Sunday, September 30, 2007
RZĄD PRZEDSTAWI W BRUKSELI PROJEKTY ROZWOJU POLSKI WSCHODNIEJ
RZĄD PRZEDSTAWI W BRUKSELI PROJEKTY ROZWOJU POLSKI WSCHODNIEJ
Ponad 2 mld euro rząd zamierza przeznaczyć na sfinansowanie przedsięwzięć inwestycyjnych, które w latach 2007-2013 będą realizowane na terenie Polski Wschodniej. Chodzi o województwa: lubelskie, podkarpackie, podlaskie, świętokrzyskie i warmińsko-mazurskie. Specjalny program operacyjny, przyjęty na posiedzeniu Rady Ministrów, będzie teraz negocjowany z Komisją Europejską. - Program zakłada długofalową pomoc dla pięciu najbiedniejszych polskich województw - wyjaśniła minister rozwoju regionalnego Grażyna Gęsicka.
Pieniądze zostaną przeznaczone na budowę i modernizację infrastruktury, zwłaszcza transportowej. Przewidziano także wsparcie dla przedsięwzięć rozwijających przedsiębiorczość oraz podnoszących jakość kształcenia. W ramach programu będą także realizowane działania na rzecz rozwoju miast. Rząd wraz z programem przedstawi w Brukseli propozycję ok. 120 projektów inwestycyjnych lub koncepcji projektów. Zostały one wytypowane przez poszczególne województwa jako kluczowe dla ich rozwoju. Wśród nich są trzy o szczególnym znaczeniu dla tej części Polski. Chodzi o budowę infrastruktury szerokopasmowego dostępu do Internetu, promocję Polski Wschodniej oraz budowę wspólnych tras rowerowych.
SPRAWA POZWÓW KŁADZIE SIĘ CIENIEM NA STOSUNKACH POLSKO-NIEMIECKICH
SPRAWA POZWÓW KŁADZIE SIĘ CIENIEM NA STOSUNKACH POLSKO-NIEMIECKICH
TO DLACZEGO RZAD NIEMIECKI NIE STWORZY PRAWA BLOKUJACEGO TEGO RODZAJU POZWY?
Jesli tak bardzo im zalezy na lepszych stosunkach z Polska.
Premier Jarosław Kaczyński spotkał się z przewodniczącym Bundesratu Republiki Federalnej Niemiec Haraldem Ringstorffem. Wizyta w Polsce jest pierwszą zagraniczną podróżą niemieckiego polityka po objęciu przez niego stanowiska przewodniczącego wyższej izby niemieckiego parlamentu.
Rozmowę zdominowała sprawa roszczeniowych pozwów przeciwko Polsce skierowanych do Europejskiego Trybunału Praw Człowieka w Strasburgu przez Powiernictwo Pruskie. Premier Jarosław Kaczyński stwierdził, że strona polska traktuje to bardzo poważnie. Szef rządu podkreślił, że chcemy, aby stosunki polsko-niemieckie były dobre, ale sprawa pozwów kładzie się na nich wielkim cieniem.
Harald Ringstorff uważa, że nie można dopuścić do tego, aby kwestia pozwów Powiernictwa Pruskiego psuła stosunki między naszymi krajami. Przewodniczący Bundesratu zaznaczył, że żaden poważny niemiecki polityk nie wspiera tych roszczeń.
Tematem spotkania była także współpraca Polski i Niemiec w ramach Unii Europejskiej, zwłaszcza w perspektywie zbliżającej się prezydencji niemieckiej. Premier Jarosław Kaczyński nawiązując do rosyjskiego embarga na polskie mięso podkreślił, że państwa unijne powinny przestrzegać zasady solidarności.
Premier: Wspólnotę narodową buduje się poprzez świadomość
Premier: Wspólnotę narodową buduje się poprzez świadomość
Prezes Rady Ministrów Jarosław Kaczyński zapewnił Kaszubów, że jego rząd będzie budować wspólnotę Polaków. -Wspólnotę narodową buduje się poprzez świadomość, także świadomość tych Polaków, którzy od innych się różnią. A takimi Polakami są Kaszubi – podkreślił szef rządu. Premier odwiedził Centrum Edukacji i Promocji Regionu Kaszubskiego w Szymbarku (woj. pomorskie). Muzeum jest miejscem prezentacji historii i kultury Kaszub.
Według szefa rządu nie chodzi w żadnym razie, aby te różnice w jakikolwiek sposób zacierać, gdyż one są naszym wspólnym bogactwem. - Chodzi o to, by podtrzymywać je w ramach wielkiej wspólnoty, jaką powinni być Polacy – dodał. Szef rządu zwrócił uwagę, że Centrum łączy dwie tradycje. Prezentuje losy Polaków zesłanych na Syberię w wyniku walki o niepodległość w XVIII, XIX i XX wieku. Równocześnie upamiętnia walkę o polskość na Pomorzu, a co za tym idzie o niepodległość Polski.
Podczas wizyty w Centrum Edukacji i Promocji Regionu Kaszubskiego Jarosław Kaczyński m.in. złożył kwiaty pod pomnikiem Gryfa Pomorskiego, wybudowanym ku czci bohaterów Tajnej Organizacji Wojskowej Gryf.
Policjanci dostaną podwyżki
Policjanci dostaną podwyżki
Premier Jarosław Kaczyński podczas wizyty w Szkole Policji w Słupsku podkreślił, że nie ma sprawnego, dobrego państwa bez właściwie funkcjonującej i dostatecznie silnej policji. Szef rządu zapowiedział, że celem rządu jest doprowadzenie do stanu, który pozwoli polskiej policji na sprostanie potrzebom państwowym i społecznym - Chcemy mieć silną policję, aby obywatel czuł się bezpieczniejszy - dodał .
W obecności szefa rządu minister spraw wewnętrznych i administracji Władysław Stasiak ogłosił wprowadzenie podwyżek dla policjantów i podpisał rozporządzenie dotyczące wysokości uposażenia zasadniczego funkcjonariuszy. W przyszłym roku policjanci będą średnio zarabiać o 500 zł więcej niż obecnie. Rozporządzenie wynika z ustawy o modernizacji służb podległych MSWiA, w ramach której w ciągu 3 lat trafi do nich dodatkowo 6,3 mld zł, w tym około 4,5 mld zł do policji. Szef resortu spraw wewnętrznych zaznaczył, że środki na podwyżki to nie są dodatkowe pieniądze i że wygospodarowano je dzięki przesunięciom w budżecie MSWiA.
Prezes Rady Ministrów zauważył, że zadaniem rządu jest umocnienie państwa oraz jego aparatu. - Państwo jest po to, żeby społeczeństwu i obywatelom służyć. Demokratyczne państwo potrafi służyć, ale może to czynić tylko wtedy, jeśli ma dostateczne środki – powiedział. Zdaniem szefa rządu podpisane rozporządzenie oraz program modernizacji policji jest pierwszą poważną próbą dostosowania wielkości środków do potrzeb. - Mitem jest twierdzenie, że można zbudować silne państwo za darmo – przekonywał premier.
Premier i minister spraw wewnętrznych wręczyli także nagrody przyznane przez MSWiA 10 najlepszym dzielnicowym z województwa pomorskiego.
Premier: władza wspiera słabszych
Premier: władza wspiera słabszych
Premier Jarosław Kaczyński powiedział, że jego rząd wprowadził rozwiązania skierowane do gorzej sytuowanej części społeczeństwa – becikowe, program dożywiania dzieci oraz podatek prorodzinny, powrót do rewaloryzacji emerytur i podwyższenie najniższej płacy. – Władza, którą reprezentujemy ma cechę, której zabrakło poprzednim rządom – empatię. Ta empatia przekłada się na konkretne decyzje dotyczące najsłabszych grup społecznych – powiedział premier. Szef rządu podsumował dwa lata realizacji programu „Solidarne Państwo”.
Wśród największych sukcesów premier wymienił m.in. realny spadek liczby bezrobotnych, będący rezultatem zwiększenia liczby miejsc pracy i tworzenia dobrych warunków dla inwestorów zagranicznych. Podkreślił także bardzo dobre wyniki finansowe, m.in. wzrost gospodarczy i niższy od planowanego deficyt. - Polska dzisiaj ma wzrost gospodarczy na jednym z największych poziomów w Europie, na jednym z największych poziomów w ciągu ostatnich 18 lat- zaznaczył premier. Przypomniał, że Polska jest jednym z najbardziej atrakcyjnych państw pod względem inwestycji i plasuje się obecnie w czołówce rankingów związanych z możliwościami inwestycyjnymi. Jarosław Kaczyński uważa również, że dobrze wykorzystujemy środki unijne – Wszystko wskazuje na to, że perspektywa 2004-2006 będzie w pełni wykorzystana. Będzie to chyba pierwszy tego rodzaju przypadek w Unii Europejskiej – przekonywał.
Szef rządu za istotny sukces uznał również wzrost bezpieczeństwa. Zwrócił uwagę na zmiany w prawie karnym i wzmocnienie pozycji policji. – Udało się powstrzymać rozbuchaną przestępczość, także tę na najwyższych szczeblach – okazało się, że nawet one nie dają schronienia przed wymiarem sprawiedliwości - podkreślił premier. Jego zdaniem
Premier Jarosław Kaczyński powiedział, że jego rząd wprowadził rozwiązania skierowane do gorzej sytuowanej części społeczeństwa – becikowe, program dożywiania dzieci oraz podatek prorodzinny, powrót do rewaloryzacji emerytur i podwyższenie najniższej płacy. – Władza, którą reprezentujemy ma cechę, której zabrakło poprzednim rządom – empatię. Ta empatia przekłada się na konkretne decyzje dotyczące najsłabszych grup społecznych – powiedział premier. Szef rządu podsumował dwa lata realizacji programu „Solidarne Państwo”.
Wśród największych sukcesów premier wymienił m.in. realny spadek liczby bezrobotnych, będący rezultatem zwiększenia liczby miejsc pracy i tworzenia dobrych warunków dla inwestorów zagranicznych. Podkreślił także bardzo dobre wyniki finansowe, m.in. wzrost gospodarczy i niższy od planowanego deficyt. - Polska dzisiaj ma wzrost gospodarczy na jednym z największych poziomów w Europie, na jednym z największych poziomów w ciągu ostatnich 18 lat- zaznaczył premier. Przypomniał, że Polska jest jednym z najbardziej atrakcyjnych państw pod względem inwestycji i plasuje się obecnie w czołówce rankingów związanych z możliwościami inwestycyjnymi. Jarosław Kaczyński uważa również, że dobrze wykorzystujemy środki unijne – Wszystko wskazuje na to, że perspektywa 2004-2006 będzie w pełni wykorzystana. Będzie to chyba pierwszy tego rodzaju przypadek w Unii Europejskiej – przekonywał.
Szef rządu za istotny sukces uznał również wzrost bezpieczeństwa. Zwrócił uwagę na zmiany w prawie karnym i wzmocnienie pozycji policji. – Udało się powstrzymać rozbuchaną przestępczość, także tę na najwyższych szczeblach – okazało się, że nawet one nie dają schronienia przed wymiarem sprawiedliwości - podkreślił premier. Jego zdaniem
Polska szanuje prawa wszystkich wyznań
Polska szanuje prawa wszystkich wyznań
Prezes Rady Ministrów Jarosław Kaczyński i arcybiskup Sawa, Metropolita Warszawski i Całej Polski podpisali porozumienie o powołaniu Wspólnego Zespołu Przedstawicieli Rządu Rzeczypospolitej Polskiej i Świętego Soboru Biskupów. Zadaniem zespołu będzie rozwiązywanie problemów dotyczących wzajemnych stosunków Rzeczypospolitej Polskiej i Polskiego Autokefalicznego Kościoła Prawosławnego.
Premier podkreślił, że Polska w pełni uznaje prawa wszystkich wyznań w kraju, ale szczególna uwaga należy się tym najliczniejszym, jak Kościół Prawosławny, który pod względem liczby wiernych jest drugim Kościołem w Polsce. – Prawosławie odegrało w historii Polski bardzo pozytywną rolę i chcemy, by ten Kościół nadal się rozwijał. Będziemy dążyć do tego, by wyznawcy prawosławia mieli poczucie pełnej równości wobec prawa i by potrzeby Kościoła Prawosławnego były uwzględniane w normach regulujących życie publiczne i w praktyce ustrojowej – powiedział szef rządu.
Arcybiskup Sawa pozytywnie ocenił powołanie zespołu i zaznaczył, że społeczność prawosławna czekała na to od 1991 r., kiedy uchwalono ustawę o stosunku Państwa do Polskiego Autokefalicznego Kościoła Prawosławnego. - Powołanie tego zespołu to ważny moment dla Kościoła i dla państwa, bo będzie to praca dla wspólnego dobra – uznał zwierzchnik Polskiego Kościoła Prawosławnego.
Wśród najważniejszych spraw, którymi będzie zajmował się zespół znajdą się m.in. zwalnianie od pracy i nauki w dni, kiedy przypadają święta prawosławne, katechezy dla dzieci wyznania prawosławnego i podręczniki uwzględniające historię Kościoła Prawosławnego w Polsce. – Chcemy, aby Zespół zajął się problemami kościoła i wzajemnymi stosunkami, które życie przynosi. Żywię nadzieję, że będzie to dobra praca dla wspólnego dobra – stwierdził arcybiskup Sawa.
Premier powołał Jarosława Zielińskiego, sekretarza stanu w MSWiA, na współprzewodniczącego Wspólnego Zespołu Przedstawicieli Rządu Rzeczypospolitej Polskiej i Świętego Soboru Biskupów.
Zespół powołano na podstawie art. 4 ust. 1 ustawy z dnia 4 lipca 1991 r. o stosunku Państwa do Polskiego Autokefalicznego Kościoła Prawosławnego (Dz.U. Nr 66, poz. 287 z późn. zm.), na wniosek Prawosławnego Metropolity Warszawskiego i Całej Polski, działającego w imieniu Świętego Soboru Biskupów.
Prawosławie jest obecne na ziemiach polskich od X w. Początkowo związane było z Konstantynopolem, potem z Patriarchatem Moskiewskim. Całkowitą niezależność (autokefalię) Kościół uzyskał w 1925 r. W Polsce liczy około 600 tysięcy wiernych, skupionych w sześciu diecezjach i ponad 220 parafiach. Zdecydowana większość z nich mieszka na terenie województwa podlaskiego. Kościół prowadzi także Prawosławny Ordynariat Wojska Polskiego
Prezes Rady Ministrów Jarosław Kaczyński i arcybiskup Sawa, Metropolita Warszawski i Całej Polski podpisali porozumienie o powołaniu Wspólnego Zespołu Przedstawicieli Rządu Rzeczypospolitej Polskiej i Świętego Soboru Biskupów. Zadaniem zespołu będzie rozwiązywanie problemów dotyczących wzajemnych stosunków Rzeczypospolitej Polskiej i Polskiego Autokefalicznego Kościoła Prawosławnego.
