystąpiła przeciw osobie, której najwięcej zawdzięczała na kolejnym etapie swej kariery politycznej. Bez Kamińskiego nie miałaby bowiem żadnej szansy znalezienia się na liście wyborczej w 1998 roku. Były prezydent Warszawy z ramienia PO Paweł Piskorski, który nieraz zderzał się z Piterą, komentował: "Ona zdradzała wszystkich, z którymi wiązała się politycznie". Przez parę lat właśnie z Piskorskim i piskorszczykami z PO Pitera toczyła najostrzejsze boje w ramach rady miasta, korzystając wtedy ze wsparcia PiS. Był jednak moment, kiedy mówiła o Piskorskim z nieukrywanym podziwem, nie wykluczając nawet, że kiedyś mógłby z powodzeniem ubiegać się o prezydenturę Polski. Przeważającą część udziału w radzie miasta spędziła jednak na walce z Piskorskim i jego współpracownikami z PO. Warto tu przypomnieć słowa redaktorów "Newsweeka" z 16 grudnia 2007 r.: "Przez lata stołeczna Platforma była dla Pitery synonimem patologii na styku polityki i biznesu. Pozycję zbudowała przecież na walce z Piskorskim". Głównym orężem w tej walce stały się rzucane przez Piterę pod adresem piskorszczyków, nie bez uzasadnienia, oskarżenia o korupcję. Sam Piskorski wspominając tamte boje, komentował w "Życiu Warszawy" z 7 grudnia 2007 r. na temat Pitery: "Walka z korupcją stała się modna, więc postanowiła płynąć na fali, to postać nadmuchana". Z kolei "Newsweek" z 16 grudnia 2007 r. przytoczył inną opinię Piskorskiego o Piterze: "Wzięła na sztandary walkę z korupcją, bo uznała to za najbardziej korzystne, a na niczym tak naprawdę się nie zna". Spory wokół strychu Piterów W toku bojów między Piterą a piskorszczykami coraz silniej zaczęły padać oskarżenia przeciwko niej o bezprawne działania. Przez całe lata atakowano ją o sprawę użytkowania niewykupionego przez nią strychu. Zarzucano, że remontując strych i przekształcając go w mieszkanie, nie oddała swojego dużego skądinąd mieszkania. Piterów oskarżano o to, że mieszkanie na strychu, powstałe po odpowiednim zaadaptowaniu, jest większe, niż wykazywali w dokumentach. Wytoczono im proces. Trwał on szereg lat, ale wyszli z niego obronną ręką. Według tekstu Teresy Bochwic ("Rzeczpospolita" z 10-11 sierpnia 2002 r.), "Strych Piterów stał się dziś przytulnym, dwupoziomowym mieszkaniem. Dużo przestrzeni, drewniane belki, parę odnowionych pięknych mebli po dziadkach". Według autorów "Newsweeka" (nr z 16 grudnia 2007 r.), sprawa sławetnego strychu Piterów nie jest jeszcze do końca wygaszona. Według nich, "PiS kompletowało dossier na temat Pitery. Tuż przed finałem tegorocznej kampanii wyborczej partia braci Kaczyńskich zdobyła dokumenty, dotyczące okoliczności wykupu jej mieszkania. - Nie zdecydowaliśmy się ich użyć, bo było za mało czasu na weryfikację i przygotowanie uderzenia - opowiada nam jeden z polityków PiS. I sugeruje, że kwity czekają na odpowiedni moment. (...) Według dokumentów, jakimi dysponuje PiS, była radna miała najpierw domagać się wykupienia mieszkania za złotówkę, a potem utrudniała obliczenie rzeczywistej powierzchni lokalu. Wygrała co prawda przed sądem sprawę z władzami miasta, ale zdaniem PiS wyrok mógł być oparty na niewłaściwej ekspertyzie". Ciekawy przyczynek do ilustrowania metod działania Julii Pitery stanowi zamieszczony w "Rzeczpospolitej" z 8-9 grudnia 2007 r. opis jej skutecznej, zakulisowej walki o prezesurę polskiego oddziału antykorupcyjnej organizacji Transparency International. (Pitera oszukała w całej sprawie poprzedniego prezesa prof. Antoniego Kamińskiego, pozornie godząc się z wyznaczeniem przez niego na następcę prof. Jacka Kurczewskiego.) Według M. Subotić z "Rzeczpospolitej", "W zaistnieniu na krajowym forum Piterze bardzo pomogła prezesura polskiego oddziału Transparency International. Zdobyła tę funkcję w specyficznych okolicznościach. Gdy odchodził poprzedni prezes - Antoni Kamiński - do ubiegania się o schedę po sobie namówił prof. Jacka Kurczewskiego, socjologa zajmującego się m.in. korupcją. - Wśród osób, które najgoręcej mnie namawiały, abym kandydował, była pani Pitera - mówi Kurczewski. - Kandydatura Kurczewskiego była uzgodniona w zarządzie - zaznacza Kamiński. - Zacząłem jednak w pewnym momencie mieć wątpliwości, czy wszystko jest tak, jak uzgodniliśmy. Spytałem więc Julię i usłyszałem w odpowiedzi: Antoni, czy ja ciebie kiedykolwiek zawiodłam? - opowiada Kamiński. Jednak w trakcie rozstrzygającego głosowania okazało się, że Pitera kandyduje i w głosowaniu poparła ją większość zarządu. - Kurczewski został zrobiony w bambuko - ocenia Kamiński. - Julia miała rzeczywiście bardzo duże zasługi, ale wiedziałem, że prezesurę pozarządowej organizacji wykorzysta dla swojej politycznej kariery - dodaje. I na znak protestu w ogóle wystąpił z Transparency. Jacek Kurczewski uważa, że Pitera zachowała się wobec niego zupełnie nie fair. I podobnie jak Kamiński ocenia, że z TI uczyniła trampolinę do kariery: - Tam nie było działalności społecznej, tylko jednoosobowe wygłaszanie poglądów w mediach. Julia Pitera komentuje tę historię krótko: - Jacek Kurczewski nie był wcześniej członkiem Transparency, więc może nie powinien od razu kandydować na prezesa". Według "Newsweeka" z 16 grudnia 2007 r., "Prof. Kamiński do dziś ma pretensję: 'Pani Pitera traktowała TI jako etap w karierze politycznej. Wygrała tylko dzięki gierkom proceduralnym'". Czy Pitera zdradzi Platformę? Po paru latach walki z Platformą przy wsparciu PiS Pitera zdecydowała się nagle zmienić front. Zauważyła, że Tusk i jego otoczenie po marnym wyniku PO w Warszawie uznało, że Piskorski i jego ludzie zaczynają być balastem dla Platformy. Przyjęła to za dogodny moment przystąpienia do PO - gdzie szybko wykorzystano ją dla przeciwwagi wobec ludzi Piskorskiego. Platforma okazała się kolejną dźwignią w politycznej karierze Pitery - jesienią 2005 r. dostała się do Sejmu, osiągając w Warszawie trzeci wynik po Jarosławie Kaczyńskim i Hannie Gronkiewicz-Waltz. W nowym Sejmie szybko stała się jedną z najzajadlejszych przeciwniczek PiS, nie przebierając w epitetach pod adresem tej partii. By przypomnieć choćby styl jej wypowiedzi o ministrze Ziobrze: "Łowczy Ziobro i jego sfora". Ziobrę atakowała ze szczególną predylekcją, widząc w nim swego głównego rywala politycznego od czasu uczynienia jej ministrem sprawiedliwości w dobranym przez PO gabinecie cieni. W jednym z jadowitych ataków wypominała Ziobrze brak żony. W odpowiedzi na zarzut, że sięga po chwyty poniżej pasa, Pitera powiedziała: "Polityk nie powinien być starym kawalerem, żeby nie uprawiać polityki i nie zmieniać państwa dla partii albo dla idei. On powinien to czynić dla konkretnych ludzi". Przy różnych okazjach wysuwała nonsensowne wręcz zarzuty wobec PiS. Głosiła na przykład, że CBA nakłaniało jakoby posłankę Beatę Sawicką, aby i ją - Piterę - wciągnęła w aferę korupcyjną. Stołeczny poseł PiS Karol Karski skomentował ten absurdalny wymysł Pitery słowami: "Chciałbym, żeby pani Julia poświęciła tyle czasu na solidną pracę, ile poświęca na szukanie spisków". Warto przywołać niektóre opinie na temat Pitery zacytowane w "Newsweeku" z 16 grudnia 2007 r.: "To jest wampir, który nie może żyć bez krwi" - mówi były radny. Zdaniem niektórych, Pitera ma naturę prokuratora: potrzebuje ofiary, na którą będzie polować. Woli też niszczyć, niż cokolwiek budować". Nawet tak przychylna Piterze Elżbieta Isakiewicz przyznawała w "Tygodniku Powszechnym" z 16 grudnia 2007 r.: "(...) ciągnie się też za nią inna opinia: skonfliktowanej ze wszystkimi, kłótliwej baby bez zaplecza politycznego". Ku swemu ogromnemu rozczarowaniu i rozgoryczeniu Pitera nie została ministrem sprawiedliwości w gabinecie Tuska, musząc się zadowolić dużo mniej znaczącym urzędem pełnomocnika ds. walki z korupcją. Przypuszczalnie uznano, że Pitera, polonistka z zawodu, na skutek braku gruntownej znajomości prawa, mogłaby wepchnąć rząd Platformy na jakąś minę. Zdaniem autorów "Newsweeka", o odrzuceniu kandydatury Pitery na ministra sprawiedliwości zadecydowało jednak coś więcej niż tylko brak wykształcenia prawniczego. Wpłynął na to również fakt, że "w PO wciąż jest ciałem obcym. Jako antykorupcyjny sekretarz stanu jest anty-Kamińskim i anty-Ziobrą. Nikim więcej". Swoje zepchnięcie do drugiego szeregu Platformy Pitera usilnie próbuje nadrabiać nadgorliwością w atakach na PiS, a zwłaszcza na CBA oraz Radio Maryja. Towarzyszy temu ciągłe przepychanie się, by jak najczęściej występować w mediach, bez względu na to, czy ma jakąkolwiek wiedzę o temacie, w którym się wypowiada. (Groteskowe wręcz pod tym względem było jej niedawne wystąpienie w sporze z byłą minister Elżbietą Jakubiak na temat budowy stadionu i przygotowań do mistrzostw Europy.) E. Isakiewicz przyznawała: "Są dni, kiedy występuje w mediach na okrągło: otworzysz lodówkę, a wystąpi stamtąd ona". Jeszcze wymowniejszy był komentarz Eryka Mistewicza, specjalisty od marketingu politycznego, w dzienniku "Polska" z 14 grudnia 2007 r.: "Julia Pitera potrafi jednego dnia wystąpić nawet w ośmiu programach. Zmienia tylko studia telewizyjne, niezbyt dbając o meritum wypowiedzi - i nikomu to nie przeszkadza. Ba, przestano na jej słowa zwracać uwagę. Polubiła też sesje fotograficzne. Ostatnio wyspecjalizowała się w modzie kowbojskiej. Robi to wszystko mimo braku rezultatów w pracy, do której została wynajęta przez wyborców". Popełniona przez Piterę seria zdrad politycznych w przeszłości, jaskrawe przykłady nielojalności wobec osób, którym najwięcej zawdzięczała (vide np. S. Michalkiewicz i M. Kamiński), wpływają bardzo osłabiająco także na jej pozycję w PO. Trudno w tej sytuacji nie zgodzić się z opinią autorów "Newsweeka" z 16 grudnia 2007 r.: "(...) Na czele CBA stanie ktoś zaufany Tuska i Schetyny. Tusk wie, że nielojalna Pitera może mu prędzej czy później wbić nóż w plecy. Dlatego nie da jej dużej władzy (...)". Myślę, że warto byłoby osobno zrobić dokładny przegląd różnego typu bzdurnych pomysłów pani Pitery z ostatnich tygodni, i to zarówno jej absurdalnych oskarżeń wobec Radia Maryja, jak i dość żałosnych pomysłów pseudoreform w dziedzinie instytucjonalnej, np. w sprawie ograniczenia kompetencji NIK.
Prof. Jerzy Robert Nowak

