Wednesday, November 7, 2007

Oskarżenia o nadużycia wobec liberałów


Oskarżenia o nadużycia wobec liberałów PiS, poza wielokrotnie obalonymi zarzutami o rzekomą aferę "Telegrafu", nie ma na koncie żadnych afer czy oskarżeń o nadużycia. To rząd PiS jako pierwszy w historii zdobył się na usunięcie oskarżonych za nadużycia własnych ministrów, najpierw Janusza Kaczmarka, a potem Tomasza Lipca (w końcu nawet aresztowanego). Jakże inaczej wygląda historia Kongresu Liberałów, poprzedników PO, i samej PO. To w zbyt dużej mierze historia niedokończonych spraw oskarżeń o afery (np. Janusza Lewandowskiego w kwestii prywatyzacji, "układu warszawskiego" czy ostatnio obrona immunitetu osób podejrzanych o przestępstwo). Cóż, to w kręgach liberałów na początku lat 90. powstało najsłynniejsze hasło patologicznego kapitalizmu: "Pierwszy milion trzeba ukraść!". W ciągu ostatnich kilkunastu lat wielokrotnie wysuwano zarzuty przeciw przeróżnym politykom z kręgu Kongresu Liberałów, z których część przegrupowała się później w Unii Demokratycznej vel Unii Wolności, a wreszcie w Platformie Obywatelskiej. Część tych zarzutów zakończyła się wyrokami sądowymi (m.in. przeciw b. senatorowi z KLD Andrzejowi Machalskiemu czy senatorowi Januszowi Baranowskiemu), część uznano za nieudowodnione i sprawy umorzono, w jeszcze innych przypadkach zarzuty odrzucono jako nieprawdziwe. Pozostaje jednak faktem, że razem oskarżenia uderzyły w bardzo znaczące kręgi osób związanych z politycznymi środowiskami liberalnymi (choćby w sprawie tzw. układu warszawskiego), i to budzi zastanowienie i refleksję. Spróbuję przedstawić poniżej chociaż skromną cząstkę tych zarzutów, które mogłyby złożyć się już dziś na grubą księgę. Szczególnie wiele zarzutów obciążało jednego z najsłynniejszych polityków z Kongresu Liberałów, pewien czas jego przewodniczącego, b. ministra przekształceń własnościowych w rządach J.K. Bieleckiego i H. Suchockiej, a dziś europosła z ramienia PO - Janusza Lewandowskiego. W 1992 r. poseł KPN Mirosław Lewandowski publicznie wystąpił w czasie spotkania z ministrem Lewandowskim z całym katalogiem zarzutów skierowanych przeciwko niemu. Obejmowały np. "nadużycia związane m.in. z brakiem księgowania operacji sprzedaży poszczególnych przedsiębiorstw, niekompetentny przydział zachodnim firmom konsultingowym spraw wyceny majątku przedsiębiorstw oraz doradztwo polskim przedsiębiorstwom" ("Nowy Świat" z 2 września 1992 r.). W czasie wcześniejszego o trzy dni wywiadu z Lewandowskim w tym samym "Nowym Świecie" ministrowi zarzucono: "Kontrole NIK w Ministerstwie Przekształceń Własnościowych potwierdziły m.in. brak dbałości o interesy Skarbu Państwa, rozrzutność w wydawaniu państwowych pieniędzy, nierozliczenie wielomiliardowych transakcji, związanych ze sprzedażą akcji i udziałów przez banki na zlecenie resortu". NIK stwierdziła wielokrotne przekroczenie przepisów przez ministra Lewandowskiego. Zarzucano mu o wiele mniejsze, niż przewidywano, dochody z prywatyzacji - tylko 1,7 bln złotych, zamiast oczekiwanych 3,8 bln ("Nowy Świat" z 7 września 1992 r.). Wśród powszechnie krytykowanych w mediach prywatyzacji w stylu Lewandowskiego szczególnie ostro piętnowano sprzedanie Amerykanom za cenę kilkakrotnie niższą od rzeczywistej wartości świetnych, nowoczesnych zakładów papierniczych w Kwidzyniu. Sprawa niektórych prywatyzacji, łagodnie mówiąc, "wadliwie", z naruszeniem prawa przeprowadzonych przez Lewandowskiego, co pewien czas powracała nawet po