Premier podkreślił, że Polska w pełni uznaje prawa wszystkich wyznań w kraju, ale szczególna uwaga należy się tym najliczniejszym, jak Kościół Prawosławny, który pod względem liczby wiernych jest drugim Kościołem w Polsce. – Prawosławie odegrało w historii Polski bardzo pozytywną rolę i chcemy, by ten Kościół nadal się rozwijał. Będziemy dążyć do tego, by wyznawcy prawosławia mieli poczucie pełnej równości wobec prawa i by potrzeby Kościoła Prawosławnego były uwzględniane w normach regulujących życie publiczne i w praktyce ustrojowej – powiedział szef rządu.
Arcybiskup Sawa pozytywnie ocenił powołanie zespołu i zaznaczył, że społeczność prawosławna czekała na to od 1991 r., kiedy uchwalono ustawę o stosunku Państwa do Polskiego Autokefalicznego Kościoła Prawosławnego. - Powołanie tego zespołu to ważny moment dla Kościoła i dla państwa, bo będzie to praca dla wspólnego dobra – uznał zwierzchnik Polskiego Kościoła Prawosławnego.
Wśród najważniejszych spraw, którymi będzie zajmował się zespół znajdą się m.in. zwalnianie od pracy i nauki w dni, kiedy przypadają święta prawosławne, katechezy dla dzieci wyznania prawosławnego i podręczniki uwzględniające historię Kościoła Prawosławnego w Polsce. – Chcemy, aby Zespół zajął się problemami kościoła i wzajemnymi stosunkami, które życie przynosi. Żywię nadzieję, że będzie to dobra praca dla wspólnego dobra – stwierdził arcybiskup Sawa.
Premier powołał Jarosława Zielińskiego, sekretarza stanu w MSWiA, na współprzewodniczącego Wspólnego Zespołu Przedstawicieli Rządu Rzeczypospolitej Polskiej i Świętego Soboru Biskupów.
Zespół powołano na podstawie art. 4 ust. 1 ustawy z dnia 4 lipca 1991 r. o stosunku Państwa do Polskiego Autokefalicznego Kościoła Prawosławnego (Dz.U. Nr 66, poz. 287 z późn. zm.), na wniosek Prawosławnego Metropolity Warszawskiego i Całej Polski, działającego w imieniu Świętego Soboru Biskupów.
Prawosławie jest obecne na ziemiach polskich od X w. Początkowo związane było z Konstantynopolem, potem z Patriarchatem Moskiewskim. Całkowitą niezależność (autokefalię) Kościół uzyskał w 1925 r. W Polsce liczy około 600 tysięcy wiernych, skupionych w sześciu diecezjach i ponad 220 parafiach. Zdecydowana większość z nich mieszka na terenie województwa podlaskiego. Kościół prowadzi także Prawosławny Ordynariat Wojska Polskiego
Rząd wspiera Polonię
Rząd wspiera Polonię
Premier Jarosław Kaczyński podkreślił, że rząd stara się, aby stosunki między Polską i Polonią były coraz bliższe i lepsze. - Czynimy wszystko żeby wykorzystana została szansa współpracy Polski z Polonią. - powiedział Prezes Rady Ministrów podczas uroczystego zakończenia III Zjazdu Polonii i Polaków z Zagranicy. Zaznaczył, że polskość jest, i powinna być, dla nas wszystkich czymś niezwykle ważnym. - Przynależność do narodu to część naszego człowieczeństwa i pozbywanie się tej części nie ma żadnego sensu - dodał.
Szef rządu przypomniał podjęte przez rząd działania na rzecz Polonii. Przygotowano raport dotyczący stosunków między państwem polskim a Polakami zamieszkałymi za granicą oraz przedstawiono inicjatywy ustawodawcze. Najważniejszą jest podpisana kilka dni temu przez prezydenta Karta Polaka. Wprowadza ona ułatwienia i przywileje dla Polaków zamieszkałych na Wschodzie. Umożliwia im m.in. wielokrotne przekraczanie granicy, dostęp do polskich szkół i uczelni oraz zapewnia ułatwienia w uzyskiwaniu stypendiów. Wprowadza też istotny zapis o refundacji kosztów wizy. Osoba, która otrzyma Kartę Polaka, będzie miała prawo do podejmowania pracy i prowadzenia działalności gospodarczej na terenie Polski.
Prace nad pozostałymi ustawami, ze względu na skrócenie kadencji Sejmu, nie zostały doprowadzone do końca. Chodzi o ustawę o obywatelstwie, która pozwoliłaby Polakom mieszkającym za granicą łatwiej uzyskiwać i korzystać z praw obywateli polskich, o zmianę w ordynacji wyborczej, która tworzyłaby okręg zagraniczny i zmianę ustawy o emigracji. Premier zapowiedział także utworzenie w najbliższym czasie stanowiska pełnomocnika premiera ds. realizacji ustawy o Karcie Polaka i powołanie na nie swego doradcy Michała Dworczyka.
Podczas uroczystości prezes Stowarzyszenia „Wspólnota Polska” Andrzej Stelmachowski wręczył wyróżnienia przyznane działaczom szczególnie zasłużonym dla Polonii.
W pięciodniowym III Zjeździe Polonii i Polaków z Zagranicy uczestniczyło około 400 uczestników z ponad 60 krajów reprezentujących organizacje polonijne, instytucje naukowe i kulturalne, a także duchowieństwo oraz polskie media działające na obczyźnie.
Jarosław Kaczyński podkreślił, że rząd dąży do umocnienia polskiej nauki.
Premier Jarosław Kaczyński podkreślił, że rząd dąży do umocnienia polskiej nauki. Prezes Rady Ministrów wraz z wicepremier Zytą Gilowską uczestniczył w uroczystej inauguracji roku akademickiego na Akademii Ekonomicznej w Poznaniu.
Szef rządu zadeklarował, że rząd zadba o to, by polska nauka i szkolnictwo wyższe mogły działać w warunkach lepszych niż dotychczas. – Chcemy, by ten niezwykle ważny fragment życia społecznego był umocniony, bo chcemy umocnienia Polski, chcemy by nasz kraj awansował w hierarchii narodów, by był coraz silniejszy w Europie i w świecie - powiedział premier. Dodał, że taka jest wola obecnej władzy.
Jarosław Kaczyński zaznaczył, że wydatki na szkolnictwa wyższe w najbliższych latach będą rosły. - W znacznym stopniu bo o około 10 proc. wzrosną już w roku 2008 r. - obiecał. Przygotowany i zatwierdzony został także wielomiliardowy program korzystania z pomocy europejskiej na inwestycje w szkolnictwie wyższym.
Zdaniem szefa rządu szkoły wyższe mają rozstrzygające znaczenie dla przyszłości Polski. Jarosław Kaczyński podkreślił, że szkoły wyższe mają do spełnienia także wielką misję wychowawczą - powinny przekazywać studentom wartości moralne.
Jarosław Kaczyński podczas wizyty na Międzynarodowych Targach Hodowli, Ogrodnictwa i Rozwoju Obszarów Wiejskich w Poznaniu zapewnił, że rząd przywiązuje wielką wagę do spraw wsi i zrobi wszystko aby naprawić zaniedbania powstałe w ostatnich kilkudziesięciu latach. - Taki cel sobie postawiliśmy i będziemy do niego zmierzać – powiedział szef rządu. Podkreślił również, że wielką szansą dla polskiego rolnictwa jest wejście naszego kraju do Unii Europejskiej oraz trwająca modernizacja.
Wicepremier, minister finansów Zyta Gilowska poinformowała, że w przyszłorocznym budżecie, na zadania związane ze wspólną polityką rolną, przewidziano prawie 20 mld zł, w czym prawie 40 proc. to środki krajowe. – Po raz pierwszy od wielu, wielu lat na polską wieś płynie żywa gotówka, która przeznaczana jest na modernizację gospodarstw rolnych – powiedziała minister finansów.
Premier odwiedził również gospodarstwo rolne Anny i Stanisława Lesieniów z Czajkowa, którzy zdobyli nagrodę Krajowego Mistrza Agroligi 2006 w kategorii „Rolnicy”. – To niezmiernie pocieszające, to pokazuje, jak ogromne możliwości tkwią w naszym rolnictwie, jeśli tylko Unia Europejska stanie się bardziej otwartym rynkiem. Będziemy mogli Europę zawojować – chwalił pracę i osiągnięcia gospodarzy szef rządu.
Saturday, September 22, 2007
Dobra robota Ministra Ziobro trzeba to kontynuowac.
Dobra robota Ministra Ziobro trzeba to kontynuowac.
Platforma oskarża
Nasz Dziennik, 2007-09-22
Zbigniew Ziobro pod ostrzałem PO
Platforma Obywatelska zarzuca ministrowi sprawiedliwości nieudolność działania. Posłowie PO wytknęli Zbigniewowi Ziobrze m.in. sprawę zatrzymania kardiologa Mirosława G., zatrzymanie Janusza Kaczmarka oraz niedoprowadzenie do ekstradycji Edwarda Mazura. Ministerstwo Sprawiedliwości dowodziło, że zarzuty są kłamliwe, a o skuteczności działań Ziobry świadczy to, iż po dwóch latach jego rządów w tym resorcie mamy teraz o 400 przestępstw dziennie mniej niż przed dwoma laty, a obywatele czują się bezpieczniej.
Minister sprawiedliwości Zbigniew Ziobro mógł czuć się wczoraj wyróżniony. Platforma Obywatelska jemu jedynemu poświeciła całą konferencję. Według posłanki PO Juli Pitery, o nieudolności - jak się wyraziła - "łowczego" Ziobry świadczyć ma m.in. sprawa zatrzymania doktora G. - Splądrowane mieszkanie, wyniesione wszystkie przedmioty, które miały jakąkolwiek wartość, by na zakończenie okazało się, że została butelka wódki i pudełko cygar jako corpus delicti przestępstwa doktora G. - stwierdziła Pitera. A zdaniem posłów PO, "wpadek" minister sprawiedliwości miał więcej, m.in. zatrzymanie Janusza Kaczmarka, które sąd uznał za niezasadne, czy chociażby fiasko ekstradycji ze Stanów Zjednoczonych Edwarda Mazura. A do tego Platforma dorzuciła zarzut upolitycznienia prokuratury. Resort sprawiedliwości stanowczo temu zaprzeczył. Sam zainteresowany stracił jednak przyjemność kolejnego spotkania z mediami, by zetrzeć w proch zarzuty PO. Mimo że kampania wyborcza już się rozpoczęła, Zbigniew Ziobro przebywa na urlopie. W takiej sytuacji wykazać się mogli współpracownicy ministra, którzy w znacznej sile przybyli na konferencję, by odpierać oskarżenia opozycji. Wiceministrowie sprawiedliwości nie mieli wątpliwości, że zarzuty Platformy miały charakter napaści politycznej, a ocena PO pracy resortu sprawiedliwości charakteryzowała się mizerną fachowością. - Wiem, że w trakcie kampanii wyborczej wszystkie chwyty są dozwolone, ale chciałbym zaapelować, by te chwyty dotyczyły polityków i prowadzonej przez nich działalności - powiedział zastępca prokuratora generalnego Przemysław Piątek.
Wiceminister sprawiedliwości Andrzej Kryże podkreślał, że nigdy dotychczas ze strony tego resortu nie było tak dużej determinacji do zreformowania wymiaru sprawiedliwości. I są już pierwsze efekty. Jak wyliczał Jacek Czabański, doradca ministra sprawiedliwości, przestępczość spadła o około 16 proc., co oznacza, że każdego dnia popełnianych jest 400 przestępstw mniej niż w czasie, gdy rządziło SLD. Postępy widać również w walce z korupcją. Jak poinformował Czabański, obecnie wykrywa się dwa razy więcej spraw korupcyjnych niż to było jeszcze niedawno.
Artur Kowalski
Tuesday, September 18, 2007
Polska nigdy nie usłyszała od Rosji: przepraszamy za Katyń
Polska nigdy nie usłyszała od Rosji: przepraszamy za Katyń
Nasz Dziennik, 2007-09-18
Jesteśmy tu, żeby znowu powiedzieć: pamiętamy i nie zapomnimy, przebaczamy - mówił wczoraj nad mogiłami polskich oficerów pomordowanych w Katyniu biskup polowy Tadeusz Płoski. Prezydent Lech Kaczyński podkreślił, że zależy mu na dobrych stosunkach z Rosją, ale muszą być one oparte na prawdzie.
W 68. rocznicę sowieckiej agresji na Polskę cmentarz wojenny w Katyniu nawiedziły Rodziny Katyńskie, które modliły się nad grobami swoich najbliższych.
Wczorajsze uroczystości w Katyniu rozpoczęła Msza św. w intencji pomordowanych przez NKWD w 1940 r. polskich oficerów. W homilii ks. bp Tadeusz Płoski, ordynariusz polowy Wojska Polskiego, podkreślił, że tak długo, jak było można, Sowieci ukrywali prawdę o Katyniu. Dopiero 13 kwietnia 1990 r. Michaił Gorbaczow oficjalnie przyznał, że zbrodnia była dziełem NKWD. - Od tego czasu polski rząd, rodziny pomordowanych i Polska nigdy nie usłyszeli słowa "przepraszam" - powiedział ordynariusz polowy. - Jesteśmy tu, żeby znowu powiedzieć: pamiętamy i nie zapomnimy, przebaczamy - dodał ks. bp Płoski.
Nad grobami poległych modlili się także przedstawiciele innych wyznań.
- Na przeszłość należy spojrzeć spokojnie, z rozwagą, ale z szacunkiem dla prawdy, nawet jeśli ta prawda jest tragiczna - powiedział Lech Kaczyński nad grobami oficerów.
Prezydent podkreślił, że Polska chce dobrych stosunków z Rosją i by te stosunki były oparte na prawdzie.
- Przybyliśmy tutaj, żeby oddać hołd tym, którzy zginęli, ponieśli męczeńską śmierć. Będziemy o ich męczeństwie i cierpieniach ich rodzin pamiętać - podkreślił prof. Kaczyński.
Prezydent złożył także wieniec i oddał hołd rosyjskim ofiarom NKWD, które spoczywają obok polskich oficerów.
Na groby swoich bliskich przybyło kilkudziesięciu przedstawicieli Rodzin Katyńskich. Dzieci, wnuki oficerów nie kryły wzruszenia, składając kwiaty i paląc znicze przed tablicami z nazwiskami ich najbliższych. - Jestem tu czwarty raz i za każdym razem nie mogę się powstrzymać od łez - powiedział Juliusz Wiernicki, którego ojciec spoczywa w Katyniu.