Thursday, December 20, 2007

Irydy złomu warte?

Irydy złomu warte?
Nasz Dziennik, 2007-12-19
Samolot szkolno-bojowy I-22 Iryda wyprodukowany w Polskich Zakładach Lotniczych w Mielcu nie będzie służył polskiej armii. Specjalny zespół Ministerstwa Obrony Narodowej zdecydował o losie polskiego produktu, z którym jeszcze kilka lat temu wiązano duże nadzieje, a który teraz służyć będzie wyłącznie celom badawczym i muzealnym. Tym samym grube pieniądze z kieszeni polskiego podatnika zostały wyrzucone w błoto. Samolot szkolno-bojowy I-22 Iryda to jedna z niewielu maszyn lotniczych skonstruowanych i zbudowanych w Polsce. Prace nad projektem rozpoczęły się jeszcze w 1976 roku. Pięć lat później zatwierdzono produkcję, a w 1982 roku rozpoczęła się budowa prototypu do prób naziemnych. Pierwsze samoloty seryjne zostały zbudowane 1992 roku, ale w wojsku pojawiły się dopiero dwa lata później. Przez pewien czas Irydy były wykorzystywane m.in. przez Szkołę Orląt w Dęblinie, ale po katastrofie w styczniu 1996 roku, w której zginęło dwóch pilotów, zaprzestano szkoleń na tym samolocie i przekazano go PZL Mielec celem modyfikacji. W styczniu 2003 roku ówczesny wiceminister obrony Janusz Zemke, w odpowiedzi na interpelację jednego z posłów w sprawie dokończenia rządowego programu Iryda, stwierdził, że katastrofa wyklucza celowość dalszych prac w tym zakresie, co zbulwersowało mielecką załogę. Ostatecznie zaprzestano kontynuowania programu Iryda, ponieważ samoloty te nie spełniały wszystkich wymogów Sił Powietrznych RP. Program Iryda został urwany w połowie drogi, a pieniądze przeznaczone na budowę i udoskonalenie polskiej myśli technicznej zostały zmarnotrawione. Łącznie zbudowano 17 maszyn, jednak mimo deklaracji kolejnych rządów żaden z nich nie został wykorzystany w polskiej armii. W 2000 roku międzyresortowy zespół ekspertów powołany przez ówczesny rząd wydał pozytywną opinię na temat Irydy, a w ustawie budżetowej na rok 2001 Sejm przyznał 24 miliony złotych na kontynuację prac nad samolotem. Mimo że PZL w Mielcu wyłożyły z własnej kieszeni spore środki na modernizację jednej z maszyn, to pieniędzy z budżetu państwa nie otrzymały. Kilka lat temu przeprowadzono testy, które po raz kolejny potwierdziły klasę samolotu. Poprawiono też jego parametry: zmodernizowano m.in. pokładowy system awioniki, i mimo że w opinii fachowców Iryda to samolot bezpieczny, kompatybilny z F-16, który z powodzeniem mógłby być wykorzystany w ramach szkolenia pilotów, to jednak nie wzniesie się w powietrze. Zarząd PZL Mielec był nawet gotowy prowadzić dalsze prace nad samolotem, ale bez wsparcia finansowego rządu nie mógł udźwignąć samodzielnie tego problemu. - Szkoda, że Irydzie nie dano szansy - uważa były prezes PZL Mielec Janusz Szortyka. Koszt wyprodukowania jednej Irydy to kilka milionów dolarów. Dwie maszyny decyzją MON zostały już wcześniej przekazane Muzeum Wojska Polskiego i Instytutu Technicznego Wojsk Lotniczych. Pozostałe niechciane przez kolejne polskie rządy i ministrów obrony, które do niedawna zajmowały hangary mieleckiej fabryki, także wywieziono. - O tym, że samoloty zostaną zabrane, zdecydowało MON. Obecnie zakład, którego właścicielem od niemal roku jest jeden z największych producentów śmigłowców, amerykański koncern Sikorsky Aircraft Corporation, dostosowuje swe moce do produkcji m.in. elementów śmigłowca Black Hawk - wyjaśnia Janusz Zakręcki, prezes PZL Mielec. Tym sposobem z zakładu usunięto nikomu nieprzydatny, kosztowny złom. Jak podkreśla płk Cezary Siemion z Departamentu Prasowo-Informacyjnego MON, nieużywane od lat samoloty zostały przeznaczone na cele badawcze, szkoleniowe i muzealne. Nie na wiele zdały się też negocjacje w sprawie sprzedaży mieleckich Iryd do Indii, o co jeszcze w lutym zabiegała grupa zbrojeniowa Bumar. Program Iryda realizowany w ciągu ostatnich kilkudziesięciu lat, który - jak wynika z szacunkowych danych - kosztował podatników około miliarda złotych, legł więc w gruzach.
Mariusz Kamieniecki

prof. dr hab. Jerzy Robert Nowak


Agresja ateizacyjna trwa
Tygodnik Katolicki "Niedziela", 2007-12-20
Przegląd prasy