latach. W październiku 1996 r. Lewandowskiemu zarzucono przekroczenie prawa przy prywatyzacji dwóch krakowskich spółek: Techmy i Krakchemii. Zdaniem krakowskiej prokuratury, minister w latach 1991-1993 naruszył przepisy ustawy o ochronie obrotu gospodarczego oraz antydatował umowy, podpisywane przy prywatyzacji krakowskich spółek. Straty Skarbu Państwa oszacowano na prawie 2,4 mln zł. Poseł Janusz Lewandowski nie zrezygnował dobrowolnie z chroniącego go immunitetu. Jego obrońca wystąpił do sądu o umorzenie postępowania, uzasadniając wniosek trzyletnią bezczynnością organów ścigania. Lewandowski skorzystał na tej bezczynności. Sąd sprawę umorzył. W grudniu 2001 r. Prokuratura Okręgowa w Krakowie zdecydowała się na skierowanie wniosku do ministra sprawiedliwości o uchylenie immunitetu Januszowi Lewandowskiemu. Wybranie go na europosła z ramienia Platformy Obywatelskiej przerwało na długie lata możliwość prowadzenia dochodzeń i prawdopodobnie wszystkie oskarżenia przeciw niemu zostaną uchylone z powodu przedawnienia. Nader wiele zarzutów padało pod adresem jednego z czołowych niegdyś liberalnych polityków (b. zastępcy przewodniczącego KLD D. Tuska) - Pawła Piskorskiego. Szczególnie ostre zarzuty kierowano pod adresem polityki Piskorskiego jako prezydenta Warszawy w tak kluczowych dla stolicy sprawach jak nieruchomości i gospodarka gruntami. Chodziło o poważne nieprawidłowości, np. wybrania przy przetargu na budowę mostu Świętokrzyskiego oferty o 20 mln zł droższej od pozostałych. Czy pozwolenie przez Piskorskiego na budowę w mieście kilku wielkich hipermarketów, powszechnie w świecie budowanych na obrzeżach wielkich miast, było w interesie drobnego handlu? Wiele osób zastanawia się, w jaki sposób młody, 30-letni prezydent Warszawy tak szybko potrafił się dorobić pokaźnego majątku, stając się jednym z najbogatszych ludzi w polskim Sejmie. Redaktor Teresa Kuczyńska pisała w "Tygodniku Solidarność" z 5 października 2001 r.: "Piskorski przyznał się do posiadania dwóch mieszkań własnościowych (111 i 193 m2), trzech mieszkań w budowie, do tego akcje, kolekcje starych obrazów i książek, 'działka' o powierzchni 2,4 ha. A więc fortuna daleko wyrastająca ponad to, czego mógł dorobić się trzydziestolatek na samorządowych posadach". Z kolei redaktor Jan Rogacin pisał w ("der") "Dzienniku" z 25 kwietnia 2006 r., iż: "Były prezydent Warszawy w 2001 r., tak jak inni liderzy PO, ujawnił swoje oświadczenie majątkowe. Okazało się, że po 10 latach uprawiania polityki dorobił się sporego majątku - media szacowały go wówczas na pół miliona dolarów. Wyliczono, że aby tyle uzbierać, musiałby przez 10 lat zarabiać około 17 tys. miesięcznie i nic nie wydawać. A pensja prezydenta Warszawy wynosiła niecałe 12 tys. zł. Piskorski tłumaczył, że dorobił się na inwestycjach giełdowych i handlu antykami. Żeby oddalić podejrzenia, wystąpił do urzędu skarbowego o sprawdzenie dochodów, lecz kontrolę zakwestionowało Ministerstwo Finansów. Piskorski nigdy nie pokazał dokumentów potwierdzających, w jaki sposób dorobił się takich pieniędzy. Potem podzielił się majątkiem z żoną i nagle zbiedniał w swych oświadczeniach. Wzmogło to podejrzliwość wobec niego". W sytuacji, gdy Piskorskiego zaczęto dość powszechnie krytykować za różne nieciekawe sprawy i sprawki, ten zręcznie zapewnił sobie "bezpieczny" status europosła do Parlamentu Europejskiego. Odpowiadało to również liderom Platformy, którzy uznali, że na długo pozbędą się "problemu Piskorskiego" dzięki jego wyjazdowi do Brukseli. Tyle że zaczęły się pojawiać nowe oskarżenia przeciw Piskorskiemu. 