- Przyjechałem, by oddać hołd dziadkowi i wujowi, którzy zginęli w Katyniu - powiedział nam Adam Kowalski z Mogilna. Przywiózł ziemię z miejsca urodzenia swojego dziadka i rozsypał na katyńskich mogiłach. Podkreślił, że pamięć o Katyniu wszczepiła mu babcia, która do końca swoich dni wierzyła, że jej mąż wróci. Czytaj też w dziale Polska.
Andrzej Kulesza, Katyń
Monday, September 17, 2007
PIS niszczy uklady korupcyjne.
PIS niszczy uklady korupcyjne.
Na układy nie ma rady?
Nasz Dziennik, 2007-09-15
Układ, o którym tak często mówią ostatnio politycy, nie tylko z PiS, przestał być terminem mitycznym, bo wszyscy mamy świadomość, że jest to zjawisko realne. Z układami na różnych szczeblach władzy trzeba na pewno walczyć, ale czy ich wyeliminowanie jest możliwe?
Układy były "dziedzictwem", jakie przejęliśmy po upadającej PRL. To wtedy narodziły się silne związki biznesu z władzą. Właściciele nielicznych prywatnych firm, dyrektorzy państwowych przedsiębiorstw starali się żyć dobrze z władzą, bo dzięki temu mogli zachować swoje stanowiska i majątki. W epoce gospodarki centralnie sterowanej bez akceptacji PZPR nie można było prowadzić żadnej działalności gospodarczej. Państwo co i rusz organizowało także działania wymierzone przeciwko "prywaciarzom", "spekulantom". Z akcji tych cało wychodzili ci, którzy mieli właśnie dobre układy z władzą.
Te układy liczyły się także przy załatwianiu wielu drobnych i większych spraw urzędowych. Asygnaty, zezwolenia, koncesje, przydziały wymagały wielu zabiegów, często dawania łapówek. Liczyła się też osobista znajomość z sekretarzem partii, naczelnikiem gminy, wojewodą. Każdy, kto wtedy próbował np. budować dom, sam doskonale pamięta, jakie napotykał problemy. Trzeba też wiedzieć, iż pod koniec PRL partia i służby specjalne zaczęły "rozprowadzać" swoich ludzi, kierując ich do gospodarki. Pierwsze pieniądze zarabiali właśnie dzięki układom, które umożliwiały im choćby uzyskanie taniego kredytu bankowego, prawa do importowania atrakcyjnych towarów bez cła, na których zarabiali potem krocie.
Łagodne przejście
Te układy siłą grawitacji zostały przeniesione do III RP. Partia komunistyczna niby oddała władzę w ręce ludzi "Solidarności", mając już dawno kontrolę nad gospodarką. Poza tym przecież żaden rząd po 1989 roku nie przeprowadził czystki wśród urzędników ministerstw i niższych szczebli. Tymczasem największe patologie miały miejsce właśnie z ich udziałem. Ministra, wiceministra, szefa jakiegoś urzędu centralnego nie trzeba było przekupywać (choć to się zapewne często zdarzało), żeby osiągnąć swój cel. Wystarczyło w tym celu wykorzystać otaczających go urzędników. To oni przecież przygotowywali swojemu pryncypałowi opinie i dokumenty dotyczące danej sprawy. Oni też sugerowali, jaką decyzję należałoby podjąć. Nawet prawicowe rządy nie mogły rozbić układów, czasami oplatających szczelną pajęczyną także ich ludzi. Dlatego choć zmieniali się ministrowie i premierzy, układ trwał.
Osoba, której zależało na załatwieniu konkretnej sprawy, miała również możliwość uruchomienia całej machiny medialnej. Dzięki zaprzyjaźnionym redaktorom ukazywały się w prasie, radiu i telewizji materiały promujące dany projekt biznesowy czy też ludzi. Urzędnik państwowy lub samorządowy czuł wtedy dodatkową "presję społeczną" i nawet wbrew sobie wspierał układ. Ten schemat funkcjonował zarówno w przypadku działań najbogatszych oligarchów w kraju, jak i lokalnych "baronów" kontrolujących swoją gminę czy powiat.
Układy były chronione dzięki temu, że Polakom przez wiele lat wmawiano, iż one nie istnieją i są wymysłem "politycznych frustratów". Wmawiano, że nasz biznes jest czysty, urzędnicy uczciwi, ideowi, służący państwu, a nie różnym koteriom. I choć zwykły Polak czuł, iż prawda jest inna, to brakowało odważnych, którzy by powiedzieli: "Król jest nagi".
Afera Rywina, sprawa Orlenu, PZU, prywatyzacja największych polskich przedsiębiorstw, lobbowanie przy ogromnych państwowych przetargach - to były najbardziej wymowne przykłady istnienia układu. Pokazywały, że oligarchia miała wpływ na rząd, prezydenta i przy ich pomocy załatwiała swoje i obce interesy. Wiele wiedzy na ten temat dał nam także raport o likwidacji Wojskowych Służb Informacyjnych pokazujący, jak służby rozprowadzały swoich ludzi w biznesie i pomagały im w robieniu interesów. Gdy już nikt nie mógł zaprzeczyć układom, politycy zaczęli się licytować, kto będzie skuteczniej z nimi walczył. Co ciekawe, układy chcieli zwalczać nawet ci, którzy je tworzyli i czerpali z nich korzyści.
Czy można to wyeliminować?
Walka z układami jest bardzo trudna. Biznes obraca bowiem ogromnymi pieniędzmi, urzędnicy mają władzę, którą można wykorzystać, płacąc im pieniędzmi za przychylność. Potem przychodzi zresztą taki moment, gdy ma się tak ugruntowaną pozycję wśród decydentów, że nie trzeba płacić, bo na dźwięk nazwiska pana "X" lub pani "Y" drzwi już się same otwierają.
Trzeba mieć też świadomość, że samo prawo, nawet najlepsze, nie wystarczy do wyeliminowania układów. Przykładem niech będzie ustawa o zamówieniach publicznych. Miała zlikwidować nieuczciwości przy przetargach, ustawianie ich przez urzędników, ale taka praktyka wciąż ma miejsce, choć na pewno skala zjawiska jest z roku na rok mniejsza.
Zresztą prawo jest coraz bardziej skomplikowane - ustaw, rozporządzeń, uchwał lokalnych samorządów mamy coraz więcej. Prawo jest w dodatku niespójne i jeśli ktoś ma przychylnego urzędnika, może w takim mętnym stawie złowić wiele ryb.
Niewątpliwie trzeba oddać PiS to, że w trakcie jego rządów spadło społeczne przyzwolenie dla tych mniejszych i większych układów. Ludzie uświadomili sobie, że mogą one negatywnie wpływać także na ich życie. A skoro społeczeństwo jest na te sprawy wyczulone, to łatwiej jest układy rozbijać, lekceważąc nawet to, że w obronie oligarchii stają największe media. Niestety, wątpliwe, aby udało się układy całkowicie wyeliminować. One będą wciąż istniały, bo tworzą je ludzie, którzy często są słabi i ulegają pokusom. Ważne jest jednak to, aby im w miarę możliwości przeciwdziałać, a gdy władza taki układ odkryje, powinien być natychmiast rozbijany.
Krzysztof Losz
Sunday, September 16, 2007
Hieny się niepokoją?
Hieny się niepokoją?
Nasz Dziennik, 2007-09-14
Ścieżka obok drogi
Jeszcze kierownictwa partii nie zdążyły pozatwierdzać list wyborczych, a stopień onieprzytomnienia wśród polityków powoli narasta. Kiedy osiągnie punkt krytyczny, politycy wprowadzeni już na dobre w stan amoku zaczną wprowadzać w podobny amok wyborców. Czasami stopień narastania takich emocji można obserwować dosłownie z godziny na godzinę. W 1990 roku podczas wiecu zwołanego w Hali Mirowskiej przez Stanisława Tymińskiego mówca rozpoczął spokojnie od przypomnienia, jak to inny ówczesny kandydat na prezydenta Tadeusz Mazowiecki, w latach stalinowskich, na łamach PAX-owskiego tygodnika sponiewierał biskupa Czesława Kaczmarka, skazanego po ciężkich torturach przez krzywoprzysiężny sąd. Kiedy atmosfera wiecu się podgrzała, pan Tymiński podniesionym głosem oznajmił, że Tadeusz Mazowiecki "prześladował" biskupa Kaczmarka. Minęła jeszcze godzina, sala rozgrzewała się coraz bardziej i w pewnym momencie pan Tymiński krzyknął, że Tadeusz Mazowiecki "torturował" biskupa Kaczmarka.
Wprawdzie temperatura kampanii nie osiągnęła jeszcze apogeum, ale wydaje się, że ludzi o słabszych głowach zaczyna już ogarniać gorączka. Taki przypadek zdarzył się najwyraźniej pani Joannie Senyszyn, wiceprzewodniczącej Sojuszu Lewicy Demokratycznej, a więc należącej do ścisłego kierownictwa, w którym - według rewelacji Leszka Millera - dominują "młode hieny". Pani Senyszyn z pewnością do nich nie należy, bo okres pierwszej młodości ma już dawno za sobą, raczej bohatersko walczy z upływem czasu. Ten okres jednak ma też swoje niebezpieczeństwa, m.in. w postaci gwałtownych uderzeń emocjonalnych do głowy. Jedno z nich przybrało postać krytyki Janusza Korwina-Mikkego. Pani Senyszyn zarzuciła mu brak "twarzy" oraz "honoru", a także stwierdziła, że prezentowana przez niego teoria państwa i wolności "jest pozbawiona sensu".
Ponieważ ewolucję ideową SLD można sprowadzić do tego, że duet Marks i Engels zastąpiony został duetem Marks i Spencer, to nie jest pewne, czy pani Senyszyn nadal uważa państwo za "narzędzie ucisku w rękach klasy panującej", czy hołduje jakiejś innej teorii. Czy w SLD po staremu obowiązuje formuła, że wolność to "uświadomiona konieczność", czy też każdy może myśleć po swojemu? Nie wiadomo tedy, czy pani Joanna jest w stanie w ogóle zrozumieć teorie państwa i wolności odmienne od wyuczonej politgramoty, zatem nic dziwnego, że uważa je za pozbawione sensu na tej samej zasadzie, według której żaden człowiek nie jest zadowolony ze swojej fortuny, a każdy - ze swego rozumu.
Nie byłoby sensu zatrzymywać się dłużej nad tym uderzeniem emocji do głowy pani prof. Senyszyn, gdyby nie przyczyna, dla której tak zirytował ją Janusz Korwin-Mikke. A przyczyną tą jest ogłoszenie porozumienia wyborczego Ligi Polskich Rodzin, Prawicy Rzeczypospolitej i Unii Polityki Realnej. Skoro to porozumienie wzbudza taki niepokój w szeregach SLD, że pani prof. Senyszyn aż rzuciło się na głowę, to warto się zainteresować, cóż takiego groźnego nasze komuchy w tym dostrzegły. Nietrudno się domyślić, że ich zaniepokojenie wzbudza groźba pojawienia się na polskiej scenie politycznej autentycznej prawicy, zarazem narodowej, chrześcijańskiej i wolnorynkowej. SLD uwodzący dotąd swoich czekistów iloczynem Lenina i Rywina, na taką konfrontację nie jest chyba przygotowany. Wydawało się przecież, że dzięki porozumieniu gen. Kiszczaka ze swymi agentami przy Okrągłym Stole takie ryzyko już się nie pojawi, ale życie płata figle.
Stanisław Michalkiewicz
Wednesday, September 12, 2007
Rząd przyjął wstępny projekt budżetu na 2008 rok
Budżet do końca września Polska 2008
Nasz Dziennik, 2007-09-12
Rząd przyjął wstępny projekt budżetu na 2008 rok z deficytem 28,16 mld złotych. Dochody mają wynieść 246,99 mld zł, a wydatki 275,15 mld złotych. Projekt trafi teraz do Komisji Trójstronnej. Do końca miesiąca rząd musi podjąć ostateczną decyzję w sprawie budżetu na przyszły rok.
- Rząd jest w stanie przekazać projekt ustawy budżetu na 2008 rok do konsultacji do Komisji Trójstronnej - zapowiedziała na wczorajszej konferencji prasowej wicepremier i minister finansów Zyta Gilowska. Z danych resortu finansów wynika, że w 2008 r. dochody podatkowe budżetu mają wynieść 230 mld zł, a niepodatkowe - 16,9 mld złotych. Ministerstwo prognozuje, że w przyszłym roku tempo wzrostu gospodarczego będzie wolniejsze niż w obecnym i wyniesie 5,5 procent. Mimo to średnie realne tempo wzrostu PKB w latach 2007-2008 wyniesie ponad 6 proc. i będzie wyższe niż potencjalne tempo wzrostu gospodarki.
Minister finansów Zyta Gilowska podkreśliła również, że projekt nie zawiera informacji o pełnych dochodach z budżetu Unii Europejskiej i wydatkach finansowanych tymi dochodami. - Koszty naszego członkostwa w UE są dla budżetu państwa znaczące. Zakładamy, że przewyższą kwotę 22 mld zł w 2008 roku. Na tę kwotę składa się składka oraz niezbędne współfinansowanie krajowe - wyjaśniła.
Szefowa resortu zapewniła, że "projekt budżetu na przyszły rok uwzględnia koszty wydłużenia dotychczasowych zasad uzyskiwania uprawnień do wcześniejszych emerytur". - Od przełomu czerwca i lipca liczymy się z koniecznością uwzględnienia kosztów przedłużenia obowiązywania obecnego stanu rzeczy [w sprawie wcześniejszych emerytur - przyp. red.] o rok i to zostało uwzględnione - podkreśliła Gilowska. Dodała, że projekt uwzględnia również waloryzację progów podatkowych i kwoty wolnej od podatku.