Aktualne wydarzenia
prof. dr hab. Jerzy Robert Nowak (2007-12-18)
Aktualności dnia
słuchajzapisz
W wydanej półtora miesiąca temu książce "Walka z Kościołem w mediach. Biała księga" pisałem o wyraźnie nasilającej się od śmierci wielkiego Papieża Polaka agresji ateistycznej w polskich mediach. Agresji polegającej na eksponowaniu tematów antykościelnych i antyreligijnych we wszystkich większych tygodnikach lewicowych, postkomunistycznych i liberalnych ("Polityka", "Wprost", "Newsweek", "Przekrój", "Przegląd") i w takich gazetach, jak "Gazeta Wyborcza", "Dziennik", "Życie Warszawy". Oto kolejne przykłady publikacji tego typu. W "Polityce" ukazał się obszerny artykuł Krzysztofa Szymborskiego pod wymownym tytułem, godnym postkomunistycznego tygodnika: "Ateiści wszystkich krajów, łączcie się" (nr z 24 listopada). Autor tekstu stara się maksymalnie nagłośnić najbardziej zajadłe, bezbożne publikacje książkowe z różnych krajów świata. Poczet otwiera sławetna książka "Bóg urojony" brytyjskiego ateisty nienawistnika Richarda Dawkinsa. Szymborski pisze: "Czytelnikom ŤPolitykiť (pod której patronatem książka się ukazała) nie trzeba go przedstawiać". I rzeczywiście, patronat "Polityki" dla książki tak pełnej antyreligijnego jadu jest aż nadto wymowny. Nie będę tu powtarzać zachęt autora "Polityki" na rzecz kolejnych antyreligijnych paszkwili. Przytoczę tylko jeden fragment dobrze wyrażający tendencję autora "Polityki": "(...) W dzisiejszym klimacie intelektualnym, że naukowe poznanie religii to droga do jej zagłady, ma pewne uzasadnienie".
W postkomunistycznym "Przeglądzie" kolejna porcja antykościelnych i antyreligijnych artykułów, pełnych tendencyjnych zafałszowań. W numerze z 25 listopada można np. przeczytać tekst profesora socjologii na UJ (!) Andrzeja Flisa: "Trony i ołtarze". Autor twierdzi m.in.: "(...) Faszystowskie dyktatury we Włoszech i Niemczech opierały się na religii katolickiej, pomimo faktu, iż rządy w tych krajach sprawowali ateiści, jak Mussolini, albo przywódcy religijnie indyferentni, jak Hitler. Władza, która nie miała oparcia w społeczeństwie, szukała go u ołtarza".
Snujący te uogólnienia profesor UJ całkowicie przemilcza fakt, że liczni duchowni katoliccy w Niemczech stali w zdecydowanej opozycji w stosunku do reżimu, a także to, że kilka tysięcy księży, głównie katolickich, było więźniami obozu koncentracyjnego w Dachau. Jakoś "zapomniał" również wspomnieć o potępiającej nazizm encyklice papieża Piusa XI. W "Przeglądzie" z 9 grudnia już na okładce wyeksponowano antykościelny artykuł Bartosza Machalicy: "Rządy w cieniu biskupów". Autor z werwą atakuje rzekomą dominację Kościoła katolickiego w życiu publicznym Rzeczypospolitej. Zaraz potem czytamy wywiad redaktora Roberta Walenciaka z antykościelną fanatyczką Magdaleną Środą "Kto przeciwstawi się biskupom".
W "Życiu Warszawy" z 1-2 grudnia czytamy wywiad Marcina Szymaniaka z Tomaszem Łysakowskim: "Protestujcie, wierni! Książki ateistów tylko na tym skorzystają". Autor wyszydza protesty wierzących katolików przeciwko antyreligijnym profanacjom. Określa m.in. jako "absurd" to, że wystąpiono ze sprawą sądową przeciwko mężczyźnie, który zamieścił w internecie obrazek Jezusa z wklejoną twarzą Stalina. Mężczyzna ostatecznie nie trafił za kratki, ale Łysakowski peroruje: "Złodzieje i bandyci chodzą wolno, bo odracza się im procesy, a normalnego obywatela ściga się za to, że wrzucił do sieci jakiś fotomontaż". Łysakowski uważa więc za normalne drastyczne szydzenie ze świętych rzeczy w kraju, gdzie istnieją jakże uzasadnione nakazy w sprawie prawnego ścigania wszystkiego, co godzi w uczucia religijne.
W kontekście tych uwag jakże aktualna wydaje się potrzeba szerszego spopularyzowania w Polsce najnowszej encykliki Papieża Benedykta XVI "Spe salvi", mówiącej tak wymownie o groźbie ateizacji. Warto też zastanowić się nad szkodami, jakie wyrządzają ci wszyscy, którzy w czasie wyraźnej agresji ateizacyjnej w Polsce atakują akurat Radio Maryja, bastion obrony wiary i wartości chrześcijańskich.

Spory wokół Bartoszewskiego
Władysław Bartoszewski w nagrodę za swe skrajnie tendencyjne zaangażowanie po stronie PO w kampanii wyborczej otrzymał z rąk Donalda Tuska nagrodę w postaci nominacji na sekretarza stanu w Kancelarii Premiera. Pisze o tym szerzej Igor Ryciak w tekście "Bartoszewski, czyli cudowna broń Tuska" (dziennik "Polska" z 22 listopada). Mnożą się jednak i krytyki wystąpień Bartoszewskiego z ostatnich miesięcy, zwłaszcza użycia przez niego niedopuszczalnych obelg pod adresem inaczej myślących w sprawach politycznych, m.in. wyzwisk typu "bydło" i "dewianci". Wyzwisko Bartoszewskiego nt. "bydła" ostro napiętnował profesor UJ i naczelny redaktor krakowskich "Arcanów" Andrzej Nowak w tekście "Lobotomia demokracji. Czy możliwa jest zgoda bydła z niebydłem?" ("Wprost" z 9 grudnia). Z kolei Rafał Ziemkiewicz w felietonie "Nosił wilk...?" ("Rzeczpospolita" z 28 listopada) nawiązał do wystąpienia prezesa PiS-u Jarosława Kaczyńskiego, żądającego od Bartoszewskiego przeproszenia 5 milionów wyborców PiS-u "za określenie ich przez Władysława Bartoszewskiego mianem Ťbydłať i upieranie się przy tej sprawie".
W sytuacji, gdy Bartoszewski jest sławiony przez Tuska jako "najpiękniejszy polski życiorys", zachęcam do lektury moich tekstów, bardzo mocno podważających to stwierdzenie: "Pytania do Władysława Bartoszewskiego" ("Nasz Dziennik" z 28 listopada) i "Panie Bartoszewski, niech Pan odda ten medal!" ("Nasz Dziennik" z 22 listopada). W tej ostatniej sprawie chodziło o przyjęcie przez Bartoszewskiego z rąk niemieckiego ministra spraw zagranicznych Klausa Kinkela złotego medalu ku czci Gustawa Stresemanna, niemieckiego ministra spraw zagranicznych z lat 20. i zarazem najzajadlejszego polakożercy owych czasów. Stresemann miał wobec Polski dużo większe roszczenia terytorialne niż Hitler i chciał doprowadzić Polskę do katastrofy gospodarczej poprzez wydaną nam z jego inicjatywy wojnę celną.

Niefortunne exposé Tuska
Premier Donald Tusk "zabłysnął" wyjątkowo długim exposé rządowym, mówiąc przez trzy godziny i pięć minut. Barbara Kamińska stwierdziła już w tytule swego tekstu: "To było najdłuższe przemówienie szefa rządu w ciągu 18 lat" ("Rzeczpospolita" z 24-25 listopada). Dominują komentarze krytyczne na temat tego exposé, zarzucające, że mimo bardzo przydługiego tekstu było w nim o wiele za mało konkretów. Ze szczególnie ostrą krytyką wystąpienia Tuska wystąpił szef działu "Polityka" w "Dzienniku" (nr z 24 listopada) Michał Karnowski, znany skądinąd z centrowego podejścia. Karnowski napisał wprost: "Słuchając wczoraj jego (Tuska - J.R.N.) exposé, nie mogłem bowiem wyjść ze zdziwienia: jaki diabeł podkusił faceta, który dał czadu w czasie dwóch wyborczych debat (...) do wygłoszenia wyjątkowo drętwego, przydługiego i pokrętnego przemówienia? (...). Wczoraj zobaczyliśmy Jerzego Buzka skrzyżowanego z Markiem Belką".
Prof. Zdzisław Krasnodębski ("Polska" z 24-25 listopada) o exposé Tuska powiedział: "Nie porwało mnie, bo było zbyt ogólnikowe, obszerne i pełne znajomych tonów (...). Największym problemem Tuska jest chęć podobania się wszystkim". Z kolei Marek Migalski ("Polska" z 24-25 listopada) stwierdził: "Pierwsze 25 minut tego wystąpienia nazwałbym Ťtuszczyznąť, czyli rozmową kompletnie o niczym. Maksimum słów, minimum konkretów (...). Druga część exposé, czyli prezentacja programu rządu, była absolutnie niekonkretna (...). Tak sformułowane wystąpienie ma utrudnić rozliczenie nowego premiera z jakichkolwiek obietnic wyborczych za kilka lat. Bo gdy nic nie zostało konkretnie powiedziane, nie będzie można formułować zarzutów, że coś nie zostało zrobione".
Nawet tak bardzo nieznoszący PiS-u i wspierający PO Tomasz Lis przyznawał ("Polska" z 24-25 listopada): "Mam (...) kłopot z częścią merytoryczną orędzia. Dwie godziny i 45 minut części merytorycznej i bardzo niewiele konkretów (...). Orędzie pełne było zaklęć i haseł - Ťmusimyť, Ťpowinniśmyť, Ťnaszym zdaniem jestť. Dat i harmonogramu, który pokazywałby, czego i kiedy możemy oczekiwać, w zasadzie nie było".
Prof. Andrzej Zybertowicz ocenił ("Dziennik" z 24-25 listopada): "W miarę wysłuchiwania exposé narastało moje zdziwienie, a na końcu pomyślałem sobie, że albo premier Tusk jest skrajnie cyniczny, albo kompletnie naiwny, ewentualnie pogubiony. Ta ostatnia interpretacja byłaby dla niego najbardziej korzystna, ponieważ przedstawił koncert życzeń pełen wewnętrznych sprzeczności. Jednocześnie były w nim elementy socjalistyczne i liberalne, bez oszacowania kosztów obietnic".
Jeszcze ostrzej ocenił exposé Tuska naczelny redaktor "Naszej Polski" Piotr Jakucki w tekście pod wymownym tytułem: "Bajkopisarz. Takiego pustosłowia w exposé Polska jeszcze nie doświadczała" (nr z 27 listopada). Zdaniem b. premiera Jarosława Kaczyńskiego: "Pacyfikacja, petryfikacja i restauracja; PPR - oto program nowego rządu, a reszta jest cudem" (cyt. za: A. Gielewska, E. Olczyk: "Trzy godziny Tuska o naprawie państwa", "Rzeczpospolita" z 24-25 listopada).


p[rJerzy Robert Nowak

Battlefield whit Polish Soldiers during World War 2


Of the 11 million people killed during the Holocaust, six million were Polish citizens. Three million were Polish Jews and another three million were Polish Christians and Catholics. Most of the remaining mortal victims were from other countries including Hungary, Czechoslovakia, Ukraine, Russia, Holland, France and even Germany.

