Thursday, December 20, 2007

prof. dr hab. Jerzy Robert Nowak


Agresja ateizacyjna trwa
Tygodnik Katolicki "Niedziela", 2007-12-20
Przegląd prasy


Aktualne wydarzenia
prof. dr hab. Jerzy Robert Nowak (2007-12-18)
Aktualności dnia
słuchajzapisz
W wydanej półtora miesiąca temu książce "Walka z Kościołem w mediach. Biała księga" pisałem o wyraźnie nasilającej się od śmierci wielkiego Papieża Polaka agresji ateistycznej w polskich mediach. Agresji polegającej na eksponowaniu tematów antykościelnych i antyreligijnych we wszystkich większych tygodnikach lewicowych, postkomunistycznych i liberalnych ("Polityka", "Wprost", "Newsweek", "Przekrój", "Przegląd") i w takich gazetach, jak "Gazeta Wyborcza", "Dziennik", "Życie Warszawy". Oto kolejne przykłady publikacji tego typu. W "Polityce" ukazał się obszerny artykuł Krzysztofa Szymborskiego pod wymownym tytułem, godnym postkomunistycznego tygodnika: "Ateiści wszystkich krajów, łączcie się" (nr z 24 listopada). Autor tekstu stara się maksymalnie nagłośnić najbardziej zajadłe, bezbożne publikacje książkowe z różnych krajów świata. Poczet otwiera sławetna książka "Bóg urojony" brytyjskiego ateisty nienawistnika Richarda Dawkinsa. Szymborski pisze: "Czytelnikom ŤPolitykiť (pod której patronatem książka się ukazała) nie trzeba go przedstawiać". I rzeczywiście, patronat "Polityki" dla książki tak pełnej antyreligijnego jadu jest aż nadto wymowny. Nie będę tu powtarzać zachęt autora "Polityki" na rzecz kolejnych antyreligijnych paszkwili. Przytoczę tylko jeden fragment dobrze wyrażający tendencję autora "Polityki": "(...) W dzisiejszym klimacie intelektualnym, że naukowe poznanie religii to droga do jej zagłady, ma pewne uzasadnienie".
W postkomunistycznym "Przeglądzie" kolejna porcja antykościelnych i antyreligijnych artykułów, pełnych tendencyjnych zafałszowań. W numerze z 25 listopada można np. przeczytać tekst profesora socjologii na UJ (!) Andrzeja Flisa: "Trony i ołtarze". Autor twierdzi m.in.: "(...) Faszystowskie dyktatury we Włoszech i Niemczech opierały się na religii katolickiej, pomimo faktu, iż rządy w tych krajach sprawowali ateiści, jak Mussolini, albo przywódcy religijnie indyferentni, jak Hitler. Władza, która nie miała oparcia w społeczeństwie, szukała go u ołtarza".
Snujący te uogólnienia profesor UJ całkowicie przemilcza fakt, że liczni duchowni katoliccy w Niemczech stali w zdecydowanej opozycji w stosunku do reżimu, a także to, że kilka tysięcy księży, głównie katolickich, było więźniami obozu koncentracyjnego w Dachau. Jakoś "zapomniał" również wspomnieć o potępiającej nazizm encyklice papieża Piusa XI. W "Przeglądzie" z 9 grudnia już na okładce wyeksponowano antykościelny artykuł Bartosza Machalicy: "Rządy w cieniu biskupów". Autor z werwą atakuje rzekomą dominację Kościoła katolickiego w życiu publicznym Rzeczypospolitej. Zaraz potem czytamy wywiad redaktora Roberta Walenciaka z antykościelną fanatyczką Magdaleną Środą "Kto przeciwstawi się biskupom".
W "Życiu Warszawy" z 1-2 grudnia czytamy wywiad Marcina Szymaniaka z Tomaszem Łysakowskim: "Protestujcie, wierni! Książki ateistów tylko na tym skorzystają". Autor wyszydza protesty wierzących katolików przeciwko antyreligijnym profanacjom. Określa m.in. jako "absurd" to, że wystąpiono ze sprawą sądową przeciwko mężczyźnie, który zamieścił w internecie obrazek Jezusa z wklejoną twarzą Stalina. Mężczyzna ostatecznie nie trafił za kratki, ale Łysakowski peroruje: "Złodzieje i bandyci chodzą wolno, bo odracza się im procesy, a normalnego obywatela ściga się za to, że wrzucił do sieci jakiś fotomontaż". Łysakowski uważa więc za normalne drastyczne szydzenie ze świętych rzeczy w kraju, gdzie istnieją jakże uzasadnione nakazy w sprawie prawnego ścigania wszystkiego, co godzi w uczucia religijne.
W kontekście tych uwag jakże aktualna wydaje się potrzeba szerszego spopularyzowania w Polsce najnowszej encykliki Papieża Benedykta XVI "Spe salvi", mówiącej tak wymownie o groźbie ateizacji. Warto też zastanowić się nad szkodami, jakie wyrządzają ci wszyscy, którzy w czasie wyraźnej agresji ateizacyjnej w Polsce atakują akurat Radio Maryja, bastion obrony wiary i wartości chrześcijańskich.