2,3 mld zł dochodów z prywatyzacji
W ramach dochodów podatkowych z podatku VAT do budżetu ma wpłynąć 111,7 mld zł, a z akcyzy - 52,2 mld złotych. Podatek dochodowy od osób prawnych (CIT) ma dać budżetowi ponad 27 mld zł, a z podatku dochodowego od osób fizycznych (PIT) ma wpłynąć 37,9 mld złotych. W ramach dochodów niepodatkowych: dochody z cła zaplanowano na prawie 2 mld zł, wpływy z dywidendy - na 2,14 mld złotych. Dochody jednostek budżetowych mają wynieść 9,7 mld zł, a wpłaty jednostek samorządu terytorialnego 2,16 mld złotych. Według Ministerstwa Finansów, Polska znajduje się obecnie w fazie szybkiego wzrostu gospodarczego, a w 2007 r. realne tempo wzrostu PKB utrzyma się na wysokim poziomie 6,5 procent. Także Komisja Europejska podwyższyła prognozę wzrostu PKB dla Polski w tym roku do 6,5 procent. Tym samym KE zrewidowała w górę własne prognozy z maja, kiedy to zapowiadała wzrost PKB o 6,1 procent. KE ocenia, że tak wysoki wzrost wynika z lepszych niż oczekiwane rezultatów gospodarczych w drugim kwartale bieżącego roku oraz dobrych perspektyw na przyszłość. Resort prognozuje, że w 2008 r. tempo wzrostu PKB zwolni do 5,5 procent. Średnioroczna inflacja ma wynieść w 2008 r. 2,3 procent. W latach 2009-2012 inflacja powinna kształtować się na poziomie zbliżonym do celu inflacyjnego (2,5 procent). Ministerstwo Finansów przewiduje, że w 2008 r. nakłady brutto na środki trwałe (inwestycje) wzrosną o 14,5 proc., podczas gdy w 2007 r. wzrost ten wyniesie 21,5 procent. Według projektu budżetu, na koniec 2008 r. liczba bezrobotnych może zmniejszyć się do około 1,5 mln osób, a stopa bezrobocia do około 9,9 procent. Według prognoz, na koniec 2010 r. stopa bezrobocia kształtować się będzie na poziomie 7,5 procent. Od maja przyszłego roku ma obowiązywać podatek tonażowy. Do budżetu może wpłynąć 400 tys. złotych. Projekt budżetu zakłada natomiast zmniejszenie dochodów niepodatkowych, które mają osiągnąć 16,95 mld złotych. Planowane przychody z prywatyzacji są szacowane na 2,3 mld zł, a dochody budżetowe z tytułu dywidend mają wynieść 2 mld złotych.
Może jeszcze coś się zmieni
Gilowska zaznaczyła, że w projektowanym budżecie na 2008 r. dokonano licznych korekt, pozwalających na obniżenie kotwicy budżetowej do kwoty 28,16 mld złotych. Podkreśliła jednak, że do ostatniej fazy prac nad projektem ustawy budżetowej resort nie liczył się z "konsekwencjami gorączkowej działalności Sejmu w ubiegłym tygodniu". Zatem w jej ocenie należy oszacować dodatkowe wydatki na FUS na kwotę 1 mld 550 mln złotych. - Projekt budżetu nie jest finalny. Mamy jeszcze kilkanaście dni, w czasie których być może coś się zmieni - powiedziała Gilowska. Ma między innymi nadzieję, że uchwalona w zeszłym tygodniu przez Sejm ustawa wprowadzająca podwójne ulgi prorodzinne zostanie zmieniona przez Senat.
Magdalena M. Stawarska
Sunday, September 9, 2007
Ponad 2 tysiące uczestników konwencji politycznej PiS
Ponad 2 tysiące uczestników konwencji politycznej PiS
Ponad 2,5 tysiąca członków i sympatyków Prawa i Sprawiedliwości bierze udział w rozpoczętej w niedzielę w Poznaniu Konwencji Politycznej PiS. Głównym punktem konwencji ma być wystąpienie prezesa PiS Jarosława Kaczyńskiego.
Wraz z premierem w konwencji biorą udział m.in.: wicpremier Zyta Gilowska, ministrowie: Kazimierz Michał Ujazdowski i Zbigniew Religa, od którego wystąpienia rozpoczęła się konwencja.
„To, co mamy dzisiaj, jest poprzedzone zdarzeniami, które były wcześniej. Nie miałbym problemów jako minister zdrowia z opieką zdrowotna, gdyby nie działania podejmowane wcześniej w tej dziedzinie. Twierdzenie, że problemy służby zdrowia to wynik rządów PiS, to jest zwykłe kłamstwo” - powiedział Religa.
Premier: Polska jest lepsza niż 2 lata temu
Premier: Polska jest lepsza niż 2 lata temu
Polska jest lepsza niż 2 lata temu, nie zmieni tego wściekła kampania „antykaczyzmu” i furia klasy panującej III RP, której przedstawiciele wiedzą, że nie zasługują na swe pozycje społeczne, a wielu z nich wie, na co naprawdę zasługuje - mówił w niedzielę prezes PiS, premier Jarosław Kaczyński na konwencji Prawa i Sprawiedliwości w Poznaniu.
W wystąpieniu podkreślał, że „mamy przed sobą lata dobrego, wielkiego i jednocześnie prospołecznego rozwoju”, ale warunkiem, by tak było i żeby Polska „nie ruszyła wstecz, do tych czasów gdy mieliśmy wszechwładzę oligarchii i korupcji”, jest przebicie się przez „mur kłamstwa”, który jest dziś „tak gruby, że analogii trzeba by szukać chyba przed 1989 r.”.
Jednocześnie Jarosław Kaczyński zauważył, że i ta analogia nie jest dobra, w bo w tamtym okresie media nie były tak silne jak dziś.
„Dobrze, że jesteśmy w Poznaniu, tu zaczęła się Polska, tu zaczynały się jej dzieje” - powiedział premier Jarosław Kaczyński, przypominając historię Polski.
Kaczyński zwrócił uwagę, że dzieje Polski nie były łatwe, nawet odzyskanie niepodległości w 1918 roku trwało krótko. Nastała wojna, potem okres komunizmu.
„Kryzys komunizmu, który zaczął się w roku 1956, był kryzysem, był szeregiem wystąpień na czele z tym wielkim gigantycznym wystąpieniem Solidarności, był przeciw państwu i to było całkowicie zrozumiałe, to było obce państwo. Znakomicie wykorzystali to komuniści w 1989 roku, robili wszystko, żeby nie zostało wybudowane nowe polskie państwo” - mówił Kaczyński.
Premier przypomniał, że trudno było wtedy załatwić polskie sprawy. „O polityce zagranicznej trudno wręcz mówić. Jakość ludzi, którzy ją w tedy prowadzili, można najlepiej przybliżyć przez postać Aleksandra Kwaśniewskiego, chwiejącego się po pijanemu nad grobami pomordowanych Polaków” - podkreślił.
Zdaniem premiera, tego typu spraw było więcej, ale o wielu nie mówiono. „Historia, za różne zaniechania, każe zwykle z opóźnieniem, ale każe zawsze” - dodał prezes PiS.
„Silne państwo jest nam potrzebne, by bronić demokracji i wolności każdego Polaka” - stwierdził premier podczas konwencji. Krytykował też wizytę szefa Parlamentu Europejskiego u ziomkostw niemieckich.
Premier oświadczył, że „popierane przez władze” Niemiec ziomkostwa w pierwszym dziesięcioleciu po wojnie zakładali hitlerowcy, a władze niemieckie obecnie dopuszczają, by zapisywali się do nich także potomkowie Niemców zamieszkałych przed wojną na terenach należących dziś do Polski. „I jedzie do nich przewodniczący Parlamentu Europejskiego - ten sam, który poucza Polaków, że powinni zrezygnować z partykularnych interesów, czyli interesów narodowych i stawia tam tezę, że prawa ziomkostw to prawa Unii Europejskiej. To już jest nowość. Na taką Unię nie możemy się zgodzić” - dodał.
„Wolności nie zagraża dziś władza - choć mogą zdarzyć się ekscesy - lecz kliki w gminach, miastach, czasami też województwach, które koncentrują pieniądz w rękach pojedynczych ludzi, pieniądz, o którym można często powiedzieć, że nie wiadomo skąd jest” - mówił premier.
Uznał też, że w Polsce tworzą się grupy, które „godzą w wolność słowa”, bo same krytykują innych i odmawiają im prawa głosu. „Okazuje się, że Polacy i katolicy to taka grupa, którą można obrażać” - dodał szef PiS.
Friday, September 7, 2007
mamy okazję przy najbliższych wyborach poznać potrzeby naszego społeczeństwa.
mamy okazję przy najbliższych wyborach poznać potrzeby naszego społeczeństwa. parlament będzie je reprezentował a rząd realizował. czy “mądrzy Polacy” zdają sobie z tego sprawę?
Autor: Lech Bajan
Monday, September 03, 2007, 9:39:29 PM
Nastepna Polska rodzina matka z pieciorga dzieci brutalnie deportowana z USA.
Jako Polak mieszkajacy w USA od 1987 jestem obuzony i bardzo dotkniety ta niesprawiedliwosca jaka ma miejsce w Stanach Zjednoczonym, krajy ktory ma byc tym symbolem wolnosci i sprawiedliwosci spolecznej.
Dlaczego ten system jest tak chory?
Gdzie Amerykanska Polonia byla w tedy?
Czy tak nasza wspolpraca ma wygladac?
Czy ojcowie zalozyciele tego kraju tego chcieli?
Czy to sa te specjalne relacje pomiedzy Polska a Stanami Zjednoczonymi?
Czy po to Polska jest tym glownym koalicjantem ze Stanami Zjednoczonymi?
Czy po to Polska wyslawa nasze wojsko do Kosovo, Haiti, Iraq, Afganistan, Golan Highs? Panama i wiele innych miejsc na swiecie?
Czy po to zginelo 20 polskich zolnierzy w Iraku?
Czy po to Generalowie Kosciuszko i Pulawski walczyli i wolnosc tego kraju?
Czy po to Polscy zolnienie walczyli i umierali w czasie II Wojny Swiatowej na wszyskich frontach. 4 armia koalicji przeciw Nazi Niemiec.
Czy takie mamy podzikowanie za z niszczenie komunizmu i wywalczenie wolnosci dla wielu krajow swiata?
Czy po to sie zgadzamy aby nowy system rakiet byl zlokalizowany w Polsce?
Tu w USA przymykaja oczy na terorystow, chandlarzy narkotykow, przestepcow
a deportuja utrzciwa, ciezka pracujaca rodzine Polska mieszkajaca w USA 21 lat, matke z pieciarga dzieci.
To jest chore, nieludzkie, niemoralne i trudne do zrozumienia dla kazdego czlowiega ze zdrowym rozsadkiem.
Co Polish American Congress robi w tej sprawie?
Podjada pierogi i bigos, wznasza toasty w Polskiej Ambasadzie w Waszyngtonie i takie mamy tego rezultaty.
Tak takie mamy rezultaty.
Gdzie ta pomoc prawna ? Jesli ta rodzina by dostala pomoc prawna w pore to nie bylaby deportowana. Gdzie wpolpraca z Polskim Rzadem i Liga Polskich Rodzin?
Co robi ten Komited do Wpolpracy z Polania?
Tu w USA i w Europie negatywne Polsce media wrencz szkaluja Polske i Polakow
A nasze polskie Ministerwo Spraw Zagranicznych, Polska Ambasada w Waszyngtonie, Kongres Polakow w USA nie robia rzadnej REPOSTY.
A byly minister spraw zagranicznych III Rzeczpospolitej porownuje 2 milionowa Polonie w Niemczej do dwuch milionow polskich prostytytek a Polske do „brzydkiej panny”
Radio Maryja umocniło polski Kościół, czynny polski katolicyzm i przywróciło realne prawa obywatelskie niemałej grupie Polaków - powiedział premier Ja
Thursday, September 6, 2007
Wielu posłów LPR nie chce zbliżenia z Samoobroną i kandydatury Janusza Kaczmarka na premiera
Wielu posłów LPR nie chce zbliżenia z Samoobroną i kandydatury Janusza Kaczmarka na premiera
Z posłem Andrzejem Mańką (LPR) rozmawia Wojciech Wybranowski
Każdy dzień obrad Sejmu zaczyna się od awantur i kolejnych konferencji prasowych.
- Nie jestem zadowolony z tej sytuacji, wolałbym, żeby prace Sejmu toczyły się normalnym rytmem, żeby Sejm mógł pracować nad bardzo ważnymi ustawami. To, co się dzieje, jeśli chodzi o scenę polityczną, obecnie jest niezrozumiałe dla przeciętnego obywatela, ale również dla wielu polityków niezależnie od ich opcji politycznych.
Sejm skończy się szybciej albo posłowie pozabijają się nawzajem - tak to może oceniać opinia publiczna.
- Nie zrzucałbym całej winy za to, co obecnie dzieje się w Sejmie, na Romana Giertycha albo LPR. Myślę, że to, co dzieje się obecnie w parlamencie, jest pochodną wielu wydarzeń i wielu czynników i myślę, że odpowiedzialność rozkłada się na wszystkie kluby parlamentarne po równo. Co najmniej po równo. Dużą winę ponosi też marszałek Sejmu Ludwik Dorn, który realizując politykę PiS, nie postępuje jak bezstronny marszałek, ale jak funkcjonariusz PiS. I to prowadzi do zaostrzenia atmosfery i destabilizuje możliwość realizacji pewnego programu politycznego.
Potrafi Pan wymienić choć jednego marszałka Sejmu w trakcie tych kadencji, w których LPR zasiadała w parlamencie, którego Pana ugrupowanie by nie krytykowało?
- Teraz mamy do czynienia z zupełnie wyjątkową sytuacją, bowiem przeciwko marszałkowi Dornowi są w zasadzie wszystkie kluby parlamentarne, poza PiS. Moim zdaniem, wcześniejsze, przedterminowe wybory powinny nastąpić, ale dobrze by było, żeby polskie społeczeństwo mogło podejmować decyzje, mając pełną informację o tym, co się stało, nie zaś na zasadzie emocji plebiscytu. Gdyby teraz miały odbyć się wybory, to Polacy podejmowaliby decyzje, kierując się tym, "co mi się podoba", nie zaś pełną wiedzą o tym, co się obecnie dzieje. Dobrym rozwiązaniem byłoby uspokojenie sytuacji politycznej, wyjaśnienie wszystkich wątpliwości, przyjęcie najważniejszych ustaw, a na wiosnę przeprowadzenie wyborów w zupełnie innej atmosferze politycznej.
LPR powinna iść w sojuszu z Samoobroną?
- Wielu posłów Ligi wycofuje się z poparcia dla tego sojuszu. We wtorek odbył się bardzo ciekawy klub parlamentarny LPR, gdzie bardzo mocno postulowaliśmy, by były inne rozwiązania wyborcze niż LiS i mówiliśmy o tym, by wokół LPR organizowały się raczej środowiska prawicowe, patriotyczne i katolickie. Wydaje mi się, że większość klubu ma raczej taką opcję.
Samoobrona kojarzy się raczej ze środowiskiem postkomunistycznym, z ludźmi dawnych służb. Nie obawia się Pan, że ewentualny wspólny start LPR - Samoobrona spowoduje utratę tradycyjnego elektoratu LPR?