Wekslowe przypadki adwokata Ćwiąkalskiego

Wekslowe przypadki adwokata Ćwiąkalskiego
Nasz Dziennik, 2007-12-20

Uchwalanie budżetu
pos. Zbigniew Girzyński (2007-12-20)
Aktualności dnia
słuchajzapisz
Prokurator prowadzący śledztwo w aferze wekslowej "Trójkąta Buchacza" został odsunięty od dochodzenia. Postępowanie obejmujące niedawnych klientów ministra Zbigniewa Ćwiąkalskiego stanęło w miejscu

W maju Zbigniew Ćwiąkalski, obecny minister sprawiedliwości, reprezentujący wówczas firmę Elzamet Sp. z o.o., pozwał należącą do Skarbu Państwa Międzynarodową Korporację Gwarancyjną, domagając się wypłaty 10 mln złotych. Podstawą dokonania płatności, której żądał Ćwiąkalski, były roszczenia wekslowe wystawione pierwotnie na Fundusz Poręczeń Inwestycyjno-Eksportowych, indosowane ostatecznie na rzecz Krajowego Samorządu Pożyczkowego "Karbona". Od 2004 r. warszawska prokuratura w związku z podejrzeniem sfałszowania weksli prowadzi w tej sprawie śledztwo obejmujące klientów ministra. Przed dwoma tygodniami, krótko po nominacji Ćwiąkalskiego na szefa resortu, od sprawy "Trójkąta Buchacza" odsunięto prowadzącego ją prokuratora.

Sprawa "Trójkąta Buchacza" to jedna z największych afer gospodarczych. 2 lutego 1994 r. minister współpracy gospodarczej z zagranicą Jacek Buchacz powołał Agencję Rozwoju Gospodarczego - jednoosobową spółkę Skarbu Państwa, używającą później nazwy Polski Fundusz Gwarancyjny SA, 12 maja 1995 r. zaś Polską Korporację Eksportową SA, również jednoosobową spółkę Skarbu Państwa, przemianowaną następnie na Międzynarodową Korporację Gwarancyjną SA. PFG SA zaś 17 lipca 1996 r. powołał Chemię Polską Sp. z o.o. Ostatecznie do tych trzech spółek niezgodnie z prawem wniesiono majątek Skarbu Państwa wart ok. 545 mln złotych. Każda z tych firm: PFG SA, Chemia Sp. z o.o. i MKG, była większościowym udziałowcem następnej jednostki, posiadając jednocześnie jako większościowego udziałowca jednostkę poprzednią. A to oznaczało, że Skarb Państwa, choć był jedynym dawcą kapitału tych spółek, stracił nad nimi kontrolę. 13 lutego 2002 r. okazało się, że majątek państwowych spółek zagrożony jest roszczeniami z tytułu rzekomych zobowiązań wekslowych sięgających kwoty około 100 mln złotych. Wśród firm, jakie ubiegały się o wpłatę pieniędzy z tytułu posiadanych przez nie weksli, były m.in. Invest Holding z Poznania, Krajowy Samorząd Pożyczkowy "Karbona" (którego pierwszym prezesem zarządu był Waldemar Pawlak, dziś wicepremier w rządzie Donalda Tuska) oraz od niedawna również mało znana firma Elzamet Sp. z o.o. Pełnomocnikiem prawnym do dochodzenia roszczeń z tytułu zobowiązań wekslowych we wszystkich tych spółkach był adwokat, obecny minister sprawiedliwości Zbigniew Ćwiąkalski.
Od 2004 r. Prokuratura Okręgowa w Warszawie prowadzi śledztwo w sprawie podejrzenia sfałszowania weksli i próby wyłudzenia na ich podstawie znacznych kwot. Szczególnym zainteresowaniem śledczych objęte zostały weksle, jakimi posługiwała się najpierw Karbona, a następnie - w ramach tzw. indosu pełnomocniczego - firma Elzamet z Piekar Śląskich, której pełnomocnikiem był Zbigniew Ćwiąkalski. Jak ustaliliśmy, Prokuratura Okręgowa w Warszawie wystąpiła o zabezpieczenie weksli zgłoszonych przez tę firmę z wnioskiem o zapłatę - pierwotnie do Sądu Okręgowego w Gliwicach. Sędzia sądu okręgowego Leszek Guza informował warszawską prokuraturę, iż zgodzi się na przekazanie weksli do analizy: "Weksle te, na łączną kwotę 10 mln zł, wydaję, z tym zastrzeżeniem, że w całym okresie pozostawania weksli w dyspozycji prokuratury będą one pod stałym nadzorem upoważnionej osoby, w tym również w czasie przeprowadzania badań weksli przez biegłego" (XGC 21/07).
Jednak prokuratorskie postępowanie dotyczące tej sprawy przed dwoma tygodniami zostało praktycznie sparaliżowane. Krótko bowiem po nominacji Zbigniewa Ćwiąkalskiego na stanowisko ministra sprawiedliwości i Marka Staszaka na stanowisko prokuratora krajowego (Prokuratura Krajowa ma nadzór nad postępowaniem) od śledztwa odsunięty został prowadzący je prokurator. Dochodzenie stanęło w miejscu.
- Zmienił się prokurator prowadzący postępowanie. Nowy referent dopiero zapoznaje się z aktami - mówi prokurator Katarzyna Szeska, rzecznik prasowy Prokuratury Okręgowej w Warszawie. Pytana o powody zmiany prowadzącego postępowanie prokuratora, odpowiada enigmatycznie, że odszedł do nowych obowiązków.
Wyznaczenie innego prokuratora do prowadzenia śledztwa w sprawie gospodarczej trwającej już ponad trzy lata oznacza konieczność zapoznania się przez niego z aktami i zgromadzonymi w sprawie dokumentami, których liczba sięga kilkuset tomów - a więc paraliż prac na co najmniej kilka miesięcy. Na pytanie, czy minister Ćwiąkalski w ostatnim czasie interesował się tą sprawą, prokuratura okręgowa nie odpowiedziała, tłumacząc się właśnie... zmianą prokuratora.
- Może komuś zależy, by kolejna afera gospodarcza uległa przedawnieniu? Kojarzy mi się to z aferą FOZZ, gdzie również robiono wszystko, by utrudnić śledztwo, by osoby powiązane z "ludźmi władzy" nie usłyszały zarzutów - mówi poseł Tomasz Górski (PiS) z sejmowej Komisji Gospodarki.
Sam minister Zbigniew Ćwiąkalski, pytany o pełnomocnictwa dla firm Karbona i Elzamet, których roszczeniami na podstawie weksli interesuje się prokuratura, nabiera wody w usta.
"Informujemy, że ustawa o adwokaturze obliguje ministra do nieujawniania danych jego byłych klientów, jak i okoliczności współpracy w ramach wykonywania zawodu adwokata" - takiej odpowiedzi udzielił nam Wydział Informacji Ministerstwa Sprawiedliwości.

Zgodność potwierdzona oryginałem
Z dokumentacji prokuratorskiej wynika, że od 29 grudnia 2006 r. Ćwiąkalski reprezentował firmę Elzamet Sp. z o.o. w sprawie dochodzenia roszczeń zabezpieczonych wekslami wobec państwowej spółki MKG. Na dokumencie podpisanym tego dnia przez Michała Buksińskiego, prezesa spółki udzielającego pełnomocnictwa, widnieje parafa Ćwiąkalskiego. W dokumencie napisano m.in.: "Niniejsze pełnomocnictwo upoważnia do występowania w imieniu Spółki przed wszystkimi osobami prywatnymi oraz organami państwowymi, w szczególności sądami, we wszystkich postępowaniach (...)".
Nazwisko adwokata Ćwiąkalskiego w sprawie roszczeń wekslowych związanych z aferą "Trójkąta Buchacza" pojawia się jednak już wcześniej. W innym z dokumentów, z 30 września 2005 r., skierowanym do Międzynarodowej Korporacji Gwarancyjnej Sp. z o.o. - Mirosław Sierakowski, jako prezes zarządu Krajowego Samorządowego Funduszu Pożyczkowego "Karbona", wzywa MKG do wykupu weksla na 2,5 mln złotych. Sierakowski przekonuje, że reprezentowana przez niego spółdzielnia legitymuje się nieprzerwanym ciągiem indosów na wekslu PE/MKG324/96/W-P. Na dokumencie - jako potwierdzenie zgodności dokumentów z oryginałem - widnieje podpis Zbigniewa Ćwiąkalskiego.
On sam jednak - już jako pełnomocnik innej firmy, Elzamet Sp. z o.o. - składa przeciwko MKG pozwy: o zapłatę 10 mln zł wraz z odsetkami - zagwarantowanych wekslami płatnymi 30 września 2005 r. najpierw do Sądu Okręgowego w Gliwicach - oddalony z powodu nieuiszczenia stosownej opłaty, a następnie 21 maja 2007 r. do Sądu Okręgowego w Warszawie. Co łączy Karbonę i Elzamet? Pierwszym remitentem weksli wystawionych in blanco przez MKG był Fundusz Poręczeń Inwestycyjno-Eksportowych Korporacja Spółdzielcza w Bydgoszczy, która 28 listopada 2003 r. indosowała je na rzecz Spółdzielczej Korporacji Invest-Holding w Poznaniu, następnie 31 sierpnia 2005 r. ponownie odstąpiła - tym razem przez SKF - na rzecz Karbony i wreszcie 5 stycznia br. zostały one indosowane pełnomocniczo przez Karbonę na rzecz Elzametu. W imieniu zaś tej właśnie spółki Ćwiąkalski wystąpił z powództwem o zapłatę weksla na kwotę 10 mln złotych. W sytuacji, gdy taki podpis składa adwokat na kopiach dokumentów otrzymanych od klienta, a kierowanych do sądu, jako załącznik pozwu, co jest wymogiem procedury cywilnej, przewidzianej przepisami, taka parafa nie świadczy o prawdziwości dokumentu, ale jest potwierdzeniem zgodności dokumentów z oryginałem.
- Operacje związane z wystawieniem i przenoszeniem przedmiotowych weksli mogą mieć charakter pozorny i w praktyce zmierzać do pozbawionego podstaw i nieuzasadnionego ekonomicznie wyprowadzenia majątku ze spółek Skarbu Państwa - twierdzi nasz informator związany z Ministerstwem Skarbu Państwa. Jego zdaniem, na taki fakt mogą wskazywać personalne związki spółek - w organach tak FPIE, jak i Karbony oraz Invest-Holdingu pojawiało się nazwisko Henryka Mateckiego. Składając pozew o zapłatę 10 mln zł, 21 maja 2007 r. Ćwiąkalski zapewniał, że autentyczność weksli "znalazła szczególne potwierdzenie w fakcie ich poddania ekspertyzom przez Agencję Bezpieczeństwa Wewnętrznego. (...) Ekspertyzy te przyniosły wynik potwierdzający autentyczność przedmiotowych weksli". Jednak do złożonego pozwu nie załączono wyników jakiejkolwiek ekspertyzy. Zdaniem naszego rozmówcy, grupa firm, które przekazywały sobie wzajemnie weksle, opiera swoje roszczenia na bazie rządowego "Programu Finansowania Wspierania Współpracy Gospodarczej z Zagranicą" z kwietnia 1996 roku. Tyle tylko, że ów program nigdy nie został przez Skarb Państwa przyjęty do realizacji, co więcej - wykonania go zakazał już w 1996 r. rząd.
To, czy operacje przenoszenia i wystawiania weksli mogą mieć charakter pozorny i zmierzać do wyprowadzenia majątku ze spółek Skarbu Państwa, może rozstrzygnąć sąd bądź prokuratura w toku śledztwa.


