Saturday, November 10, 2007

Generał bez skazy sowieckich łagrów w 1947.



Generał bez skazy sowieckich łagrów w 1947.

Od chwili powrotu z sowieckich łagrów w 1947 r. aż do dnia aresztowania 9 listopada 1950 r. gen. August Emil Fieldorf "Nil" był intensywnie inwigilowany przez bezpiekę i Informację Wojskową. Rozpracowaniu agenturalnemu poddano jego najbliższą rodzinę, kontrolowano korespondencję, kontakty ze znajomymi. Ściśle tajne do 2003 r. dokumenty operacyjne komunistycznego aparatu represji rzucają nowe światło na zbrodnię sądową na generale "Nilu" - za którą do tej pory żadna z wciąż żyjących osób nie została pociągnięta do odpowiedzialności. Postaci wielkiego Polaka i nieprzeciętnego człowieka, żołnierza niepodległości, poświęcona jest najnowsza książka Marii Fieldorf i Leszka Zachuty "Generał Fieldorf 'Nil'", dzieło na miarę człowieka, którego losy opisuje. Żołnierz "Strzelca", Legionów Polskich i wojny polsko-bolszewickiej, oficer służby stałej w armii II RP, dowódca 51. pułku piechoty Strzelców Kresowych w wojnie obronnej we wrześniu 1939 roku. Pierwszy emisariusz Naczelnego Wodza i rządu w Londynie w 1940 r. do okupowanego kraju, inspektor Komendy Głównej Armii Krajowej, komendant obszaru II Białystok AK, szef Kedywu Komendy Głównej AK, komendant organizacji "NIE", zastępca dowódcy Armii Krajowej. Więzień sowieckich łagrów. Najwyższy rangą dowódca Armii Krajowej w kazamatach bezpieki, skazany na karę śmierci przez morderców w togach. Jak wiele ofiar terroru komunistycznego pozbawiony przez swoich oprawców prawa do pochówku... Trudno o bardziej polską biografię, zawierającą w sobie cechy człowieka z najcenniejszego kruszcu. Wszystkim, którzy pragną głębiej poznać wielkiego Polaka, gorąco polecam najnowszą książkę Marii Fieldorf, bratanicy generała, i Leszka Zachuty "Generał Fieldorf 'Nil'", wydaną przez Oficynę Wydawniczą RYTM i Instytut Józefa Piłsudskiego w Warszawie. Jest to drugie poszerzone i poprawione wydanie pracy "Generał 'Nil' August Emil Fieldorf. Fakty, dokumenty, relacje", która ukazała się w 1993 roku. Po 14 latach konieczne stało się wznowienie książki, doszły bowiem nowe ważne materiały, przede wszystkim dokumenty z inwigilacji generała, przekazane przez IPN w 2003 r. córce "Nila" - pani Marii Fieldorf-Czarskiej, a także materiały związane ze staraniami o pociągnięcie do odpowiedzialności osób odpowiedzialnych za zabójstwo sądowe "Nila". Autorzy zweryfikowali też niektóre informacje, m.in. datę aresztowania generała przez bezpiekę. Wiadomo, że stało się to nie 10 listopada 1950 r., ale dzień wcześniej. Do drugiego wydania autorzy postanowili w szerszym stopniu włączyć materiały rodzinne - korespondencję prywatną Emila Fieldorfa z żoną Janiną i z rodziną, oraz wiele wcześniej niepublikowanych zdjęć. To wszystko sprawia, że książka Marii Fieldorf i Leszka Zachuty jest tak naprawdę nowym dwutomowym dziełem, o imponującej liczbie ponad 1200 stron. To prawdziwy pomnik wystawiony gen. "Nilowi" przez autorów, którzy nie są wprawdzie historykami, ale z potrzeby serca i dla upamiętnienia jednej z najpiękniejszych postaci XX wieku poświęcili wiele lat benedyktyńskiej pracy na stworzenie swojego dzieła. Najbardziej interesujące w książce są rozdziały odnoszące się do powojennego okresu życia generała. Po powrocie z łagrów sowieckich w październiku 1947 r. Emil Fieldorf występował wciąż pod okupacyjnym nazwiskiem Walentego