- Oczywiście, że tak jest! Ale też prawdą jest, że w ten egzotyczny sojusz zostaliśmy trochę wepchnięci działaniami PiS i premiera. Łatwiej się bronić wspólnie, jak już jesteśmy w narożniku, niż osobno. Mówię teraz o tym, co ma być, a nie o tym, co było. Natomiast wydaje mi się, że dla czytelności programowej Ligi, dla jej właściwego wizerunku, powinniśmy od sojuszu z Samoobroną odejść. Takie jest moje zdanie: iść w kierunku budowania silnej formacji prawicowej, opartej o jasny, czytelny dla społeczeństwa program; tak było na początku funkcjonowania LPR, kilka lat temu, kiedy z czytelnym, patriotycznym i zrozumiałym dla Polaków programem szliśmy do wyborów.
Deklaracje o "nowej LPR" to nie political fiction? Spada poparcie, odpływają działacze, pękają struktury terenowe...
- Tak, to prawda, że jesteśmy w bardzo trudnej sytuacji. Powinniśmy odciąć się od konfliktów, sporów i pójść w dyskusję programową. Jak pójdziemy w kierunku merytorycznych dyskusji, wrócimy do korzeni LPR, jak uda nam się zebrać przy Lidze wszystkie środowiska prawicowe, narodowe, to byłaby to ciekawa oferta dla naszych potencjalnych wyborców.
Może potrzebna jest zmiana liderów?
- Na pewno wielu naszych liderów jest dla Polaków kontrowersyjnych, ale taka jest uroda polityki. Nasze działania powinny niewątpliwie iść również w kierunku ocieplenia wizerunku LPR.
Wchodząc w alians z Samoobroną, Roman Giertych nie przesadził, licząc na przejęcie elektoratu i struktur Samoobrony?
- Myślę, że nie to było celem postępowania Romana Giertycha. Przewodniczący LPR został zmuszony do szukania sojusznika i wspólnej obrony przeciwko różnego rodzaju działaniom, jakie były podejmowane przez PiS. Natomiast przyznaję, że takie postępowanie - mówię tu o zbliżeniu z Samoobroną - nie jest akceptowane przez wielu naszych wyborców, jak również wielu posłów klubu, ja również się do tego grona zaliczam. Sądzę, że dzisiaj jednak takie decyzje nie zapadną, że stosowne decyzje polityczne będą zapadały w momencie, kiedy rozwiąże się ten parlament. Wtedy będzie ten decydujący moment, kiedy będą zapadały ostateczne decyzje. Nie ukrywam, że jestem zwolennikiem współpracy ze środowiskami prawicowymi, powrotu do naszych korzeni, a nie współpracy w ramach LiS.
Jeśli nie w LiS, to z kim?
- Ze środowiskiem Marka Jurka.
Jest Pan zwolennikiem poparcia kandydatury Janusza Kaczmarka na premiera?
- Nie. Byłem jednym z posłów, nie jedynym, który od samego początku mówił, że budowanie naszej linii politycznej w oparciu o Kaczmarka jest pomysłem złym. Z dwóch powodów: wiarygodność pana Kaczmarka nie jest wysoka, po drugie, wystawienie go jako kandydata na premiera było również podważeniem jego wiarygodności i uwikłaniem tej osoby w spór polityczny. Wycofanie się z poparcia dla tej kandydatury powinno być jedną z kluczowych decyzji w najbliższym czasie.
Dziękuję za rozmowę.
Z posłem Andrzejem Mańką (LPR) rozmawia Wojciech Wybranowski
Każdy dzień obrad Sejmu zaczyna się od awantur i kolejnych konferencji prasowych.
- Nie jestem zadowolony z tej sytuacji, wolałbym, żeby prace Sejmu toczyły się normalnym rytmem, żeby Sejm mógł pracować nad bardzo ważnymi ustawami. To, co się dzieje, jeśli chodzi o scenę polityczną, obecnie jest niezrozumiałe dla przeciętnego obywatela, ale również dla wielu polityków niezależnie od ich opcji politycznych.
Sejm skończy się szybciej albo posłowie pozabijają się nawzajem - tak to może oceniać opinia publiczna.
- Nie zrzucałbym całej winy za to, co obecnie dzieje się w Sejmie, na Romana Giertycha albo LPR. Myślę, że to, co dzieje się obecnie w parlamencie, jest pochodną wielu wydarzeń i wielu czynników i myślę, że odpowiedzialność rozkłada się na wszystkie kluby parlamentarne po równo. Co najmniej po równo. Dużą winę ponosi też marszałek Sejmu Ludwik Dorn, który realizując politykę PiS, nie postępuje jak bezstronny marszałek, ale jak funkcjonariusz PiS. I to prowadzi do zaostrzenia atmosfery i destabilizuje możliwość realizacji pewnego programu politycznego.
Potrafi Pan wymienić choć jednego marszałka Sejmu w trakcie tych kadencji, w których LPR zasiadała w parlamencie, którego Pana ugrupowanie by nie krytykowało?
- Teraz mamy do czynienia z zupełnie wyjątkową sytuacją, bowiem przeciwko marszałkowi Dornowi są w zasadzie wszystkie kluby parlamentarne, poza PiS. Moim zdaniem, wcześniejsze, przedterminowe wybory powinny nastąpić, ale dobrze by było, żeby polskie społeczeństwo mogło podejmować decyzje, mając pełną informację o tym, co się stało, nie zaś na zasadzie emocji plebiscytu. Gdyby teraz miały odbyć się wybory, to Polacy podejmowaliby decyzje, kierując się tym, "co mi się podoba", nie zaś pełną wiedzą o tym, co się obecnie dzieje. Dobrym rozwiązaniem byłoby uspokojenie sytuacji politycznej, wyjaśnienie wszystkich wątpliwości, przyjęcie najważniejszych ustaw, a na wiosnę przeprowadzenie wyborów w zupełnie innej atmosferze politycznej.
LPR powinna iść w sojuszu z Samoobroną?
- Wielu posłów Ligi wycofuje się z poparcia dla tego sojuszu. We wtorek odbył się bardzo ciekawy klub parlamentarny LPR, gdzie bardzo mocno postulowaliśmy, by były inne rozwiązania wyborcze niż LiS i mówiliśmy o tym, by wokół LPR organizowały się raczej środowiska prawicowe, patriotyczne i katolickie. Wydaje mi się, że większość klubu ma raczej taką opcję.
Samoobrona kojarzy się raczej ze środowiskiem postkomunistycznym, z ludźmi dawnych służb. Nie obawia się Pan, że ewentualny wspólny start LPR - Samoobrona spowoduje utratę tradycyjnego elektoratu LPR?
- Oczywiście, że tak jest! Ale też prawdą jest, że w ten egzotyczny sojusz zostaliśmy trochę wepchnięci działaniami PiS i premiera. Łatwiej się bronić wspólnie, jak już jesteśmy w narożniku, niż osobno. Mówię teraz o tym, co ma być, a nie o tym, co było. Natomiast wydaje mi się, że dla czytelności programowej Ligi, dla jej właściwego wizerunku, powinniśmy od sojuszu z Samoobroną odejść. Takie jest moje zdanie: iść w kierunku budowania silnej formacji prawicowej, opartej o jasny, czytelny dla społeczeństwa program; tak było na początku funkcjonowania LPR, kilka lat temu, kiedy z czytelnym, patriotycznym i zrozumiałym dla Polaków programem szliśmy do wyborów.
Deklaracje o "nowej LPR" to nie political fiction? Spada poparcie, odpływają działacze, pękają struktury terenowe...
- Tak, to prawda, że jesteśmy w bardzo trudnej sytuacji. Powinniśmy odciąć się od konfliktów, sporów i pójść w dyskusję programową. Jak pójdziemy w kierunku merytorycznych dyskusji, wrócimy do korzeni LPR, jak uda nam się zebrać przy Lidze wszystkie środowiska prawicowe, narodowe, to byłaby to ciekawa oferta dla naszych potencjalnych wyborców.
Może potrzebna jest zmiana liderów?
- Na pewno wielu naszych liderów jest dla Polaków kontrowersyjnych, ale taka jest uroda polityki. Nasze działania powinny niewątpliwie iść również w kierunku ocieplenia wizerunku LPR.
Wchodząc w alians z Samoobroną, Roman Giertych nie przesadził, licząc na przejęcie elektoratu i struktur Samoobrony?
- Myślę, że nie to było celem postępowania Romana Giertycha. Przewodniczący LPR został zmuszony do szukania sojusznika i wspólnej obrony przeciwko różnego rodzaju działaniom, jakie były podejmowane przez PiS. Natomiast przyznaję, że takie postępowanie - mówię tu o zbliżeniu z Samoobroną - nie jest akceptowane przez wielu naszych wyborców, jak również wielu posłów klubu, ja również się do tego grona zaliczam. Sądzę, że dzisiaj jednak takie decyzje nie zapadną, że stosowne decyzje polityczne będą zapadały w momencie, kiedy rozwiąże się ten parlament. Wtedy będzie ten decydujący moment, kiedy będą zapadały ostateczne decyzje. Nie ukrywam, że jestem zwolennikiem współpracy ze środowiskami prawicowymi, powrotu do naszych korzeni, a nie współpracy w ramach LiS.
Jeśli nie w LiS, to z kim?
- Ze środowiskiem Marka Jurka.
Jest Pan zwolennikiem poparcia kandydatury Janusza Kaczmarka na premiera?
- Nie. Byłem jednym z posłów, nie jedynym, który od samego początku mówił, że budowanie naszej linii politycznej w oparciu o Kaczmarka jest pomysłem złym. Z dwóch powodów: wiarygodność pana Kaczmarka nie jest wysoka, po drugie, wystawienie go jako kandydata na premiera było również podważeniem jego wiarygodności i uwikłaniem tej osoby w spór polityczny. Wycofanie się z poparcia dla tej kandydatury powinno być jedną z kluczowych decyzji w najbliższym czasie.
Dziękuję za rozmowę.
Tuesday, September 4, 2007
Prawo i Sprawiedliwość stawia rodzinę na pierwszym miejscu. Prawo i Sprawiedliwość opowiada się za aktywną polityką prorodzinną państwa.
Prawo i Sprawiedliwość stawia rodzinę na pierwszym miejscu. Prawo i Sprawiedliwość opowiada się za aktywną polityką prorodzinną państwa. Wiemy, jak bardzo Polacy cenią wartości rodzinne. Najpierw powstrzymamy pogłębianie się kryzysu ekonomicznego, następnie zaś skierujemy gospodarkę na ścieżkę wzrostu gospodarczego, z którego będą korzystać także uboższe grupy społeczne. Dołożymy też wszelkich starań, by przekonać Polaków, że państwo polskie docenia, jak wielką wartością jest rodzina posiadająca i wychowująca dzieci. Nie będzie silnej rodziny bez silnej Polski. Nie będzie też silnej Polski bez silnej rodziny.
Monday, September 3, 2007
Prezydent osobą niezwykle wiarygodną
Prezydent osobą niezwykle wiarygodną"
Zbigniew Wasserman
Rozmawaiał Jacek Karnowski
Jacek Karnowski: Nasz kolejny gość to Zbigniew Wassermann, Minister Koordynator ds. Służb Specjalnych. Dzień dobry, panie ministrze.
Zbigniew Wassermann: Dzień dobry panu, dzień dobry państwu.
J.K.: Panie ministrze, czy słusznie zrobił Zbigniew Ziobro mówiąc na konferencji prasowej: „Przyjdzie czas na ujawnienie faktów o Donaldzie Tusku, Wojciechu Olejniczaku i Andrzeju Lepperze”. Opozycja mówi: to straszenie, to sugestie, że zbierane są haki na polityków opozycji.
Z.W.: Panie redaktorze, niesłusznie, ale myślę, że poddał się emocjom. Rzeczywiście jest bardzo zaciekle atakowany i niezwłocznie sprostował tę wypowiedź i odniósł to do sytuacji dotyczącej przecieku i Kaczmarka, i powiedział, że tam ujawnione okoliczności, nowe dowody będą kompromitowały tych, którzy stają w obronie ministra Kaczmarka i bezkrytycznie mu wierzą. I do tego się odnosiła ta wypowiedź. Ona nie powinna paść, ale została sprostowana.
J.K.: Czyli to był błąd ministra Ziobro.
Z.W.: To była chwila emocji w sytuacji, w której człowiek był bardzo bezpardonowo atakowany i atakowany niesłusznie.
J.K.: Panie ministrze, bo w całej tej sprawie media analizują również pańską postawę bardzo szczegółowo i wiele osób ma wrażenie, że pan tak jakby nie w stu procentach bronił Zbigniewa Ziobro. No, była ta konferencja siedmiu przedstawicieli rządu, służb specjalnych, na której pan jako jedyny nie powiedział, że to, co mówi Janusz Kaczmarek to wszystko kłamstwa. To zdanie z pańskim ust wówczas nie padło.
Z.W.: A ma pan wątpliwości, że na przykład jeżeli Kaczmarek mówi o tym, że byliśmy na spotkaniu u pana prezydenta, to kłamie, czy mówi prawdę?
J.K.: No, chodziło o zarzut...
Z.W.: Panie redaktorze, ja przecież bardzo wyraźnie powiedziałem, że potwierdzam fakty co do zaistnienia pewnych zdarzeń, ale nie potwierdzam oceny i przebiegu tych zdarzeń w sposób, w jaki przedstawia je pan Kaczmarek, dlatego że on znajduje się w bardzo specyficznej sytuacji osoby, która staje, a dzisiaj już ma bardzo poważne zarzuty i ma prawo do obrony. Broniący się ma prawo kłamać. To, co powiedział pan minister Kaczmarek, jest powiedziane bez rygoru odpowiedzialności karnej i ostrożnie z tymi wypowiedziami. A środki masowego przekazu szukają sensacji, chcą skonfrontować członków rządu i to dla nich było ważne. Gdyby rzeczywiście literalnie moją wypowiedź odczytać, to nie byłoby w niej nic sensacyjnego. Ja mam prawo do swojego własnego zdania, ja nie jestem sobowtórem ministra Ziobry i dlatego tak powiedziałem.
J.K.: Czy to zdanie pańskie w sensie oceny zarzutów ministra Kaczmarka co do nieprawidłowości jest tożsame ze zdaniem ministra Ziobro?
Z.W.: Panie redaktorze, ja jestem prawnikiem, 30-letnim prokuratorem, ważę słowa, nie poddaję się emocjom, jeżeli są pewne wypowiedzi bez rygoru odpowiedzialności karnej, to mówię spokojnie: proszę uprawdopodobnić, proszę wejść w rygor odpowiedzialności karnej, wtedy będziemy dyskutować o faktach. Trzeba też dokonywać oceny, biorąc pod uwagę okoliczności, w jakich znajduje się ten, który tych wypowiedzi udziela. To wszystko powoduje, że trzeba do nich podchodzić z ogromną ostrożnością i nie wyciągać pochopnych wniosków, jak robią to przedstawiciele niektórych mediów i politycy.