Wojciech Wybranowski

Monday, December 17, 2007

The Warsaw Uprising 1944 / Powstanie Warszawskie

The Warsaw Uprising 1944 / Powstanie Warszawskie

Jak te kwiaty czas zatarl slad

The Polish-Bolshevik War 1920


Alex Lech Bajan
Polish American
CEO
RAQport Inc.
2004 North Monroe Street
Arlington Virginia 22207
Washington DC Area
USA
TEL: 703-528-0114
TEL2: 703-652-0993
FAX: 703-940-8300
sms: 703-485-6619
EMAIL: office@raqport.com
WEB SITE: http://raqport.com

Niefortunne exposé Tuska

Niefortunne exposé Tuska

Premier Donald Tusk "zabłysnął" wyjątkowo długim exposé rządowym, mówiąc przez trzy godziny i pięć minut. Barbara Kamińska stwierdziła już w tytule swego tekstu: "To było najdłuższe przemówienie szefa rządu w ciągu 18 lat" ("Rzeczpospolita" z 24-25 listopada). Dominują komentarze krytyczne na temat tego exposé, zarzucające, że mimo bardzo przydługiego tekstu było w nim o wiele za mało konkretów. Ze szczególnie ostrą krytyką wystąpienia Tuska wystąpił szef działu "Polityka" w "Dzienniku" (nr z 24 listopada) Michał Karnowski, znany skądinąd z centrowego podejścia. Karnowski napisał wprost: "Słuchając wczoraj jego (Tuska - J.R.N.) exposé, nie mogłem bowiem wyjść ze zdziwienia: jaki diabeł podkusił faceta, który dał czadu w czasie dwóch wyborczych debat (...) do wygłoszenia wyjątkowo drętwego, przydługiego i pokrętnego przemówienia? (...). Wczoraj zobaczyliśmy Jerzego Buzka skrzyżowanego z Markiem Belką".
Prof. Zdzisław Krasnodębski ("Polska" z 24-25 listopada) o exposé Tuska powiedział: "Nie porwało mnie, bo było zbyt ogólnikowe, obszerne i pełne znajomych tonów (...). Największym problemem Tuska jest chęć podobania się wszystkim". Z kolei Marek Migalski ("Polska" z 24-25 listopada) stwierdził: "Pierwsze 25 minut tego wystąpienia nazwałbym Ťtuszczyznąť, czyli rozmową kompletnie o niczym. Maksimum słów, minimum konkretów (...). Druga część exposé, czyli prezentacja programu rządu, była absolutnie niekonkretna (...). Tak sformułowane wystąpienie ma utrudnić rozliczenie nowego premiera z jakichkolwiek obietnic wyborczych za kilka lat. Bo gdy nic nie zostało konkretnie powiedziane, nie będzie można formułować zarzutów, że coś nie zostało zrobione".
Nawet tak bardzo nieznoszący PiS-u i wspierający PO Tomasz Lis przyznawał ("Polska" z 24-25 listopada): "Mam (...) kłopot z częścią merytoryczną orędzia. Dwie godziny i 45 minut części merytorycznej i bardzo niewiele konkretów (...). Orędzie pełne było zaklęć i haseł - musimy, powinniśmyy, naszym zdaniem jestť. Tat i harmonogramu, który pokazywałby, czego i kiedy możemy oczekiwać, w zasadzie nie było".
Prof. Andrzej Zybertowicz ocenił ("Dziennik" z 24-25 listopada): "W miarę wysłuchiwania exposé narastało moje zdziwienie, a na końcu pomyślałem sobie, że albo premier Tusk jest skrajnie cyniczny, albo kompletnie naiwny, ewentualnie pogubiony. Ta ostatnia interpretacja byłaby dla niego najbardziej korzystna, ponieważ przedstawił koncert życzeń pełen wewnętrznych sprzeczności. Jednocześnie były w nim elementy socjalistyczne i liberalne, bez oszacowania kosztów obietnic".
Jeszcze ostrzej ocenił exposé Tuska naczelny redaktor "Naszej Polski" Piotr Jakucki w tekście pod wymownym tytułem: "Bajkopisarz. Takiego pustosłowia w exposé Polska jeszcze nie doświadczała" (nr z 27 listopada). Zdaniem b. premiera Jarosława Kaczyńskiego: "Pacyfikacja, petryfikacja i restauracja; PPR - oto program nowego rządu, a reszta jest cudem" (cyt. za: A. Gielewska, E. Olczyk: "Trzy godziny Tuska o naprawie państwa", "Rzeczpospolita" z 24-25 listopada).

Sunday, December 16, 2007

"Właściciele III RP okupują naszą ojczyznę"

"Właściciele III RP okupują naszą ojczyznę"
"Nienaiwdzę III RP" – deklaruje na swoim blogu Janusz Korwin-Mikke. Nie zgadzacie się Państwo z moją oceną "obrzydliwych potworów - czyli PRL i III RP - które Polskę i jej mieszkańców niszczyły i niszczą znacznie bardziej, niż np. zaborcy"? – pyta związany z UPR polityk.
"Dziś w Polsce rządzi szerzona w reżymowych szkołach oraz w państwowej i koncesjonowanych telewizjach powszechna głupota i ciemnota, rośnie przestępczość uważa Korwin-Mikke.

"W efekcie ludzie mają już dość: 70% Polaków uważa, że tam Ojczyzna, kaj mi dobrze. To jest obiektywny efekt okupacji mojej Ojczyzny przez Właścicieli III Rzeczypospolitej..." - ocenia Mikke

Major Henryk Dobrzanski (Hubal) (1896-1940) became the first partisan commander in the occupied Europe. He was a professional officer of the Polish ar




Expulsions" of Poles by Germans during WW2

Major Henryk Dobrzanski (Hubal) (1896-1940) became the first partisan commander in the occupied Europe. He was a professional officer of the Polish army and one of the best Polish cavalrymen - among others he took part in the Olympic Games in 1936. In September 1939 he served in the 110th Reserve Cavalry Regiment. With a 180 men strong cavalry unit he set from Grodno with aid to besieged Warsaw. When they learnt about the capitulation of the Polish capital, they decided to continue fights hoping that Poland's Western allies would soon come with aid. Major Dobrzanski assumed the pseudonym Hubal for himself, and the name of the Detached Cavalry Unit of the Polish Forces for his group. With 70 men Hubal crossed Vistula near Maciejowice and passed to the St.Cross Mountains where he continued fights with invaders. In December 1939 his unit already numbered about 200 soldiers. He fought successfully several clashes with the Germans, among others near Podzamcze, Hucisko, Cisownik, Wolowo and Skloby. His actions had a tremendous impact on the morale of the local population, diminished by the military defeat in September 1939. He instilled fear in the German troops and contempt of the Polish underground command; they nicknamed him the "Crazy Major".
On 30 April 1940 near Anielin (county of Opoczno) German troops encircled a little ridge where Hubal's unit found a hide-out. At 5:15 about 1000 German troops, supported by tanks and SS units, commenced a concentric attack. Despite the desperate resistance the Poles were crushed by prevailing enemy forces. Major Dobrzanski was killed. His body has never been found; it was taken to Tomaszow Mazowiecki and probably burnt to prevent spreading a popular hero cult. Only the post-humous picture of Hubal, taken by the Germans, has survived.

Major Henryk Dobrzański aka "Hubal" (June 22, 1897 - April 30, 1940) was a Polish soldier, sportsman and partisan, one of the first (if not the first) guerrilla commanders in the World War II in Europe.