Gdanickiego. Ukrywał swoją tożsamość, obawiając się odesłania do ZSRS. Przed "Nilem" stały trzy drogi. Albo ujawnienie się przed władzami, albo zejście do konspiracji, albo opuszczenie kraju i wyjazd na Zachód. To ostatnie rozwiązanie mimo namów najbliższych generał stanowczo odrzucał. Przedostanie się do Londynu traktował jako tchórzostwo wobec podkomendnych. Mówił, że "po pobycie w Rosji każde polskie więzienie będzie dla niego sanatorium". Te słowa wskazują, że "Nil" poważnie liczył się z dekonspiracją. Był zbyt znaczącą postacią w strukturach Polskiego Państwa Podziemnego, by jego nazwisko mogło ujść niezauważone przez rozbudowujący się stale aparat represji, w śledztwach osób aresztowanych przewijało się jego nazwisko. Zejście do konspiracji też nie wchodziło w grę. Ponad dwa lata katorżniczej pracy na Uralu generał przypłacił skrajnym wycieńczeniem organizmu i chorobami. Dlatego za radą gen. Stanisława Tatara podjął decyzję o ujawnieniu się przed władzami wojskowymi. 4 lutego 1948 r. zgłosił się do Rejonowej Komendy Uzupełnień Miasto Łódź i podał, kim jest. Odpowiedź aparatu represji była natychmiastowa. Już 7 lutego Informacja Wojskowa wydała list gończy za generałem, dysponując jego życiorysem i rysopisem. Nakazano "sprawę traktować jako bardzo pilną". 11 lutego 1948 r. płk Ignacy Krzemień z Głównego Zarządu Informacji WP zatwierdził ściśle tajny dokument "Plan ustalenia (przybyłego w listopadzie 1947 r. do Polski ze Zw. Radz. płk. Fildorfa, Komendanta grupy wywiadowczo-terrorystycznej 'Kedyw')". Elitarną formację bojową, skupiającą najbardziej ofiarną i ideową młodzież, pokolenie "kamieni na szaniec", funkcjonariusze sowieckiej Informacji mieli czelność nazwać "grupą wywiadowczo-terrorystyczną"! Główny Zarząd Informacji i Ministerstwo Bezpieczeństwa Publicznego, rozpracowując generała, "po zagadnieniu sanacji" otoczyły "Nila" siatką agentów. Śledzono każdy jego krok, przeglądano i zatrzymywano korespondencję, listy badano nawet na obecność pisma utajonego - z wynikiem negatywnym. W Łodzi, gdzie najczęściej przebywał Emil Fieldorf, inwigilację prowadził TW "Arnold". Bardziej interesujące są doniesienia TW "Żukowskiego", gdyż relacjonował on swoje rozmowy z generałem "Nilem". Maria Fieldorf i Leszek Zachuta miłosiernie pominęli personalia tego tajnego współpracownika, ale bez trudu da się je ustalić z kontekstu doniesień. Był bliskim znajomym generała z czasów okupacji, cieszył się pełnym zaufaniem "Nila". "Żukowski" przekazał m.in. refleksje "Nila" na temat konspiracji i podziemia w Polsce. "N[il] uważa, że istnieje konflikt między ZSRR i Ameryką i że my Polacy nie mamy tu nic do powiedzenia. Raczej powinno się myśleć o pozostawaniu na uboczu. Mówi, że gdyby na przykład istniała teoretyczna możliwość powstania zbrojnego całego narodu, to rezultatem tego byłoby tylko zmniejszenie ludności o 25 proc. Związek Radziecki jest w stanie każdy ruch zbrojny zlikwidować. Jeśli chodzi o podziemie, to zadanie to ma inny charakter jak w czasie okupacji. Wtedy był duży udział w ruchu podziemnym i każdy dom prawie uczestniczył czy to czynnie, czy przez kolportera gazetek, czy przez udzielanie lokalu itp. Przedtem był to ruch zorganizowany. Obecnie podziemiem można nazwać niezadowolonych i oczekujących zmiany. Jeśli tak określić podziemie, to N. uważa, że obejmuje ono większą liczbę ludzi jak przedtem, mimo braku zewnętrznych oznak". Generał trzeźwo oceniał