J.K.: Panie ministrze, 5 lipca... Szóstego miał być finał akcji CBA, 5 lipca Janusz Kaczmarek jedzie do prezydenta i potem jedzie do Ryszarda Krauze. To wszystko pokazała nam prokuratura. 5 lipca to spotkanie u prezydenta. Jak ono wyglądało? No, pan mówi: poświęcone było zagadnieniom antyterrorystycznym. Czy Janusz Kaczmarek zdradzał wówczas na przykład objawy zdenerwowania? Bo na nagraniach z hotelu Marriott był zdenerwowany.
Z.W.: Nie, to nie było spotkanie nadzwyczajne. To było jedno z wielu spotkań, to było spotkanie bardzo merytoryczne, bo problem zwalczania terroryzmu jest bardzo aktualny i wymaga nie tylko dyskusji, ale pewnych działań. To było spotkanie, na którym głównym problemem były relacje pomiędzy służbami podległymi ministrowi spraw wewnętrznych i mnie jako ministrowi-koordynatorowi chodziło tutaj o koordynację działań, o wzajemne relacje, o usytuowanie pewnych struktur antyterrorystycznych, jak na przykład Centrum Analityczno-Informacyjnego. Było więc o czym rozmawiać. Nie trzeba było do tego emocji, spokojnie, rozważnie, trudny temat. I temu to spotkanie było poświęcone.
J.K.: Czy był tam taki moment, że Janusz Kaczmarek rozmawiał na osobności z prezydentem Lechem Kaczyńskim?
Z.W.: To pytanie dość szczegółowe. Ja w tej chwili nie mogę tego wykluczyć, bo pan prezydent bardzo dbał o to, żeby nie naruszać kompetencji poszczególnych uczestników spotkania i jeśli ktoś miał do powiedzenia pewną kwestię, o której inny uczestnik nie powinien być wiedzieć, właśnie z uwagi na ochronę tajemnicy (ja tu cały czas podkreślam, że na przykład informacje dotyczące szczegółów działań operacyjnych i w sprawie pani Blidy, i w sprawie CBA, nie były mi znane), tak że i w tej sytuacji nie wykluczam tego, że mogło dojść do wymiany zdań na osobności pomiędzy panem prezydentem a panem Kaczmarkiem. Powtarzam: nie wykluczam, ale trochę czasu upłynęło.
J.K.: Panie ministrze, kiedy pan pierwszy raz usłyszał, dowiedział się, otrzymał jakąś sugestię, że to Janusz Kaczmarek może być źródłem przecieku w sprawie akcji CBA?
Z.W.: Z mediów tak naprawdę.
J.K.: Czyli wtedy, gdy my wszyscy się dowiedzieliśmy?
Z.W.: Tak, dlatego że – powtarzam tutaj z uporem – ta sfera, która dotyczy relacji służby: minister sprawiedliwości – prokurator generalny i prokurator nie jest dostępna ministrowi koordynatorowi. Ja nie nadzoruję śledztw, nie mam tego prawa robić, a także nie nadzoruję czynności operacyjno-rozpoznawczych. A więc nie ma w tym nic nadzwyczajnego, po prostu to nie jest wiedza dla mnie. Zresztą te czynności o dużej wrażliwości powinny być znane praktycznie tylko tym, którzy je wykonują, nadzorują i tym, którzy dają zgodę na ich przeprowadzenie.
J.K.: Panie ministrze, czy ma pan stuprocentową pewność, że w tym wszystkim, co się wokół dzieje służby nie są nadużywane? Choćby pytanie o te podsłuchy, które zaprezentowano na konferencji prasowej prokuratury? Jaka była ich podstawa prawna? Chodzi o podsłuchiwanie choćby Konrada Kornatowskiego czy Jaromira Netzla.
Z.W.: Panie redaktorze, my mówimy o sferze, która jest objęta nadzorem prokuratorów i sędziów. My mówimy o sferze, która budzi sporą sensację, ale która tak naprawdę nie tylko ma swoje regulacje, ale dużą wrażliwość służb na to, że gdyby nieprawidłowe działalności były tu ujawnione, to poniosą bardzo poważne konsekwencje. Ja nie sądzę, żeby chciano to ryzykować. Ale są też takie sytuacje, kiedy mając zgodę na podsłuchiwanie konkretnego sprawcy przestępstwa, mamy po drugiej stronie rozmówcę tego człowieka. Przecież wtedy tylko podsłuch ma sens, jeżeli dochodzi do rozmowy. Wtedy ujawniane są też fakty wynikające z rozmowy tej drugiej strony.
Ja myślę, że bardzo źle się dzieje, że w takiej wycinkowej działalności służb, jaką są działania policyjno-śledczo-operacyjne kładzie się to cieniem na całej działalności służb, chociaż i te pierwsze nie są przecież do końca potwierdzone, dlatego że proszę zapytać każdego Polaka, czy boi się terroryzmu, boi się zorganizowanej przestępczości, boi się wrogiego przejęcia naszych firm energetycznych, boi się niebezpieczeństwa wynikającego na przykład z handlu ludźmi, handlu bronią. Te wszystkie sfery bezpieczeństwa zapewniają służby specjalne. Komu one służą, kiedy wykonują bardzo niebezpieczne, ryzykowne dla życia operacje za granicą w najbardziej wrażliwych miejscach na świecie? Komu one służą, jak osłaniają nasze kontyngenty? Warto sobie zadać to pytanie i powiedzieć: czy to, że Polacy czują się bezpieczni, to wynika z fatalnego działania służb, czy też jest to sytuacja odwrotna? A więc po pierwsze kwestia pewnych proporcji. Po drugie – wtedy służby działają pod nadzorem prokuratora, pod nadzorem sądu i trzeba się zastanowić, czy to jest dobra relacja. Chociaż ja sądzę cały czas, że gwarancje prawne i gwarancje prawidłowości tych postępowań są o wysokim standardzie w Polsce.
J.K.: Panie ministrze, w sprawie zarzutów wobec Janusza Kaczmarka czy tej tezy, że to on był źródłem przecieku, brakuje motywu. Jaki tu może być motyw? Dlaczego Janusz Kaczmarek pędzi zaraz po tym, jak miał się dowiedzieć, do Ryszarda Krauze, a ten z kolei informuje Andrzeja Leppera? Jaki był motyw tego wszystkiego?
Z.W.: Wie pan, ja myślę, że to jest clou całej sprawy. Gdyby Kaczmarek sensownie potrafił wytłumaczyć, dlaczego doszło do spotkania z Krauze i co było przedmiotem tego spotkania i wiarygodnie to później uprawdopodobnić czy też udowodnić, to znalazłby się w odmiennej sytuacji procesowej. Bo my mamy do czynienia z takim zderzeniem wersji prokuratury, bardzo wysoko prawdopodobnej, że był to łańcuch ludzi, którzy podczas swojego spotkania wymienili informacje i z tego wynikał przeciek (nie chcę już powtarzać kolejności spotkań, nazwisk tych osób, ale przecież spotkanie Kaczmarek-Krauze było tu istotne) i z drugiej strony mamy sytuację ogromnego dyskomfortu, wręcz kompromitacji Kaczmarka, kiedy prokuratura łapie go właśnie na tym kłamstwie. Im bardziej kłamie i broni się przed tym Kaczmarek, tym bardziej wiarygodna jest wersja prokuratury, że ma się przed czym bronić, bardzo poważnym zarzutem, bo przecież zarzut przeciwko ministrowi o to, że zdradził podległemu organy ścigania jest zarzutem o najwyższej wadze i tu, sądzę, jest clou całej sprawy.
J.K.: No, jaki motyw, panie ministrze? Jaki motyw może być, bo tu właściwie gdyby nawet to był...
Z.W.: Panie redaktorze, powtarzam: jestem prawnikiem, długoletnim prokuratorem i chciałbym ważyć słowa. To jest pytanie do tych, którzy prowadzą śledztwo, to może być też pytanie do służb specjalnych. W tej chwili ja nie jestem w stanie na nie odpowiedzieć.
J.K.: Międzynarodowe powiązania mogą wchodzić w grę?
Z.W.: Pan dywaguje, ja jestem ministrem koordynatorem, przepraszam, nie mogę w dywagacje wziąć udziału.
J.K.: Panie ministrze, jeszcze jedno pytanie, ostatnie: czy trzeba wyjaśnić sprawę telefonu Ryszarda Krauze do prezydenta 13 lipca, gdy CBA właśnie w Gdańsku rozpoczyna działania? Telefon był, przyznaje Kancelaria Prezydenta, ale mówi: nie było interwencji.
Z.W.: Panie redaktorze, dla mnie prezydent jest osobą niezwykle wiarygodną. Znam wiele lat pana prezydenta, miałem zaszczyt współpracować z nim w bardzo krytycznych momentach, kiedy również trzeba było płacić ogromną cenę za to, że ścigało się najpoważniejsze przestępstwa. I mogę powiedzieć, że wtedy właśnie dlatego, że to był bardzo silny układ, że ci ludzie byli potężni, przegrał pan prezydent, musieliśmy odejść z Ministerstwa Sprawiedliwości. Ja nie sądzę, żeby były jakiekolwiek przesłanki do tego, żeby nie dawać wiary w to, co mówi pan prezydent, a pan prezydent wydał w tym zakresie oświadczenie.
J.K.: Jest trochę paradoks, że układ, dowody na układ PiS znalazł, no, we własnym rządzie, panie ministrze.
Z.W.: Ale to też jest wyraz głębokiej determinacji i bardzo oczywistego dowodu, że nikt nie jest w Polsce wolny od odpowiedzialności, skończył się czas nietykalnych, skończył się parasol ochronny, zaczęła być wprowadzana w życie zasada równości wobec prawa. I to świadczy o demokratyzacji naszego państwa i sposobie działania naszego rządu.
J.K.: Bardzo dziękuję. Minister koordynator służb specjalnych Zbigniew Wassermann był państwa i moim gościem. Dziękuję, panie ministrze.
Z.W.: Dziękuję.
[transkrypcja: J. Miedzińska]
Recydywa saska Komentarz · „Nasz Dziennik” · 2007-09-01
Recydywa saska Komentarz · „Nasz Dziennik” · 2007-09-01 | www.michalkiewicz.pl
Komentarz · „Nasz Dziennik” · 2007-09-01 | www.michalkiewicz.pl
Aniśmy się obejrzeli, kiedy Polska z Ludowej, przepoczwarzyła się w Stanową, w której prym dzierży szlachta. Zręby stanu szlacheckiego tworzyły się jeszcze za komuny, co opisał Szpotański w „Towarzyszu Szmaciaku”: „Wpierw szarże były wielkim szykiem, lecz dziś z nich każdy – pułkownikiem! Przejadł się także im doktorat, więc na tytuły przyszła pora”.
Szlachta nomenklaturowa przy okrągłym stole dogadała się z nową – tą z „etosu i donosu” – i tak, po 18 latach, dorobiliśmy się jednolitego stanu szlacheckiego. Oligarchizując polityczną scenę kolejnymi nowelizacjami proporcjonalnej ordynacji wyborczej, stan szlachecki zawłaszczył państwo, podtrzymując jego płynność finansową poprzez sprzedawanie pospólstwa w niewolę lichwiarskiej międzynarodówce.
Ostatnio pojawiły się wątpliwości, czy przywileje stanu szlacheckiego są respektowane. Chodzi oczywiście o wzajemne podsłuchiwanie się przez poszczególne grupy braci–szlachty, przy udziale tajniaków z pięciu tajnych policji.
Trzeba powiedzieć, że moralna ocena podsłuchiwania i podglądania jest zróżnicowana. Oto kiedy funkcjonariusze TVN do spółki z Renatą Beger posłuchali i podejrzeli Adma Lipińskiego i Wojciecha Mojzesowicza, dostali za to nawet nagrodę, chociaż i Adam Lipiński, i Wojciech Mojzesowicz przecież też ze szlachty.
Kiedy „Wprost” opublikował nagrania dokonane sekretnie przez studenta pragnącego zostać dżentelmenem, potraktowany został jako szermierz publicznej moralności. Wątpliwości pojawiły się dopiero w przypadku Andrzeja Leppera, który miał być podsłuchiwany. Z tego powodu okazało się, że Polska jest państwem „totalitarnym”.
Skoro tak diagnozuje sytuację stan szlachecki, to nie wypada zaprzeczać. Wypada zapytać, od kiedy Polska jest państwem „totalitarnym”? Strach powiedzieć, ale wygląda na to, że... od zawsze!
Zaczęło się to od uchwalenia konstytucji 3 maja. Poseł Suchorzewski, na widok tego bezeceństwa wyciągnął szablę na syna, „by nie był niewolnikiem”! A znowu kasztelan Benedykt Hulewicz: „piszę drżącą ręką, bom nie Polak, lecz ofiara najokropniejszego despotyzmu.(...) żegnając naszą wolność, której dzień 3 maja grób otworzył”. Nic więc dziwnego, że przed tym totalizmem szukali ucieczki u „Semiramidy Północy”.
Tę tradycję kontynuowali polityczni preceptorzy Aleksandra Kwaśniewskiego i Jerzego Szmajdzińskiego – płomiennych szermierzy wolności, chociaż z drugiej strony – czy bez podsłuchów, inwigilacji i prowokacji, jakie SB urządzała przeciwnikom socjalizmu, bez tej „ochrany” udałoby im się zajść aż tak wysoko? Wygląda na to, że i w totalitaryźmie są dobre strony, skoro lęgną się z niego takie postacie, jak ostatnia nadzieja polskiej demokracji – Jerzy Szmajdziński.
W czasach saskich, zwłaszcza za Augusta III, szlachta broniła wolności zrywając sejmy. Za panowania tego króla żaden sejm nie doszedł do skutku. W dodatku tak się szczęśliwie składało, że te patriotyczne czyny wychodziły naprzeciw oczekiwaniom gwarantów polskiej wolności – Prus i Rosji, które jeszcze w 1720 roku zawarły w Poczdamie traktat, by w Polsce nie dopuścić do totalitaryzmu, a zwłaszcza – do powiększenia wojska.
Dzisiaj regulamin nie przewiduje zerwania sejmu, ale przecież zawsze można stosować obstrukcję. Dzięki temu państwo może stać w dryfie jeszcze przez kolejne dwa lata – chociaż oczywiście do rekordu z czasów Augusta III jeszcze nam daleko.
Stanisław Michalkiewicz
www.michalkiewicz.pl
Stały komentarz Stanisława Michalkiewicza z cyklu „Ścieżka obok drogi” ukazuje się w „Naszym Dzienniku” w każdy piątek.