Early life and career
Henryk Dobrzański was born on June 22, 1897, in Jasło, Austria-Hungary to a Polish noble family (Coat of arms of Leliwa), of Henryk Dobrzański de Hubal and Maria Dobrzańska née Lubieniecka. In 1912 he joined the "Drużyny Strzeleckie", an underground Scouting organisation. When World War I broke out he volunteered to join Józef Piłsudski's Polish Legions. He served with distinction in the 2nd Regiment of Uhlans and participated in many battles such as Stawczany and Battle of Rarańcza. In 1918 after Poland regained its independence he joined the Polish Army.

He took part in the Polish-Ukrainian War of 1918 and fought with his cavalry platoon during the Siege of Lwów. Later he participated in Polish-Bolshevik War of 1919-1921. For his bravery he was awarded with the Virtuti Militari, the highest Polish military award, and four times with Krzyż Walecznych, in addition to many other military awards.

After the Peace of Riga he remained in the Polish Army. He became a member of the Polish equestrian team, winning many international competitions. He also took part in the 1928 Summer Olympics in Amsterdam and came fourth at the prestigious Aldershot competition. In his sports career he gained 22 golden, three silver and four bronze medals altogether.


World War II
Shortly before the outbreak of the Polish Defence War of 1939 he was assigned to the 110th reserve Cavalry Regiment as a deputy commander. His unit was to enter combat as a second-line formation, but fast advances of the Wehrmacht made the completion of training impossible. On September 11 it was moved to Wołkowysk, from where it marched towards Grodno and Augustów Forest. It fought several skirmishes against the German army and took part in the defence of the city against the Red Army.

After two days of heavy fights against the numerically superior Soviets, on September 20 Grodno was lost and three days later gen. bryg. Wacław Przeździecki, the commander of the defence of the Grodno area, ordered all his troops to escape to neutral Lithuania. The 110th Regiment was the only unit to disobey this order. The unit was joined with remnants of several routed regiments and fought its way towards the capital Warsaw. The unit got surrounded by the Red Army in the Biebrza river area and suffered serious casualties, but managed to break through the enemy defences. After that lt. col. Dąbrowski, the commander of the regiment, decided to disband it. Henryk Dobrzański took command over approximately 180 men and who decided to continue their march towards besieged Warsaw.

When Warsaw capitulated on September 27, Dobrzański faced three choices: evacuate (via Hungary or Romania) to France, disband the unit, or continue the fight. He decided to lead his unit southwards and try to break through to France. Approximately 50 men volunteered to stay in the army, while the rest were allowed to leave. On November 1, 1939, they crossed the Vistula near Dęblin and started their march towards the Holy Cross Mountains. The same day his unit fought the first skirmish against the Germans. After that he decided to stay in the Kielce area with his unit and wait until the Allied relief comes, which he expected in the Spring of 1940. He also swore that he will not take off his uniform until after the war.

On October 5, with the Battle of Kock ended the resistance of the last major unit of the Polish Army and thus Hubal became the first partisan commander of World War II. Thanks to the support of local civilian population, the "Separated Unit of the Polish Army" (Oddział Wydzielony Wojska Polskiego), as he named his unit, managed to evade all raids and traps organised by the Germans. However, the German authorities responded with brutal retaliation against civil population. Because of that the newly-formed ZWZ and the Government Delegate's Office at Home ordered Hubal to disband his unit, but he refused. At the same time he limited his contacts with the civilians not to endanger them more than necessary.

In March 1940 his unit completely destroyed a battalion of German infantry in a skirmish near the village of Huciska. A few days later in an ambush near the village of Szałasy it inflicted heavy casualties upon other German unit. To counter this threat the German authorities formed a special 1,000 men strong anti-partisan unit of combined SS-Wehrmacht forces, including a Panzer group. Although the unit of maj. Dobrzański never exceeded 300 men, the Germans fielded at least 8,000 men in the area to secure it.


Death and legacy

Memorial to Henryk Dobrzański in Kielce's old cemeteryOn April 30, 1940, his staff quarters in a ravine near the village of Anielin (powiat of Opoczno) was ambushed. In an uneven combat Dobrzański and most of his men were killed. Germans massacred his body and showed it at public view in local villages. Then they transported it to Tomaszów Mazowiecki and either burnt it or buried it in an unknown location. The remnants of the "Separated Unit of the Polish Army" continued the struggle until June 25, 1940, when it was disbanded.

In 1966 Henryk Dobrzański was posthumously awarded with Golden Cross of the Virtuti Militari and promoted to Colonel. Currently almost 200 organisations and institutions bear his name, including 82 Scouting groups, 31 schools and several military units. There are streets named after him in almost every Polish city. Place of his burial remains unknown.

The pseudonym "Hubal" comes from his family coat of arms.

The following books are dedicated to Major Henryk Dobrzanski "Hubal" or/and his partisans:

Melchior Wankowicz: Hubalczycy, Warsaw, 1970;
Marek Szymanski: Oddzial majora Hubala, Warszawa 1999, ISBN 83-912237-0-1;
Aleksandra Ziolkowska-Boehm: Z miejsca na miejsce. W cieniu legendy Hubala, Warsaw 1986, ISBN 83-904286-6-0;
Aleksandra Ziolkowska-Boehm: Kaja od Radoslawa, czyli historia Hubalowego krzyza, Warszawa 2006, ISBN 83-7319-975-6
Aleksandra Ziolkowska-Boehm: A Polish Partisan's Story (to be published by Military History Press).
Invasion of Poland
1 Sep 1939 - 6 Oct 1939

Contributor: John Radzilowski
Further contributed by Editor C. Peter Chen

Political Situation

Poland had been reborn as an independent nation after World War I and the collapse of Austria-Hungary, Russia, and Germany. Polish borders had been partly re-established by the Versailles Treaty but a series of armed conflicts with Germany, Czechoslovakia, Lithuania, and Ukrainian nationalists, as well as a major war with the Soviet Union, gave the borders their final shape.

During the course of the Polish-Soviet War (1919-20), Poland had been forced to rely on her own resources as help from the Western Allies had been slow in coming or had actively blocked by pro-communist unions in Europe. Because of the Polish-Soviet war and continuing Soviet efforts at infiltration thereafter, Polish military and political planning focused primarily on a future conflict with the Soviets. To this end, the Poles developed alliances with Rumania and Latvia. Poland’s policy toward Germany was based on her alliance with France, but Polish-Czech relations remained cool. The problem with the French alliance, as far as the Poles were concerned, was the instability in French politics which resulted in constant indecision about the eastern alliances. As governments rose and fell in regular succession, French policies toward Poland and other allies changed.

German military leaders had begun planning for war with Poland as early as the mid 1920s. Recovering the ethnically Polish territory of Pomerania, Poznan, and Silesia, as well as the largely German Free City of Danzig were the major objectives. Nevertheless, the restrictions of Versailles and Germany’s internal weakness made such plans impossible to realize. Hitler’s rise to power in 1933 capitalized on German’s desire to regain lost territories, to which Nazi leaders added the goal of destroying an independent Poland. According to author Alexander Rossino, prior to the war Hitler was at least as anti-Polish as anti-Semitic in his opinions. That same year, Poland’s Marshal Jozef Pilsudski proposed to the French a plan for a joint invasion to remove Hitler from power, which the French vetoed as mad warmongering.

In 1934, however, the Germans signed a non-aggression pact with Poland, providing a kind of breathing space for both countries. German efforts to woo Poland into an anti-Soviet alliance were politely deferred as Poland attempted to keep her distance from both powerful neighbors. As German power began to grow, however, and Hitler increasingly threatened his neighbors, the Poles and French began to revitalize their alliance.

The Munich Pact dramatically increased Poland’s danger. At the last minute, the Poles and Czechs had attempted to patch up their differences. The Czechs would give up disputed territory taken in 1919 and half ownership in the Skoda arms works in exchange for Polish military intervention in the case of German attack. The Munich Pact, however, closed this option and Poland sent its troops to forcibly occupy the territory of Teschen and the nearby Bohumin rail junction to keep it out of German hands.

After Hitler violated the Munich treaty, Poland was able to extract guarantees of military assistance from France, and significantly, Britain. In March 1939, Hitler began to make demands on Poland for the return of territory in the Polish Corridor, cessation of Polish rights in Danzig, and annexation of the Free City to Germany. These Poland categorically rejected. As negotiations continued, both sides prepared for war.

Editor's addition: German demands sent to Poland on 25 Aug 1939 were the following.

The return of Danzig to Germany
Rail and road access across the corridor between Germany and East Prussia
The cession to Germany any Polish territory formerly of pre-WW1 Germany that hosted 75% or more ethnic Germans
An international board to discuss the cession of the Polish Corridor to Germany
Hitler, however, again altered the strategic landscape again in August 1939 when Germany and the Soviet Union signed a non-aggression pact which contained secret protocols designed to partition Poland and divide up most of eastern Europe between the two dictators.

Strategic Considerations

Poland’s strategic position in 1939 was weak, but not hopeless. German control over Slovakia added significantly to Poland’s already overly long frontier. German forces could attack Poland from virtually any direction.

Poland’s major weakness, however, was its lack of a modernized military. In the 1920s, Poland had had the world’s first all-metal air force, but had since fallen behind other powers. Poland was a poor, agrarian nation without significant industry. While Polish weapons design was often equal or superior to German and Soviet design, it simply lacked the capacity to produce equipment in the needed quantities. One example was the P-37 Łos bomber, which at start of the war was the world’s best medium bomber. Another example was the “Ur” anti-tank rifle which was the first weapon to use tungsten-core ammunition.