Spory wokół Bartoszewskiego
Władysław Bartoszewski w nagrodę za swe skrajnie tendencyjne zaangażowanie po stronie PO w kampanii wyborczej otrzymał z rąk Donalda Tuska nagrodę w postaci nominacji na sekretarza stanu w Kancelarii Premiera. Pisze o tym szerzej Igor Ryciak w tekście "Bartoszewski, czyli cudowna broń Tuska" (dziennik "Polska" z 22 listopada). Mnożą się jednak i krytyki wystąpień Bartoszewskiego z ostatnich miesięcy, zwłaszcza użycia przez niego niedopuszczalnych obelg pod adresem inaczej myślących w sprawach politycznych, m.in. wyzwisk typu "bydło" i "dewianci". Wyzwisko Bartoszewskiego nt. "bydła" ostro napiętnował profesor UJ i naczelny redaktor krakowskich "Arcanów" Andrzej Nowak w tekście "Lobotomia demokracji. Czy możliwa jest zgoda bydła z niebydłem?" ("Wprost" z 9 grudnia). Z kolei Rafał Ziemkiewicz w felietonie "Nosił wilk...?" ("Rzeczpospolita" z 28 listopada) nawiązał do wystąpienia prezesa PiS-u Jarosława Kaczyńskiego, żądającego od Bartoszewskiego przeproszenia 5 milionów wyborców PiS-u "za określenie ich przez Władysława Bartoszewskiego mianem Ťbydłať i upieranie się przy tej sprawie".
W sytuacji, gdy Bartoszewski jest sławiony przez Tuska jako "najpiękniejszy polski życiorys", zachęcam do lektury moich tekstów, bardzo mocno podważających to stwierdzenie: "Pytania do Władysława Bartoszewskiego" ("Nasz Dziennik" z 28 listopada) i "Panie Bartoszewski, niech Pan odda ten medal!" ("Nasz Dziennik" z 22 listopada). W tej ostatniej sprawie chodziło o przyjęcie przez Bartoszewskiego z rąk niemieckiego ministra spraw zagranicznych Klausa Kinkela złotego medalu ku czci Gustawa Stresemanna, niemieckiego ministra spraw zagranicznych z lat 20. i zarazem najzajadlejszego polakożercy owych czasów. Stresemann miał wobec Polski dużo większe roszczenia terytorialne niż Hitler i chciał doprowadzić Polskę do katastrofy gospodarczej poprzez wydaną nam z jego inicjatywy wojnę celną.