Eskalacja wojny na górze
Eskalacja wojny na górze
Komentarz · tygodnik „Goniec” (Toronto) · 2007-09-03 | www.michalkiewicz.pl
W czwartkowy poranek okazało się, że premier Kaczyński podjął rękawicę rzuconą mu przez dawnych koalicjantów w osobach Andrzeja Leppera i Romana Giertycha. Funkcjonariusze ABW zatrzymali do dyspozycji prokuratury zarówno b. ministra Spraw Wewnętrznych Janusza Kaczmarka, ale również b. komendanta głównego Policji Konrada Kornatowskiego i wreszcie – prezesa PZU, Sławomira Netzla.
Przedstawione Kaczmarkowi zarzuty sprowadzją się do fałszywych zeznań i utrydniania śledztwa. Co to konkretnie znaczy – trudno powiedzieć, ale nie jest wykluczone, że prokuratura dopatrzyła się rozbieżności, między zeznaniami złożonymi pod rygorem odpowiedzialności karnej, a stenogramami z sejmowej komisji do służb specjalnych, której Janusz Kaczmarek opowiadał różne mrożące krew w żyłach historie.
Najzabawniejsze jest to, że początkowo marszałek Dorn nie chciał przekazywać tych stenogramów prokuraturze i uczynił to dopiero na skutek gwałtownych żądań opozycji. Albo to przypadek, albo Ludwik Dorn zakpił sobie w ten sposób z protektorów Janusza Kaczmarka, którzy najwyraźniej mogli wyrządzić mu niedźwiedzią przysługę.
ABW poszukuje również b. szefa Centralnego Biura Śledczego Jarosława Marca, ale największą sensacją, świadczącą o gwałtownej eskalacji wojny na górze, która teraz już toczy się naprawdę, była rewizja w gdyńskim mieszkaniu Ryszarda Krauze, szefa Prokomu i jednego z najbogatszych ludzi w Polsce, którego majątek miesięcznik „Forbes” ocenia na 2,9 mld zł.
Ryszard Krauze urodził się w 1956 roku. W orwellowskim roku 1984 wyjechał był do Niemiec za pośrednictwem centrali handlu zagranicznego „Polservice”. Jak wynika z Raportu o likwidacji WSI, ta centrala, podobnie zresztą jak inne centrale handlu zagranicznego, a także wybrane firmy tzw. „polonijne”, w stanie wojennym, kiedy to z uwagi na restrykcje w zagranicznym ruchu osobowym, pojawiły się trudności komunikacyjne z agenturą, służyły za przykrywkę dla agentury oraz za kanał łączności z centralą. Wynika to expressis verbis z Aneksu nr 3 sporządzonego 1 marca 1982 r. przez kmd por. A. Króla. W samej centrali miało być uplasowanych co najmniej 19 funkcjonariuszy razwiedki.
Więc Ryszard Krauze wyjechał był w ramach „Polservice” do RFN, gdzie zarobił sobie 35 tys. USD i za te pieniądze w 1987 r. założył firmę „Prokom”. Rozwijała się ona bardzo dynamicznie, m.in. dzięki niezawodnej łatwości w uzyskiwaniu niezwykle korzystnych kontraktów, przede wszystkim na informatyzację rożnych instytucji państwowych.
Do legendy przeszły niektóre z nich, jak np. komputeryzacja ZUS za prezesury Stanisława Alota z AWS, po której ZUS nie może pozbierać się chyba jeszcze do dnia dzisiejszego, czy komputeryzacja Państwowej Komisji Wyborczej, kiedy to PKW miała poważne trudności z obliczeniem rezultatów wyborów.
Te przypadki nie wpływały jednak na rezultaty przetargów, które Prokom zazwyczaj bez trudu wygrywał. Świadczyło to niezbicie, że oprócz niewątpliwych talentów biznesowych, Ryszard Krauze musi być również ulubieńcem jakichś bogów, w szczególności – bogini Fortuny.
Jak się Fortunie rewanżował – tego oczywiście nie wiadomo i pewnie nieprędko się dowiemy, jeśli w ogóle, bo Ryszard Krauze bawi właśnie w dalekiej podróży biznesowej do Kazachstanu, Chin, a może nawet jeszcze dalej. O ile szczęście wydaje się niepodzielne, o tyle nieszczęścia chyba jednak chodzą parami. Ledwo gruchnęła wieść o rewizji w mieszkaniu Ryszarda Krauzego, a wartość akcji kontrolowanych przez niego spółek, spadła o 25, a nawet więcej procent.
Tak, czy owak, rewizja u Ryszarda Krauzego i projekty jego zatrzymania, gdyby tak pojawił się w kraju dowodzą, że tym razem to nie przelewki, że wojna jest naprawdę i że premier postawił wszystko na jedną kartę. Z pewnego punktu widzenia to jest bowiem znacznie większe świętokradztwo, niż próba zatrzymania Barbary Blidy, nawet jeśli zostałaby przez SLD uznana za santa subito.
Wygląda na to, że wszyscy inni też to zrozumieli. Sojusz Lewicy Demokratycznej jeszcze w południe wahał się, czy nie poprzeć by tak konstruktywnego wotum nieufności, co – jak wiadomo – umożliwiłoby zmianę rządu bez ryzyka przeprowadzania wyborów, ale późnym popołudniem ogłosił, że 7 września będzie głosował za samorozwiązaniem Sejmu.
Najwyraźniej perspektywy sojuszu parlamentarnego i rządowej koalicji z Samoobroną i Ligą Polskich Rodzin nie uznał za pociągającą, zwłaszcza, że Platforma odmówiła swego udziału w tym przedsięwzięciu.
W tej sytuacji Roman Giertych niezwłocznie przystąpił do instalowania przed Kancelarią Premiera w Alejach Ujazdowskich „biało-czerwonego” miasteczka namiotowego, w którym wraz ze swymi zwolennikami zamierza protestować, aż Janusz Kaczmarek zostanie wypuszczony. Kiedy to nastąpi – zależy od decyzji sądu w sprawie zastosowania tymczasowego aresztu – o ile prokuratura z takim wnioskiem wystąpi.
Gdyby sąd zastosował areszt, to protest może potrwać nawet dobrych kilka miesięcy. Czy uczestnikom wystarczy determinacji, zwłaszcza gdyby w międzyczasie Sejm się rozwiązał i odbyły się wybory?
Stanisław Michalkiewicz
www.michalkiewicz.pl
Stały komentarz Stanisława Michalkiewicza ukazuje się w każdym numerze tygodnika „Goniec” (Toronto, Kanada).
Sunday, September 2, 2007
Pełna treść przemówienia premiera Jarosława Kaczyńskiego na sobotniej konwencji Prawa i Sprawiedliwości w Gdańsku.
Pełna treść przemówienia premiera Jarosława Kaczyńskiego na sobotniej konwencji Prawa i Sprawiedliwości w Gdańsku.
"Szanowni Państwo, koleżanki i koledzy,
jesteśmy w szczególnym miejscu, w Hali Oliwii, byłem tu niejeden raz, ale najlepiej pamiętam ten pierwszy pobyt, w trakcie pierwszego zjazdu Niezależnego Samorządnego Związku +Solidarność+. To był bardzo ważny moment w polskiej historii, ale te ważne momenty się powtarzają i dziś mamy taki ważny moment.
Dwa lata temu, w pamiętnym roku 2005 polskie społeczeństwo oburzone, zaszokowane aferą Rywina i innymi aferami, społeczeństwo, które ujrzało chociaż część kulisów polskiego życia publicznego, podjęło decyzję, podjęło decyzję o przeprowadzeniu w naszym kraju głębokich zmian. Kiedy zanalizować wyniki tamtych wyborów, to łatwo można zobaczyć, że 70 procent, przeszło 70 procent wyborców, opowiedziało się za formacjami politycznymi, które w ten, czy inny sposób, takim, czy innym językiem, odnosząc się do takiej, czy innej tradycji, kwestionowały istniejący porządek.
Był to czas wielkiej nadziei, wielkiej nadziei przede wszystkim na koalicję PiS-u i PO, wielkiej nadziei na to, że ta koalicja powstanie i zmieni nasz kraj. I my, ludzie Prawa i Sprawiedliwości, też taką nadzieję mieliśmy. I uczyniliśmy wszystko, co było możliwe, by ta koalicja powstała.
Stało się inaczej, wszyscy pamiętamy dlaczego, nie ma co do tego wracać. Były różne wydarzenia, próba rozwiązania Sejmu, nowych wyborów i wreszcie ta bardzo trudna koalicja, która dziś dobiegła kresu, która dobiegła kresu dokładnie w ostatnich tygodniach.
Przed nami kolejne wybory, a więc czas pytań, czas pytań najważniejszych. Czas ustalenia, między czym, a czym wybieramy. I po dwóch latach od tamtego pamiętnego roku te pytania są w gruncie rzeczy takie same, co wtedy, te same, co wtedy. Chociaż sytuacja jest inna, dużo jaśniejsza, dużo więcej dzisiaj wiemy o naszej rzeczywistości, o realnych podziałach.
Trzeba te pytania przypomnieć. Po pierwsze pytanie o to: czy kontynuujemy w Polsce system nazwany celnie postkomunistycznym, czy też go odrzucamy? I pytanie drugie: Polska solidarna czy Polska liberalna? Te dwa pytania zlały się w ostatnim czasie w jedno: III czy IV Rzeczypospolita? To jest ciągle to podstawowe zagadnienie, to zadanie postawione Polakom w tych najbliższych wyborach.
Warto tu pewne sprawy przypomnieć, mimo to, że mówiliśmy o nich wielokrotnie, ale żyjemy w takim zalewie kłamstwa, że trzeba przypominać, bo pamiętajcie państwo, że my o różnych rzeczach wiemy, ale nie wszyscy wiedzą, a na co dzień są, można powiedzieć, bombardowani. Dlatego warto jeszcze raz uświadomić sobie, o co w gruncie rzeczy chodzi, co to oznacza odrzucić postkomunizm, zbudować solidarną Polskę, zbudować IV Rzeczposplitą.
Najpierw sprawa odrzucenia postkomunizmu. Tu mamy dwa zespoły działań, które się ze sobą łączą, ale można je traktować oddzielnie i jeden warunek, który musi być spełniony. Tym warunkiem jest powołanie rządu, który ma wolę zmiany i jest nieuwikłany we wszelkiego rodzaju układy - dziś wyśmiewane słowo, ale innego nie ma - III Rzeczypospolitej. To warunek pierwszy. Pierwszy zespół działań to wszystko to, co zmierza do odsunięcia od władzy, od sfery władzy oligarchii, do likwidacji patologicznych struktur, do likwidacji różnego rodzaju immunitetów i przywilejów, do oczyszczenia, lustracji, dekomunizacji, dezubekizacji. To mówiąc krótko, wielkie przewietrzenie Polski.
Ale to jest dopiero pierwszy zespół działań, on może być skuteczny trwale tylko wtedy, jeżeli będzie podjęty także zespół inny, bardziej skomplikowany. Bo patologia ma wielką siłę, bardzo łatwo się odbudowuje, a w Polsce tego dziesięciolecia, obawiam się, że kolejnego, a także następnego, patologia będzie zawsze postkomunistyczna. Czyli jeśli chcemy ją na zawsze wyłączyć, ostatecznie zlikwidować ten fatalny system, to musimy zbudować silne państwo. Silne państwo to znaczy takie, które wypełnia swoje podstawowe zadania, zadania, które można odnieść do pojęcia bezpieczeństwa, oczywiście bezpieczeństwa różnie rozumianego.
A więc przede wszystkim bezpieczeństwo międzynarodowe w stosunkach z innymi krajami, to zadanie każdego państwa. Bezpieczeństwo wewnętrzne, a więc ochrona obywateli przed przestępcami, przed złoczyńcami, przed tym wszystkim, co w życiu społecznym człowiekowi może grozić. Bezpieczeństwo socjalne, szeroko rozumiane, odnoszące się do sfery ochrony zdrowia, elementarnego zabezpieczenia, emerytalnego, także oświaty, to też swego rodzaju bezpieczeństwo dla rodziny, że dzieci mogą się uczyć. Wreszcie to jest jeszcze jeden rodzaj bezpieczeństwa, bardzo ważny, to jest bezpieczeństwo obywateli wobec własnego państwa, zapewnienie praworządności, zapewnienie, by władza nie była nadużywana, czy to centralnie, czy przez różnego rodzaju struktury lokalne. To problem każdej demokracji.
Budowa takiego państwa musi oczywiście opierać się o pewne zasady, takie państwo musi być legitymizowane nie tylko poprzez mandat demokratyczny, ale także historycznie, moralnie, to musi być państwo uczciwe. Mówi się często, dziś może bardzo często, że silne państwo należy przeciwstawić silnemu społeczeństwu, że to jest alternatywa rozłączna - albo, albo. Nic błędniejszego. To całkowita nieprawda. Słabe państwo służy wyłącznie gangom, przestępcom, złoczyńcom. Społeczeństwu zorganizowanemu, społeczeństwu obywatelskiemu służy silne państwo.
Ale zbudować takie państwo to jeszcze nie koniec drogi. Takie państwo nie musi być państwem solidarnym, bo państwo solidarne to coś więcej. To państwo, które podejmuje się także zadań innego rodzaju, to państwo, które dąży do pewnego wyrównania, w szczególności szans, ale także warunków życia, zarówno w wymiarze odnoszącym się do grup społecznych, jak i w wymiarze terytorialnym. To państwo, które odrzuca partykularyzmy, które patrzy na społeczeństwo jako na całość, jako na naród, jako na wspólnotę, bardzo głęboko zakorzenioną w historii, ale wychyloną ku przyszłości, bo taką wspólnotą jest naród.
Przesłanką takiej polityki jest właśnie troska o przyszłość, troska o kształt narodu w przyszłych pokoleniach. Przesłanka takiej polityki tkwi głęboko w wierze milionów Polaków, wierze katolickiej. Potężnym oparciem dla niej jest nauka społeczna Kościoła. Wreszcie znaleźć ją można w najlepszych tradycjach wszystkich wielkich polskich grup społecznych, w tym, to warto podkreślić, bo bywa to kwestionowane, w najlepszej tradycji polskiej inteligencji.
Po dwóch latach, nawet gdyby nie było wyborów, musielibyśmy sobie zadawać pytanie, czy idziemy drogą budowania IV Rzeczypospolitej, czyli takiego właśnie państwa. I powinniśmy także dzisiaj próbować sobie odpowiedzieć na pytanie odnoszące się do tej kwestii: czy nie zboczyliśmy z drogi? Otóż trzeba pamiętać, że wielkie przedsięwzięcia społeczne są zawsze trudne, a to jest przedsięwzięcie wielkie, a więc jest trudne, że tylko jedna partia, tylko Prawo i Sprawiedliwość jednoznacznie opowiadało się w swoich programach, w swoich działaniach za tym, by takie państwo budować, że demokracja w ogóle wymaga kompromisów. A tutaj te kompromisy musiały być szczególnie trudne.