sytuację w kraju okupowanym przez Związek Sowiecki. Stąd jego sceptycyzm co do włączania się w prace podziemia WiN-owskiego, wówczas już całkowicie opanowanego przez UB. W czasie jednego ze spotkań "Żukowski" zwierzył się "Nilowi", że otrzymał propozycję współpracy z WiN. Odpowiedź miał "uzależnić" od rozmowy z generałem. "Nil doradza mi odcięcie się od tych spraw w sposób taki, żeby przy odmowie zachować poważną postawę. Ostrzega mnie, że choć ci, którzy do mnie się zgłosili, są ludźmi, do których mam zaufanie, to jednak w gronie ich współpracowników mogą być tacy, którzy może ujawnią i narazić mogą na duże konsekwencje" - informował "Żukowski". Jaki użytek zrobiła bezpieka z tych doniesień? Wiele wskazuje, że informacje agentów mogły nasuwać komunistom myśl, iż niechętnie nastawiony do czynnej akcji podziemnej generał gotów byłby pójść na kompromis z władzami. "Przeciągnięcie" na swoją stronę osoby tak wielkiego formatu, tak wysoko postawionej w strukturach Polskiego Państwa Podziemnego mogło być wyjątkowo użyteczne dla namiestnictwa sowieckiego protektoratu. Udało im się przecież pozyskać do współpracy pewną część osób z rodowodem akowskim, więc myśleli, że z "Nilem" będzie podobnie. Pomylili się. Trafili na człowieka, który nie "kłaniał się okolicznościom" i nie był skłonny wyrzec się swojego życiorysu. Potwierdza to kolejne doniesienie "Żukowskiego". Starając się o wojskową emeryturę, Emil Fieldorf zamierzał spotkać się ze swoim dawnym dowódcą sprzed wojny, gen. Gustawem Paszkiewiczem, który poszedł na służbę nowego systemu. Tajny współpracownik donosił: "[Nil] Uważa, że rozmowa z Paszkiewiczem będzie bardzo ciężka, on bowiem, Nil, musi zachować swoją postawę. Jako jeden z dawnego dowództwa Kedywu i AK nie może się zgodzić na to, że AK stała z bronią u nogi i wspomina o działaniach, wysadzaniu pociągów i innych aktach dywersji, o których - jak mówił - społeczeństwo wie. (...) Nil powiada przy tym, że wielu dawnych akowców może obecnie wyrażać ujemną opinię, ale jemu tak postępować nie wolno". Wierność swoim przekonaniom, imponderabiliom, jak mówiło pokolenie twórców niepodległości, kazały trwać generałowi przy prawdzie, niezależnie, jaka była jej cena. Zarzut "stania z bronią u nogi" przez Armię Krajową brzmiał wyjątkowo perfidnie w przypadku oficera, który całą okupację spędził na kierowaniu walką z Niemcami. To kłamstwo stało się też motywem sfingowanego procesu gen. Fieldorfa i "wyroku" wydanego przez kapturowy sąd. Operacja "Cezary" Jakie były polityczne motywy zbrodni sądowej na generale "Nilu"? Po likwidacji IV Zarządu WiN ppłk. Łukasza Cieplińskiego Ministerstwo Bezpieczeństwa Publicznego rozpoczęło wielką prowokację mającą na celu ostateczne rozbicie ośrodków podziemia niepodległościowego. Powołując fikcyjny, całkowicie kontrolowany przez MBP V Zarząd WiN, na czele którego stanęli funkcjonariusze UB lub tajni współpracownicy, bezpieka podjęła grę z Delegaturą Zagraniczną WiN w Londynie - chodziło o nawiązanie kontaktów z polskim rządem na obczyźnie i wywiadem amerykańskim. Pozorując pod szyldem WiN działalność niepodległościową, UB przejmowało punkty kontaktowe i kurierów przybywających nielegalnie przez granicę. W zastawione w ten sposób pułapki wpadały osoby zdecydowane walczyć z systemem komunistycznym. Podwójna gra agentów UB została prawdopodobnie rozszyfrowana przez wywiad amerykański, co przyspieszyło decyzję o zakończeniu