Monday, September 3, 2007

Eskalacja wojny na górze


Eskalacja wojny na górze

Komentarz · tygodnik „Goniec” (Toronto) · 2007-09-03 | www.michalkiewicz.pl



W czwartkowy poranek okazało się, że premier Kaczyński podjął rękawicę rzuconą mu przez dawnych koalicjantów w osobach Andrzeja Leppera i Romana Giertycha. Funkcjonariusze ABW zatrzymali do dyspozycji prokuratury zarówno b. ministra Spraw Wewnętrznych Janusza Kaczmarka, ale również b. komendanta głównego Policji Konrada Kornatowskiego i wreszcie – prezesa PZU, Sławomira Netzla.

Przedstawione Kaczmarkowi zarzuty sprowadzją się do fałszywych zeznań i utrydniania śledztwa. Co to konkretnie znaczy – trudno powiedzieć, ale nie jest wykluczone, że prokuratura dopatrzyła się rozbieżności, między zeznaniami złożonymi pod rygorem odpowiedzialności karnej, a stenogramami z sejmowej komisji do służb specjalnych, której Janusz Kaczmarek opowiadał różne mrożące krew w żyłach historie.

Najzabawniejsze jest to, że początkowo marszałek Dorn nie chciał przekazywać tych stenogramów prokuraturze i uczynił to dopiero na skutek gwałtownych żądań opozycji. Albo to przypadek, albo Ludwik Dorn zakpił sobie w ten sposób z protektorów Janusza Kaczmarka, którzy najwyraźniej mogli wyrządzić mu niedźwiedzią przysługę.

ABW poszukuje również b. szefa Centralnego Biura Śledczego Jarosława Marca, ale największą sensacją, świadczącą o gwałtownej eskalacji wojny na górze, która teraz już toczy się naprawdę, była rewizja w gdyńskim mieszkaniu Ryszarda Krauze, szefa Prokomu i jednego z najbogatszych ludzi w Polsce, którego majątek miesięcznik „Forbes” ocenia na 2,9 mld zł.

Ryszard Krauze urodził się w 1956 roku. W orwellowskim roku 1984 wyjechał był do Niemiec za pośrednictwem centrali handlu zagranicznego „Polservice”. Jak wynika z Raportu o likwidacji WSI, ta centrala, podobnie zresztą jak inne centrale handlu zagranicznego, a także wybrane firmy tzw. „polonijne”, w stanie wojennym, kiedy to z uwagi na restrykcje w zagranicznym ruchu osobowym, pojawiły się trudności komunikacyjne z agenturą, służyły za przykrywkę dla agentury oraz za kanał łączności z centralą. Wynika to expressis verbis z Aneksu nr 3 sporządzonego 1 marca 1982 r. przez kmd por. A. Króla. W samej centrali miało być uplasowanych co najmniej 19 funkcjonariuszy razwiedki.

Więc Ryszard Krauze wyjechał był w ramach „Polservice” do RFN, gdzie zarobił sobie 35 tys. USD i za te pieniądze w 1987 r. założył firmę „Prokom”. Rozwijała się ona bardzo dynamicznie, m.in. dzięki niezawodnej łatwości w uzyskiwaniu niezwykle korzystnych kontraktów, przede wszystkim na informatyzację rożnych instytucji państwowych.

Do legendy przeszły niektóre z nich, jak np. komputeryzacja ZUS za prezesury Stanisława Alota z AWS, po której ZUS nie może pozbierać się chyba jeszcze do dnia dzisiejszego, czy komputeryzacja Państwowej Komisji Wyborczej, kiedy to PKW miała poważne trudności z obliczeniem rezultatów wyborów.

Te przypadki nie wpływały jednak na rezultaty przetargów, które Prokom zazwyczaj bez trudu wygrywał. Świadczyło to niezbicie, że oprócz niewątpliwych talentów biznesowych, Ryszard Krauze musi być również ulubieńcem jakichś bogów, w szczególności – bogini Fortuny.

Jak się Fortunie rewanżował – tego oczywiście nie wiadomo i pewnie nieprędko się dowiemy, jeśli w ogóle, bo Ryszard Krauze bawi właśnie w dalekiej podróży biznesowej do Kazachstanu, Chin, a może nawet jeszcze dalej. O ile szczęście wydaje się niepodzielne, o tyle nieszczęścia chyba jednak chodzą parami. Ledwo gruchnęła wieść o rewizji w mieszkaniu Ryszarda Krauzego, a wartość akcji kontrolowanych przez niego spółek, spadła o 25, a nawet więcej procent.

Tak, czy owak, rewizja u Ryszarda Krauzego i projekty jego zatrzymania, gdyby tak pojawił się w kraju dowodzą, że tym razem to nie przelewki, że wojna jest naprawdę i że premier postawił wszystko na jedną kartę. Z pewnego punktu widzenia to jest bowiem znacznie większe świętokradztwo, niż próba zatrzymania Barbary Blidy, nawet jeśli zostałaby przez SLD uznana za santa subito.

Wygląda na to, że wszyscy inni też to zrozumieli. Sojusz Lewicy Demokratycznej jeszcze w południe wahał się, czy nie poprzeć by tak konstruktywnego wotum nieufności, co – jak wiadomo – umożliwiłoby zmianę rządu bez ryzyka przeprowadzania wyborów, ale późnym popołudniem ogłosił, że 7 września będzie głosował za samorozwiązaniem Sejmu.

Najwyraźniej perspektywy sojuszu parlamentarnego i rządowej koalicji z Samoobroną i Ligą Polskich Rodzin nie uznał za pociągającą, zwłaszcza, że Platforma odmówiła swego udziału w tym przedsięwzięciu.

W tej sytuacji Roman Giertych niezwłocznie przystąpił do instalowania przed Kancelarią Premiera w Alejach Ujazdowskich „biało-czerwonego” miasteczka namiotowego, w którym wraz ze swymi zwolennikami zamierza protestować, aż Janusz Kaczmarek zostanie wypuszczony. Kiedy to nastąpi – zależy od decyzji sądu w sprawie zastosowania tymczasowego aresztu – o ile prokuratura z takim wnioskiem wystąpi.

Gdyby sąd zastosował areszt, to protest może potrwać nawet dobrych kilka miesięcy. Czy uczestnikom wystarczy determinacji, zwłaszcza gdyby w międzyczasie Sejm się rozwiązał i odbyły się wybory?


Stanisław Michalkiewicz
www.michalkiewicz.pl


Stały komentarz Stanisława Michalkiewicza ukazuje się w każdym numerze tygodnika „Goniec” (Toronto, Kanada).

Blog Archive