To motorize a single division to German standards would have required use of all the civilian cars and trucks in the country. This occurred despite heroic efforts by Polish society to create a modern military which included fundraising among civilians and the Polish communities in the USA to buy modern equipment. As a percentage of GNP, Polish defense spending in the 1930s was second in Europe, behind the Soviet Union but ahead of Germany. Yet, in real dollar terms, the budget of the Luftwaffe alone in 1939 was ten times greater than the entire Polish defense budget. Yet even this did not give the full picture, since the Polish defense budget included money to upgrade roads and bridges and to build arms factories.

The Polish leadership was also hamstrung by political rifts and by the legacy of Pilsudski’s authoritarian rule which had retarded the development of modern strategic thinking and command. The top leadership was held by Marshal Edward Smigly-Rydz, who had been an able corps commander in 1920 but lacked the ability to command a complex modern army. Yet there were many able officers, such as Gen. Tadeusz Kutrzeba and Gen. Kazimierz Sosnkowski. Although overburdened by military brass, Poland had a solid corps of junior officers. The Polish Air Force, by contrast, was a very strong service.

Poland’s one major advantage was in intelligence, beginning in the early 1930s, a group of young mathematicians had managed to break the German military codes of the supposedly unbreakable Enigma encoding machine. Until 1938, virtually all German radio traffic could be read by Polish intelligence. Thereafter, the Germans began to add new wrinkles to their systems, complicating the task. On the eve of the war, the Poles could read about ten percent of Wehrmacht and Luftwaffe traffic and nothing from the Kriegsmarine. However, the German military police frequencies continued to use the older system and were fully readable. This was augmented by human intelligence efforts. By September 1, 1939, the Polish high command knew the location and disposition of 90 percent of German combat units on the eastern front.

Polish doctrine had developed during the Polish-Soviet War and emphasized maneuver with little reliance placed on static defenses, aside from a few key points. Unfortunately, the Polish army’s ability to maneuver was far less than the more mechanized German army.

Much mythology surrounds Poland’s use of cavalry, mostly due to Nazi propaganda absorbed by Western historians. About 10 percent of the Polish army was horse cavalry, a smaller percentage than the U.S. army in 1939. Poland had more tanks than Italy, a country with a well developed automotive industry. Polish cavalry were used as form of mobile infantry and rarely fought mounted, and never with lances. The cavalry attracted high-caliber recruits and the forces trained alongside tanks and possessed greater tank-fighting ability than comparable infantry units. Their use was also envisioned in any conflict with the USSR in eastern Poland where the terrain was mainly forest, swamp, and mountain.

Poland’s primary strategic goal was to draw France and Britain into the war on her side in the event of an attack by Germany. Poland’s defense strategy in 1939, developed by Gen. Kutrzeba, envisioned a fighting withdrawal to the southeastern part of the country, the “Rumanian bridgehead.” There, the high command stockpiled reserve supplies of equipment and fuel. In the rougher terrain north of the Rumanian and Hungarian borders, the army would make its stand. If all went well, an Anglo-French counterattack in the west would reduce German pressure and Polish forces could be re-supplied by the allies through friendly Rumania.

Hitler’s political tactics, however, forced a modification of this plan. Fearing the Germans might attempt to seize the Polish Corridor or Danzig and then declare the war over, Polish forces were ordered closer to the border to ensure that any German attack would be immediately engaged in major combat. In so doing they would ensure that Poland’s allies could not wriggle out of their treaty obligations.

For its part, Germany’s planners sought to deliver a rapid knock out blow to Poland within the first two weeks. German forces would launch deep armored attacks into Poland along two main routes: Lodz-Piotrkow-Warsaw and from Prussia across the Narew River into eastern Mazovia. There would be secondary attacks in the south and against the Polish coastal defenses in the north. The primary objective would be to cut off Polish forces in northern and western Poland and seize the capital. [Editor's addition: To further deter France from entering the soon-to-begin German-Polish conflict, Hitler made several public visits to the West Wall on the German-French border beginning from Aug 1938 to survey the construction of bunkers, blockhouses, and other fortifications. The Nazi propaganda machine elaborated on these visits to form a picture of an invincible defensive line to deter French attacks when Germany invades Poland.]

Opposing Forces

On paper, Poland’s full mobilized army would have numbered about 2.5 million. Due to allied pressure and mismanagement, however, only about 600,000 Polish troops were in place to meet the German invasion on September 1, 1939. These forces were organized into 7 armies and 5 independent operational groups. The typical Polish infantry division was roughly equal in numbers to its German counterpart, but weaker in terms of anti-tank guns, artillery support, and transport. Poland had 30 active and 7 reserve divisions. In addition there were 12 cavalry brigades and one mechanized cavalry brigade. These forces were supplemented by units of the Border Defense Corps (KOP), an elite force designed to secure the frontiers from infiltration and engage in small unit actions, diversion, sabotage, and intelligence gathering. There was also a National Guard used for local defense and equipped with older model weapons. Armored train groups and river flotillas operated under army command.

German forces were organized in two Army Groups, with a total of 5 armies. The Germans fielded about 1.8 million troops. The Germans had 2600 tanks against the Polish 180, and over 2,000 aircraft against the Polish 420. German forces were supplemented by a Slovak brigade.

Opening Moves

Armed clashes along the border became increasingly frequent in August 1939 as Abwehr operations worked to penetrate Polish forward areas and were opposed by the Polish Border Defense Corps, an elite unit originally designed to halt Soviet penetration of the eastern frontier. These clashes alarmed the French who urged the Poles to avoid “provoking” Hitler.

Polish forces had been partly mobilized in secret in the summer of 1939. Full mobilization was to be declared in late August, but was halted at French insistence. Mobilization was again declared on August 30, but halted to French threats to withhold assistance, and then re-issued the following day. As a result of this, only about a third of Polish forces were equipped and in place on Sept. 1.

On August 31, operational Polish air units were dispersed to secret airfields. The navy’s three most modern destroyers executed Operation Peking and slipped out of the Baltic Sea to join the Royal Navy. Polish submarines dispersed to commence minelaying operations.

As Hitler gathered his generals, he ordered them to “kill without pity or mercy all men, women, and children of Polish descent or language... only in this way can we achieve the living space we need.” Mobile killing squads—Einsatzgruppen—would follow the main body of troops, shooting POWs and any Poles who might organize resistance. On the night of August 31, Nazi agents staged a mock Polish attack on a German radio station in Silesia, dressing concentration camp prisoners in Polish uniforms and then shooting them. Hitler declared that Germany would respond to “Polish aggression.”

The invasion began at 4.45 A.M. The battleship Schleswig-Holstein was moored at the port of the Free City of Danzig on a “courtesy visit” near the Polish military transit station of Westerplatte. The station was on a sandy, narrow peninsula in the harbor, garrisoned by a small force of 182 men. At quarter to five on September 1, 1939, the giant guns of the battleship opened up on the Polish outpost at point-blank range. As dawn broke, Danzig SS men advanced on Westerplatte expecting to find only the pulverized remains of the Polish garrison. Instead, they found the defenders very much alive. In moments the German attack was cut to pieces. Further attacks followed. Polish defenders dueled the mighty battleship with a small field gun. At the Polish Post Office in Danzig, postal workers and Polish boy scouts held off Nazi forces for most of the day before surrendering. The post office defenders were summarily executed. A similar fate awaited Polish railway workers south of the city after they foiled an attempt to use an armored train to seize a bridge over the Vistula.

Battle for the Borders

German forces and their Danzig and Slovak allies attacked Poland across most sectors of the border. In the north, they attacked the Polish Corridor. In southern and central Poland, Nazi armored spearheads attacked toward Łódź and Kraków. In the skies, German planes commenced terror bombing of cities and villages. Nazi armies massacred civilians and used women and children as human shields. Everywhere were scenes of savage fighting and unbelievable carnage. Polish forces defending the borders gave a good account of themselves. At Mokra, near Częstochowa, the Nazi 4th Panzer Division attacked two regiments of the Wolynska Cavalry Brigade. The Polish defenders drew the Germans into a tank trap and destroyed over 50 tanks and armored cars.

The battle in the Polish Corridor was especially intense. It was here that the myth of the Polish cavalry charging German tanks was born. As Gen. Heinz Guderian’s panzer and motorized forces pressed the weaker Polish forces back, a unit of Pomorska Cavalry Brigade slipped through German lines late in the day on Sept. 1 in an effort to counterattack and slow the German advance. The unit happened on a German infantry battalion making camp. The Polish cavalry mounted a saber charge, sending the Germans fleeing at that moment, a group of German armored cars arrived on the scene and opened fire on the cavalry, killing several troopers and forcing the rest to retreat. Nazi propagandists made this into “cavalry charging tanks” and even made a movie to embellish their claims. While historians remembered the propaganda, they forgot that on September 1, Gen. Guderian had to personally intervene to stop the German 20th motorized division from retreating under what it described as “intense cavalry pressure.” This pressure was being applied by the Polish 18th Lancer Regiment, a unit one tenth its size.

Where the Poles were in position, they usually got the better of the fight, but due to the delay in mobilization, their forces were too few to defend all sectors. The effectiveness of German mechanized forces proved to be their ability to bypass Polish strong points, cutting them off and isolating them. By September 3, although the country was cheered by the news that France and Britain had declared war on Germany, the Poles were unable to contain the Nazi breakthroughs. Army Łódź, despite furious resistance, was pushed back and lost contact with its neighboring armies. German tanks drove through the gap directly toward Warsaw. In the Polish Corridor, Polish forces tried to stage a fighting withdrawal but suffered heavy losses to German tanks and divebombers. In the air, the outnumbered Polish fighter command fought with skill and courage, especially around Warsaw. Nevertheless, Nazi aircraft systematically targeted Polish civilians, especially refugees. Bombing and shelling sent tens of thousands of people fleeing for their lives, crowding the roads, hindering military traffic.