19 marca 2006 r. na łamach "Wprost" ukazał się bardzo ostry atak przeciw Piskorskiemu - tekst Jarosława Jakimczyka "Polityka, narkotyki, szlachetne kamienie". "Wprost" powoływało się na obciążające Piskorskiego zeznania, złożone przed oficerami Centralnego Biura Śledczego i prokuratorem z krakowskiej Prokuratury Apelacyjnej przez koronnego świadka amerykańskiej "Drug Inforcement Administration". Piskorski zaprzecza oskarżeniom - por. tekst pt. "Polityk PO współpracował z mafią?" ("Nasz Dziennik" z 14 marca 2006 r.). W maju 2006 r. ostatecznie z hukiem przerwano karierę polityczną Pawła Piskorskiego w związku z wyrzuceniem go z PO przez Zarząd Platformy Obywatelskiej. Do wyrzucenia doszło w rezultacie nagłośnienia artykułu ("der") "Dziennika" z 25 i 26 kwietnia 2005 r. pt. "Jak eurodeputowany i jego żona zakupili ponad 320 hektarów ziemi po byłych PGR-ach w Słoninie, Krosinku i Zaspach Wielkich na Pomorzu Zachodnim". Zapłacili 1 mln 250 tys. zł. Zaczęli sadzić tam las, oczekując na odpowiednie dopłaty z Unii Europejskiej, które mogły sięgnąć nawet 9 mln zł. Redaktor ("der") "Dziennika" Jan Rogacin stwierdził, że: "Z oświadczenia majątkowego, które Paweł Piskorski złożył w Kancelarii Sejmu, nijak nie wynikało, ze mógł sobie pozwolić na taki zakup". Wyjaśnienia Piskorskiego i jego żony dalej nie mogły wytłumaczyć, skąd europoseł i jego żona wzięli tak wielką sumę. Cała sprawa okazała się przysłowiową kroplą wody, która przelała dzban. Szef PO D. Tusk powiedział po wyrzuceniu Piskorskiego z PO, iż: "Zachowanie Piskorskiego szkodziło wizerunkowi Platformy. Dlatego uznaliśmy, że dalsza współpraca z nim jest niemożliwa". Wśród polityków oskarżanych wielokrotnie w związku z działalnością na stanowiskach ministerialnych był jeden z trzech współzałożycieli Platformy - Andrzej Olechowski. Jeszcze w czasach PRL jako młody człowiek prowadził przez wiele lat tajną współpracę z peerelowskim wywiadem gospodarczym i z kontrwywiadem. Według wypowiedzi M.D. Zdorta, dziennikarza "Rzeczpospolitej" (13 lipca 2001 r.), Olechowski "ową tajną współpracę podejmował i korzystał z jej przywilejów (takich jak długotrwałe pobyty na Zachodzie) w czasach, gdy ludzie opozycji nie tylko nie mogli marzyć o paszportach, ale często odsiadywali długoletnie wyroki w więzieniach państwa, które on uważał za własne". Nazwisko Olechowskiego szczególnie mocno kojarzy się z fatalną prywatyzacją Fiata, przeprowadzoną przez niego w maju 1992 r., gdy był ministrem finansów. Przypomnijmy, co pisał Waldemar Brzozowski w "Naszej Polsce" z 2 lipca 1997 r. o tym najmocniej krytykowanym "wyczynie" ministerialnym Olechowskiego: "20 maja 1992 r. Olechowski, jako minister finansów, podpisuje umowę z FIAT-em o sprzedaży FSM w Bielsku-Białej. Według protokołu pokontrolnego NIK, jako szef resortu finansów przedłożył rządowi umowę definitywną, liczącą 900 stron, zredagowaną wyłącznie w językach angielskim i włoskim, na kilkanaście godzin przed jej podpisaniem (!). Nikt więc nie był w stanie jej przeczytać ze względów czasowych i językowych. Ale Rada Ministrów ją przyjęła, a Olechowski podpisał. W umowie tej strona polska zobowiązała się do zwracania Włochom kar i grzywien ekologicznych bez względu na ich wysokość (ten załącznik napisany był wyłącznie po włosku). FIAT został zwolniony od ponownego, ustawowego zatrudniania mężczyzn po odbyciu służby wojskowej oraz kobiet