Tu dochodzimy do sprawy w dziejach tego dwulecia najbardziej kontrowersyjnej, do tej bardzo trudnej koalicji. Ta koalicja może być oceniana tylko wedle odpowiedzi na to pytanie, które tu postawiłem, wedle odpowiedzi na pytanie: czy idziemy, czy szliśmy, bo już dzisiaj to czas przeszły, dzięki tej koalicji właściwą drogą? Kiedy stawia się tego rodzaju pytanie, tego rodzaju zagadnienie, to zawsze warto mówić także o alternatywie.
Taka alternatywa była przynajmniej w jednej sprawie przez naszych głównych konkurentów, jak się okazało tylko konkurentów, a nie sojuszników, bardzo wyraźnie, jednoznacznie sformułowana. To sformułowanie było nawet ujęte w liczbach, co najwyżej 210 mld zł wydatków w budżecie 2006 roku, czyli wielkie cięcia społeczne, czyli bieda, czyli wymiar odnoszący się do ludzkiego losu. Ale także inny wymiar odnoszący się do tempa wzrostu dochodu narodowego, przy takich ograniczeniach musiało być niższe, do spadku bezrobocia. Ale także do kwestii jeszcze innej, mianowicie do kwestii odnoszącej się do sensu polityki gospodarczej. Komu ma służyć? Wąskim grupom, którym służyłyby takie decyzje, czy narodowi?
My podjęliśmy drogę trudną, ale byliśmy w naszych działaniach solidarni, we wsi, emerytów, mało zarabiających, wobec rodzin, wobec głodnych dzieci, wobec ludzi, których spotkało nieszczęście. I uczyniliśmy to wszystko bez najmniejszego ekonomicznego zagrożenia. Mówiła o tym pani premier, trzymając finanse publiczne w ryzach.
Szanowni państwo, gdyby ta koalicja przyniosła tylko ten jeden sukces, to już warta by była zawarcia. Powtarzam, w wymiarze ludzkich losów i w wymiarze sensu polityki państwa. Ale trzymając się tylko spraw gospodarczych, mogę tutaj śmiało powiedzieć, że tych sukcesów było nieporównanie więcej.
Wielkim osiągnięciem jest to, co uczyniła pani minister Gęsicka - przygotowanie Polski do przyjęcia środków z Unii Europejskiej. Wielkim sukcesem jest przygotowanie wielkiej reformy finansów publicznych, nie z naszej winy nie jest w tej chwili głosowana. Wielkim sukcesem są działania, o których mówił tutaj pan prezes Wojciechowski w sferze skarbu państwa, uporządkowanie, zakończenie procesu grabieży. Wielkim sukcesem są prace nad dywersyfikacją dostaw gazu dla Polski, prace bardzo już dzisiaj zaawansowane. Wielkim sukcesem jest to, co czyni w naszym rządzie pani minister Streżyńska, pierwsza, która podjęła walkę, i to skuteczną walkę, z monopolami.
Tak, proszę państwa, tutaj padały słowa o tym, że nie mamy się czego wstydzić. Ja powiem więcej, my się mamy w tej dziedzinie czym chwalić. Szliśmy tutaj tą drogą, którą żeśmy sobie wyznaczyli. Ale przecież to dalece nie wszystko. My podjęliśmy też wielką naprawę polskiego państwa, można powiedzieć, my podjęliśmy próbę przywrócenia polskiego państwa. My przede wszystkim odsunęliśmy na wielką odległość od władzy, od sfer władzy, różnego rodzaju oligarchów. Pisano nawet ostatnio, że miliarderzy zniknęli ze sfery publicznej. Zniknęli, i dobrze. Ale to tylko wstępny warunek innych zmian.
Ogromny dorobek ma tutaj minister Ziobro. To, co uczynił dla naprawy polskiego sądownictwa, wymiaru sprawiedliwości, dla aktywizacji, dla skutecznej - mamy 16-procentowy spadek przestępczości - walki z przestępczością, dla poczucia bezpieczeństwa, przyzwoitości w naszym życiu, jest naprawdę wielkie. Ale bardzo daleko idące zmiany zaszły w Ministerstwie Spraw Wewnętrznych - modernizacja policji, w ABW, które zostało w końcu uruchomione, w wywiadzie, który zaczął przynajmniej po części wykonywać swoje obowiązki, powołano Centralne Biuro Antykorupcyjne, zlikwidowano WSI, wprowadzono kryteria dla powoływanych na stanowiska wojewodów.
Dokonano wielu, wielu innych pozytywnych zmian, można powiedzieć, w sferze państwa mamy prawdziwą rewolucję. Ale przecież to też nie wszystko. A sfera oświaty? Wszyscy pamiętamy, nazwijmy to tak, specyfikę pana, kiedyś wicepremiera, Giertycha. Ale to jest kierunek przywracania porządku, przywracania jakiegoś przekazu wspólnotowego. Diagnoza mówiąca o tym, że to co wyprawia się w bardzo wielu polskich szkołach szkodzi przede wszystkim dzieciom, a przede wszystkim dobrym dzieciom, jest słuszna. I nowy minister idzie w tym samym kierunku, tylko można powiedzieć - na nieporównanie wyższym poziomie. A reformy szkolnictwa wyższego, albo w ogóle pomijane, albo wyklinane w różnych pismach. Przecież to ogromna zmiana, zmiana w polskiej nauce potrzebna.
I wreszcie kultura, polityka historyczna, przywracanie godności Polakom, czy to nie zmiana? A dbałość o oświatę, o kulturę, tak zresztą jak dbałość o wzrost gospodarczy, to element państwa solidarnego, bez tego nie ma solidarności, nie ma równych szans. Tak samo jak wtedy, gdy nie walczy się z korporacjami, a z korporacjami, choć to trudne, chociaż broni ich Trybunał Konstytucyjny, także podjęliśmy walkę. Dlatego możemy uczciwie powiedzieć, ta koalicja była trudna, wyczerpała swoje możliwości, ale to była koalicja ku dobremu, dla Polski, a nie dla stołków, nie dla władzy.
Oczywiście, była i cena. Cena niezrozumienia przez znaczną część społeczeństwa, w szczególności inteligencję. Cena płacona w resortach przekazanych koalicjantom, chociaż byłbym niesprawiedliwy, gdybym powiedział, że w tych resortach niczego dobrego nie uczyniono. Cena niemożliwości porozumienia się w sprawach, które odnoszą się do przynajmniej części kwestii związanych z historią, przede wszystkim z Samoobroną. Była tego rodzaju cena.
I były także, nie ma co tego ukrywać, nawet mimo to, że przed nami wybory, i innego rodzaju trudności. Była ta trudność, która sprowadzała się w istocie, przynajmniej na początku, przede wszystkim do jednej osoby, osoby, która została poprzez zręczną i trwającą wiele lat manipulację, wprowadzona do naszych szeregów. Osoby związanej, bardzo ściśle związanej z III Rzeczpospolitą, z wszystkimi tego konsekwencjami, osoby związanej po prostu z oligarchią. Sądzę, że wszyscy już wiedzą o kogo chodzi, to pan Kaczmarek, to były minister spraw wewnętrznych. To pan, który przyłapany na gorącym uczynku dzisiaj chwyta się wszystkich środków i zeznaje jak świadek w procesie stalinowskim. Ale proszę państwa, mogę o tym państwa zapewnić - zeznaje nieprawdę. I to jest tutaj najważniejsze.
Był i kłopot inny. Myśmy przejęli Polskę po rządach SLD. Polskę, gdzie było mnóstwo rzeczy do zmienienia. I mieliśmy zbyt małe zaplecze i nie znaleźliśmy ostatecznie dobrego sposobu, aby te trudności związane z działalnością pana Kaczmarka, na to, żeby różne sprawy do końca załatwić. Powiedzmy sobie uczciwie, zarzut zawłaszczania państwa, zawłaszczania gospodarki jest całkowicie nieprawdziwy, jest kontrfaktyczny.
Ale chcę też powiedzieć, że nie wszystko było dobrze i musimy znaleźć na przyszłość metodę rozwiązywania tych trudnych spraw. Ale niezależnie od innych jeszcze kłopotów, resortowych, związanych z ludzkimi charakterami, niekiedy niecelnymi decyzjami personalnymi, szliśmy we właściwym kierunku i proszę państwa, co najważniejsze, zachowaliśmy zasady, tak. Tworząc tę koalicję, trudną, powtarzam, bardzo trudną, przyrzekliśmy sobie, że od zasad, które głosimy, nie odstąpimy, nie odstąpimy ani o jotę, że będziemy jest stosować w sposób szczególnie twardy i że będziemy przede wszystkim zwracać naszą uwagę na własne zaplecze, na własne szeregi. Gdybyśmy tej zasady nie stosowali, nie byłoby dziś kłopotów, nie byłoby dziś wyborów, ale nie byłoby też możliwości budowania nowoczesnej Polski. A to my budujemy Polskę nowoczesną.
Tak proszę państwa, wbrew różnym zarzutom o braku inwencji modernizacyjnej, to my Polskę modernizujemy. Nie ma bowiem struktury bardziej anachronicznej niż postkomunizm. Nie ma struktury bardziej anachronicznej i szkodliwej niż postkomunistyczne miękkie państwo, państwo trzecioświatowe. Bo to pojęcie ukute właśnie dla opisu państw Trzeciego Świata. I dzisiaj to właśnie profitenci ekonomiczni i można powiedzieć profitenci ideowi tego miękkiego państwa przypuszczają na nas atak, przypuszczają go od samego początku, zanim w ogóle zdołaliśmy cokolwiek zrobić. Bo oni wiedzieli, że my to państwo chcemy zmienić w normalne europejskie państwo.
I nie zapominajmy jeszcze czegoś innego, że normalne polskie państwo jest także nie w smak pewnym siłom zewnętrznym, które przyzwyczaiły się do polskiej miękkości. A myśmy tę miękkość odrzucili, także w polityce zagranicznej. Cieszę się, że tu w pierwszym rzędzie siedzi pani minister Fotyga. To ona wzięła ten ogromny ciężar na siebie.
Ale fakty, fakty, o których dużo się już dzisiaj tutaj mówiło, przemawiają za nami. Jeśli spojrzeć na te dwa lata, na wyniki ekonomiczne, na wyniki społeczne, na przywracanie elementarnej historycznej przyzwoitości, poprzez działania rządu, a może jeszcze bardziej prezydenta Rzeczypospolitej, to były to najlepsze lata Polski od bardzo wielu dziesięcioleci. Rzecz w tym, by ta droga, którą idziemy, mogła być podtrzymana. Żeby mogła być podtrzymana muszą być spełnione pewne warunki.
Musimy skorzystać z odejścia naszych trudnych koalicjantów, by jeszcze raz zwrócić się do polskiej inteligencji. Są wśród nich ludzie, którzy mają dość siły intelektualnej i moralnej, by opisywać rzeczywistość taką, jaka ona jest. Chcę im z tego miejsca podziękować. Ale wiem, że może być ich więcej. I musimy uczynić wszystko, żeby było ich więcej. I musimy podjąć także inny wysiłek, mówił o tym prezes Wojciechowski, musimy stworzyć szeroką koalicję. Ja bardzo się cieszę z tego, że widzę tutaj wiele twarzy osób wybitnych, nie należących do PiS-u, że dzisiejsi mówcy, poza moją skromną osobą, nie są przecież członkami naszej partii. Tak, twórzmy szeroką koalicję IV Rzeczypospolitej.
Rok 2005 był rokiem zmiany, ale także wielkiego nadużycia. Oto zwolennicy kosmetycznych zmian, albo zgoła zmian przeciwnicy, przebrali się za rycerzy IV Rzeczypospolitej. I wielu im uwierzyło. Dziś maski opadły. Co prawda pan Donald Tusk próbuje tę maskę znów niezdarnie na swoją twarz wciągać, bo tak to trzeba chyba określić, ale naprawdę widać wilcze zęby zza tej owcy. Ale wiem, że w Platformie jest wiele osób, które chcą zmian. Wiem, że miliony spośród tych, którzy głosowali na Platformę, chciało sojuszu, chciało zmiany. I do nich się zwracam, zwracam o poparcie. Ta droga, którą idziemy, może być kontynuowana.
Szanowni państwo,
Nasi przeciwnicy mają wielkie siły i mają jedną potężną broń. Tą bronią jest kłamstwo. Kłamstwo, kłamstwo i jeszcze raz kłamstwo. Ale nasi przeciwnicy nie doceniają Polaków, nie doceniają mądrości naszego narodu. Polacy nie dadzą się oszukać, dlatego zwyciężymy, dlatego zwycięży IV Rzeczpospolita.
Zaczęliśmy budować wielką koalicję, tą, która zwycięży. Przed nami wielka praca. Prawdopodobnie za mniej niż dwa miesiące wybory. Jeszcze raz powtarzam - zwyciężymy, będzie IV Rzeczpospolita. Zwyciężyła +Solidarność+, my też zwyciężymy".
Subscribe to:
Posts (Atom)
Blog Archive
-
▼
2007
(229)
-
▼
September
(23)
- RZĄD PRZEDSTAWI W BRUKSELI PROJEKTY ROZWOJU POLSKI...
- SPRAWA POZWÓW KŁADZIE SIĘ CIENIEM NA STOSUNKACH PO...
- Premier: Wspólnotę narodową buduje się poprzez świ...
- Policjanci dostaną podwyżki
- Premier: władza wspiera słabszych
- Polska szanuje prawa wszystkich wyznań
- Rząd wspiera Polonię
- Jarosław Kaczyński podkreślił, że rząd dąży do umo...
- Dobra robota Ministra Ziobro trzeba to kontynuowac.
- Polska nigdy nie usłyszała od Rosji: przepraszamy ...
- PIS niszczy uklady korupcyjne.
- Hieny się niepokoją?
- Rząd przyjął wstępny projekt budżetu na 2008 rok
- Ponad 2 tysiące uczestników konwencji politycznej PiS
- Premier: Polska jest lepsza niż 2 lata temu
- mamy okazję przy najbliższych wyborach poznać potr...
- Radio Maryja umocniło polski Kościół, czynny polsk...
- Wielu posłów LPR nie chce zbliżenia z Samoobroną i...
- Prawo i Sprawiedliwość stawia rodzinę na pierwszym...
- Prezydent osobą niezwykle wiarygodną
- Recydywa saska Komentarz · „Nasz Dziennik” · 2...
- Eskalacja wojny na górze
- Pełna treść przemówienia premiera Jarosława Kaczyń...
-
▼
September
(23)