Editor's addition: Realizing that escaping civilians crowded up important transportation routes and disrupted Polish military movement, the Germans began to broadcast fake Polish news programs that either falsely reported the position of German armies or to encourage civilians of certain areas to evacuate. With both methods, the Germans were able to exploit the fear of the Polish civilians and render Polish transportation systems nearly useless.

The effects of the Poles’ lack of mobility and the fateful decision to position forces closer to the border now began to tell. On September 5, the Polish High Command, fearing Warsaw was threatened, decided to relocate to southeastern Poland. This proved a huge mistake as the commanders soon lost contact with their major field armies. Warsaw itself was thrown into panic at the news.

Resistance Stiffens

Although the situation was grim, it was not yet hopeless. Following the High Command’s departure, the mayor of Warsaw Stefan Starzyński and General Walerian Czuma rallied the city’s defenders. Citizen volunteers built barricades and trenches. An initial German attack on the city’s outskirts was repulsed.

The fast German advance took little account of Army Poznań under the command of Gen. Kutrzeba which had been bypassed on the Nazis’ quick drive toward Warsaw. On September 8–9, Army Poznań counterattacked from the north against the flank of the German forces moving on Warsaw. The Nazi advance halted in the face of the initial Polish success on the River Bzura. The Nazis’ superiority in tanks and aircraft, however, allowed them to regroup and stop Army Poznań’s southward push. The counterattack turned into a battle of encirclement. Although some forces managed to escape to Warsaw, by September 13, the Battle of Bzura was over and Polish forces destroyed. The delay, however, had allowed Warsaw to marshal its defenses, turning the perimeter of the city into a series of makeshift forts. In the south, German forces had captured Kraków early in the campaign but their advance slowed down as they approached Lwów. The defenders of Westerplatte had surrendered after seven days of fighting against overwhelming odds, but the city of Gdynia and the Hel Peninsula still held as Polish coastal batteries kept German warships at bay.

By the middle of September, Polish losses had been severe and the German advance had captured half of the country. The high command’s fateful decision to leave Warsaw had resulted in more than a week of confusion, rescued only by the courage of Army Poznań’s doomed counterattack. By the middle of September, however, Polish defenses were stiffening. Local commanders and army-level generals now directed defenses around the key bastions of Warsaw, the Seacoast, and Lwów. German losses began to rise (reaching their peak during the third week of the campaign). Small Polish units isolated by the rapid advance regrouped and struck at vulnerable rear-area forces.

Black September

This thin ray of hope, however, was extinguished on September 17 when Red Army forces crossed Poland’s eastern border as Stalin moved to assist his Nazi ally and to seize his share of Polish territory. Nearly all Polish troops had been withdrawn from the eastern border to fight the Nazi onslaught. Only a few units of the Border Defense Corps aided by local volunteers stood in the way of Stalin’s might. Although often outnumbered 100 to 1, these forces refused to surrender.

One such force commanded by Lt. Jan Bolbot was attacked by tens of thousands of Red Army troops in their bunkers near Sarny. Bolbot’s surrounded men mowed down thousands of Soviet attackers who advanced in human waves. Finally, communist forces piled debris around the bunkers and set them on fire. Lt. Bolbot, who remained in telephone contact with his commander, reported that the neighboring bunker had been breached and he could see hand to hand fighting there. He told his commander that his own bunker was on fire and filling with thick smoke but all his men were still at their posts and shooting back. Then the line went dead. The entire Sarny garrison fought to the last man. Bolbot was posthumously awarded the Virtuti Militari, Poland’s highest military decoration.

Polish defenses in the southeast fell apart as formations were ordered to fall back across the relatively friendly Rumanian and Hungarian borders to avoid capture. Fighting raged around Warsaw, the fortress of Modlin, and on the seacoast. On September 28, Warsaw capitulated. Polish forces on the Hel Peninsula staved off surrender until October 1. In the marshes of east central Poland, Group Polesie continued to mount effective resistance until October 5. When this final organized force gave up, its ammunition was gone and its active duty soldiers were outnumbered by the prisoners it had taken.

Throughout the first two and half weeks of September 1939, Germany threw its entire air force, all of panzer forces, and all of its frontline infantry and artillery against Poland. Its border with France was held by a relatively thin force of second and third string divisions. The French army, from its secure base behind the Maginot Line, had overwhelming superiority in men, tanks, aircraft, and artillery. A concerted push into western Germany would have been a disaster for Hitler. Yet the French stood aside and did nothing. The British were equally inactive, sending their bombers to drop propaganda leaflets over a few German cities. Had the Allies acted, the bloodiest and most terrible war in human history could have been averted.

Editor's addition:
The Western Betrayal

Since Britain and France had given Germany a freehand in annexing Czechoslovakia, some people of Central and Eastern Europe placed a distrust on the democratic nations of Western Europe. They used the word "betrayal" to describe their western allies who failed to fulfill their treaty responsibilities to stand by the countries they swore to protect. Britain and France's lack of initial response to the German invasion convinced them that their western allies had indeed betrayed them.

Britain simply did not wish to give up the notion that Germany could be courted as a powerful ally. After a note was sent from London to Berlin regarding to the invasion of her ally, Lord Halifax followed up by sending British Ambassador in Berlin Nevile Henderson a note stating that the note was "in the nature of a warning and is not to be considered as an ultimatum." Deep in its pacifist fantasies, Britain did not consider the violation of her allies borders a valid cause for war. France's response to the invasion was similar, expressing a willingness to negotiate though refusing to send any deadline for a German response. At 1930 London time on 1 Sep 1939, the British parliament gathered for a statement from Prime Minister Neville Chamberlain, expecting a declaration of war as dictated by the terms of the pact between Britain and Poland, or minimally the announcement of an ultimatum for Berlin. Instead, Chamberlain noted that Hitler was a busy man and might not had the time to review the note from Berlin yet. When he sat down after his speech, there were no cheers; even the parliament characterized by its support for appeasement was stunned by Chamberlain's lack of action.

As Britain and France idled, the German Luftwaffe bombed Polish cities. They submitted messages to Berlin noting that if German troops were withdrawn, they were willing to forget the whole ordeal and return things to the status quo. It was a clear violation of the military pacts that they had signed with Poland. Finally, on 3 Sep, after thousands of Polish military and civilian personnel had already perished, Britain declared war on Poland at 1115. France followed suit at 1700 on the same day. Even after they had declared war, however, the sentiment did not steer far from that of appeasement. The two western Allies remained mostly idle. While Poland desperately requested the French Army to advance into Germany to tie down German divisions and requested Britain to bomb German industrial centers, Britain and especially France did nothing in fear of German reprisals. In one of the biggest "what-if" scenarios of WW2, even Wilhelm Keitel noted that had France reacted by conducting a full-scale invasion of Germany, Germany would have fallen immediately. "We soldiers always expected an attack by France during the Polish campaign, and were very surprised that nothing happened.... A French attack would have encountered only a German military screen, not a real defense", he said. The invasion was not mounted; instead, token advances were made under the order of Maurice Gamelin of France, where a few divisions marched into Saarbrücken and immediately withdrawn. The minor French expedition was embellished in Gamelin's communique as an invasion, and falsely gave the impression that France was fully committed and was meeting stiff German resistance. While the Polish ambassy in London reported several times that Polish civilians were being targeted by German aerial attacks, Britain continued to insist that the German military had been attacking only military targets.

Occupation and Escape

Both German and Soviet occupations began with murder and brutality. Many prisoners of war were executed on the spot or later during the war. Countless civilians were also shot or sent to concentration camps, including political leaders, clergy, boy scouts, professors, teachers, government officials, doctors, and professional athletes. Among them was Mayor Starzynski of Warsaw who had rallied his city to resist the Nazi onslaught. In the German sector, Jews were singled out for special brutality.

Many small army units continued to fight from remote forests. Among the most famous was the legendary “Major Hubal,” the pseudonym of Major Henryk Dobrzański. Major Hubal and his band of 70–100 men waged unrelenting guerilla warfare on both occupiers until they were cornered by German forces in April 1940 and wiped out. Hubal’s body was burned by the Germans and buried in secret so he would not become a martyr, but others soon took his place.

POWs captured by the Germans were to be sent to labor and prison camps. Many soldiers escaped and disappeared into the local population. Those who remained in German custody were frequently abused, used for slave labor, or shot. POWs captured by the Soviets suffered an even worse fate. Officers were separated from the enlisted men and an estimated 22,000 were massacred by the Soviets. Enlisted men were often sent to Siberian gulags where many died.

Large numbers of Polish soldiers had fled into neighboring Hungary and Rumania where they were interned. While both countries were officially allied to Germany, both had strong sympathy for the Poles. This was especially true in Hungary. Polish soldiers began to disappear from internment camps as bribable or sympathetic guards and officials pretended to look the other way. Individually and in small groups, they made their way to France and Britain. German diplomats raged at their Hungarian and Rumanian counterparts, but officials in neither country had much interest in enforcing Berlin’s decrees. As a result, within months a new Polish army had begun to form in the West.

Sources: Steven Zaloga and Victor Madej, The Polish Campaign, 1939 (1985); John Radzilowski, Traveller’s History of Poland (2006); E. Kozlowski, Wojna Obronna Polski, 1939 (1979); Jan Gross, Revolution from Abroad (1988). Source used by editor: the Last Lion

Blog Archive