po urlopach macierzyńskich i wychowawczych. Ponadto nowym właścicielom zapewniono odraczanie ceł i ulgi we wszystkich płatnościach, tudzież przyznano 35% samochodów kontygentowych. Wreszcie w umowie czytamy, że 'pod każdym względem prawem wyłącznie właściwym dla niniejszej umowy jest prawo szwajcarskie'. Skarb Państwa przejął też wszystkie długi FSM w wysokości 17 bln ówczesnych złotych. Postępowanie Olechowskiego kontrolerzy NIK określili jako 'przekroczenie granicy swobody', udzielonej mu przez rząd. Z wyjątkową złośliwością wymieniali też setki przepisów, w tym konstytucję, złamane przez ministra". Tekst tajnej umowy z Fiatem został wyciągnięty po trzech latach przez "Politykę". Olechowskiemu zarzucono, że zgodził się na zbyt duże ustępstwa wobec Fiata. Ustępstwa te w praktyce oddały włoskiej firmie całkowity monopol na produkcję samochodów małolitrażowych w Polsce (por. uwagi M.D. Zdorta w "Rzeczpospolitej" z 12 lipca 1995 r.). Gdy A. Olechowski był ministrem spraw zagranicznych RP, w 1994 r. amerykańska firma Procter&Gamble zaproponowała mu obejrzenie jednego z jej zakładów w USA, organizując w tym celu dla niego przelot samolotem firmy. W relacjach z wizyty Olechowskiego w USA zabrakło informacji, że jej "biznesową" część finansowały amerykańskie koncerny (wg T. Kosobudzki, MSZ od przodu. O dymisji Olechowskiego, Warszawa 1995, s. 19). W październiku 1994 r. Olechowski złożył swoją dymisję z rządu Pawlaka, oburzony z powodu umieszczenia go na tzw. liście Cimoszewicza, tj. liście wyższych urzędników zasiadających w radach nadzorczych spółek i biorących dzięki temu dodatkowe wynagrodzenie. Złożenie dymisji tłumaczył tym, że posądzono go o to, iż jest złodziejem. Była to nadinterpretacja uderzającego w niego zarzutu, odnoszącego się do konkretnego przejawu złamania istniejącego prawa. Chodziło o to, że po mianowaniu go ministrem spraw zagranicznych Olechowski zapewnił, że rezygnuje z członkostwa w różnego rodzaju spółkach, radach nadzorczych itp. Mimo to jako minister spraw zagranicznych nadal zachował posadę w Banku Handlowym SA, pobierając za to wynagrodzenie (por. T. Kosobudzki, op. cit., s. 37-38). Ciekawe, że ani wieloletnia współpraca Olechowskiego z wywiadem i kontrwywiadem PRL, ani jego przedziwne oficjalne transakcje (tak szkodliwa umowa z Fiatem) nie przeszkadzały Tuskowi we współdziałaniu z Olechowskim przy zakładaniu Platformy Obywatelskiej. Do najbardziej wpływowych polityków w Platformie Obywatelskiej należy b. premier i minister RP Jan Krzysztof Bielecki. Jego stosunek do polskich interesów narodowych dobrze wyraził jeszcze w czasie urzędowania jako premiera występ w meczu futbolowym w koszulce promującej zagraniczny produkt "Muller Milch" (importowane z Niemiec mleko). Gdyby jakikolwiek zachodni polityk pozwolił sobie na coś takiego jak Bielecki, już następnego dnia przestałby być premierem i byłby raz na zawsze skończony jako polityk. Najbardziej groteskowo brzmiało samo tłumaczenie premiera Bieleckiego, głoszącego, że on, roztargniony biedaczyna, w ogóle nie zauważył, jaki napis widniał na koszulce, którą założył, aby zagrać w meczu. Równie "roztargnieni", jak widać, okazali się także inni liberałowie (m.in. J. Lewandowski, D. Tusk), grający również w koszulkach promujących niemiecki produkt. Prezes PSL Roman Bartoszcze w odpowiedzi na dziecinne tłumaczenia Bieleckiego zapytał: "A gdyby na koszulce widniał napis: "'Jestem d...', to premier też niczego nie zauważyłby?".

Blog Archive