Niefortunne exposé Tuska
Premier Donald Tusk "zabłysnął" wyjątkowo długim exposé rządowym, mówiąc przez trzy godziny i pięć minut. Barbara Kamińska stwierdziła już w tytule swego tekstu: "To było najdłuższe przemówienie szefa rządu w ciągu 18 lat" ("Rzeczpospolita" z 24-25 listopada). Dominują komentarze krytyczne na temat tego exposé, zarzucające, że mimo bardzo przydługiego tekstu było w nim o wiele za mało konkretów. Ze szczególnie ostrą krytyką wystąpienia Tuska wystąpił szef działu "Polityka" w "Dzienniku" (nr z 24 listopada) Michał Karnowski, znany skądinąd z centrowego podejścia. Karnowski napisał wprost: "Słuchając wczoraj jego (Tuska - J.R.N.) exposé, nie mogłem bowiem wyjść ze zdziwienia: jaki diabeł podkusił faceta, który dał czadu w czasie dwóch wyborczych debat (...) do wygłoszenia wyjątkowo drętwego, przydługiego i pokrętnego przemówienia? (...). Wczoraj zobaczyliśmy Jerzego Buzka skrzyżowanego z Markiem Belką".
Prof. Zdzisław Krasnodębski ("Polska" z 24-25 listopada) o exposé Tuska powiedział: "Nie porwało mnie, bo było zbyt ogólnikowe, obszerne i pełne znajomych tonów (...). Największym problemem Tuska jest chęć podobania się wszystkim". Z kolei Marek Migalski ("Polska" z 24-25 listopada) stwierdził: "Pierwsze 25 minut tego wystąpienia nazwałbym Ťtuszczyznąť, czyli rozmową kompletnie o niczym. Maksimum słów, minimum konkretów (...). Druga część exposé, czyli prezentacja programu rządu, była absolutnie niekonkretna (...). Tak sformułowane wystąpienie ma utrudnić rozliczenie nowego premiera z jakichkolwiek obietnic wyborczych za kilka lat. Bo gdy nic nie zostało konkretnie powiedziane, nie będzie można formułować zarzutów, że coś nie zostało zrobione".
Nawet tak bardzo nieznoszący PiS-u i wspierający PO Tomasz Lis przyznawał ("Polska" z 24-25 listopada): "Mam (...) kłopot z częścią merytoryczną orędzia. Dwie godziny i 45 minut części merytorycznej i bardzo niewiele konkretów (...). Orędzie pełne było zaklęć i haseł - Ťmusimyť, Ťpowinniśmyť, Ťnaszym zdaniem jestť. Dat i harmonogramu, który pokazywałby, czego i kiedy możemy oczekiwać, w zasadzie nie było".
Prof. Andrzej Zybertowicz ocenił ("Dziennik" z 24-25 listopada): "W miarę wysłuchiwania exposé narastało moje zdziwienie, a na końcu pomyślałem sobie, że albo premier Tusk jest skrajnie cyniczny, albo kompletnie naiwny, ewentualnie pogubiony. Ta ostatnia interpretacja byłaby dla niego najbardziej korzystna, ponieważ przedstawił koncert życzeń pełen wewnętrznych sprzeczności. Jednocześnie były w nim elementy socjalistyczne i liberalne, bez oszacowania kosztów obietnic".
Jeszcze ostrzej ocenił exposé Tuska naczelny redaktor "Naszej Polski" Piotr Jakucki w tekście pod wymownym tytułem: "Bajkopisarz. Takiego pustosłowia w exposé Polska jeszcze nie doświadczała" (nr z 27 listopada). Zdaniem b. premiera Jarosława Kaczyńskiego: "Pacyfikacja, petryfikacja i restauracja; PPR - oto program nowego rządu, a reszta jest cudem" (cyt. za: A. Gielewska, E. Olczyk: "Trzy godziny Tuska o naprawie państwa", "Rzeczpospolita" z 24-25 listopada).


p[rJerzy Robert Nowak

Blog Archive