ubeckiej prowokacji. Operację "Cezary" zakończono pod koniec 1952 r.; 28 grudnia "ujawnił się" Zarząd Główny WiN, kierowany przez agentów UB. A 24 lutego 1953 r. stracony został w więzieniu August Emil Fieldorf... Jaki był związek operacji "Cezary" ze zbrodnią na generale "Nilu"? Maria Fieldorf i Leszek Zachuta powołują się na słowa płk Julii Brystygierowej, "krwawej Luny", która potwierdziła zainteresowanie bezpieki wykorzystaniem generała w ubeckiej prowokacji. Bezpieka poszukiwała wysokiej rangi dowódcy AK, osoby obdarzonej niekwestionowanym szacunkiem i autorytetem, która - idąc na rękę władzy komunistycznej - zwróciłaby się z apelem do społeczeństwa o współpracę "dla dobra kraju". "Fieldorf byłby bardzo dobrym kandydatem. Czapliński, a później Andrzejewski bardzo intensywnie nad 'Nilem' pracowali" - miała przyznać Brystygierowa. Dlatego "Nilowi" zaproponowano niedługo po aresztowaniu podpisanie odezwy do żołnierzy AK. "Chodziło o przeciągnięcie generała na naszą stronę lub, w ostateczności, zneutralizowanie go. Dawało mu to szanse przeżycia kosztem niewielkiego wyroku. Powiedziałam to w oczy Fieldorfowi, proponując mu równocześnie podpisanie ulotki - odezwy do swoich żołnierzy. Spotkałam się z kategoryczną odmową" - opowiadała Brystygierowa. Generał mógł "za nic", jak relacjonowali współwięźniowie, ocalić życie. To "nic" oznaczało jednak zaparcie się całej swojej przeszłości, podjęcie współpracy z bezpieką w ujarzmianiu ośrodków oporu, zniszczenie etosu Armii Krajowej. "Nil" nie zgodził się podpisać odezwy. Nie wiemy, jak brzmiała odmowa gen. "Nila" na propozycję UB. Jednak - znając jego szlachetność i prawość - można z dużą dozą prawdopodobieństwa przypuszczać, że odpowiedział podobnie jak jego bliski współpracownik w czasie okupacji, zastępca w Kedywie, prezes II Zarządu Zrzeszenia Wolność i Niezawisłość - ppłk Franciszek Niepokólczycki "Teodor". Aresztowany w październiku 1946 r. był kuszony przez UB wyjściem z więzienia bez procesu, awansem generalskim, najwyższymi odznaczeniami - a wszystko w zamian za współpracę "dla dobra kraju". Stanowczo odmówił. "Dowódcy wojskowi na tak wysokich stanowiskach, na jakim ja byłem, czasami znajdują się w takich sytuacjach, że powinni zdecydować się zginąć, ale nie wolno im kapitulować lub robić woltę. (...) Trzymałem się tej zasady - można samemu przegrać, ale nie można utrudniać sytuacji innym". Pułkownik Niepokólczycki nie skapitulował. W czasie śledztwa nikogo nie obciążył, całą odpowiedzialność wziął na siebie. Za niezłomną postawę otrzymał wyrok śmierci, zamieniony w 1947 r. przez Bieruta w drodze "łaski" na dożywocie. Wobec gen. "Nila" "sąd" nie dopatrzył się okoliczności łagodzących. Wspaniałe dzieło Marii Fieldorf i Leszka Zachuty wieńczy informacja o przyznaniu pośmiertnie gen. Fieldorfowi najwyższego polskiego odznaczenia Orderu Orła Białego przez prezydenta Lecha Kaczyńskiego 30 lipca 2006 roku. Order odebrała córka "Nila" pani Maria Fieldorf-Czarska. Drugim wyróżnionym tego dnia bohaterem Polskiego Państwa Podziemnego, również pośmiertnie, był rtm. Witold Pilecki. Nikt nie może mieć wątpliwości, że ci dwaj wielcy Polacy, ofiary terroru komunistycznego, godni są najwyższych honorów, jakie Polska może ofiarować swoim dzielnym synom. Stąd tym bardziej bulwersująca jest informacja, że odznaczeniu gen. "Nila" i rtm. Pileckiego przeciwny był Władysław Bartoszewski! Pokaźną część książki M. Fieldorf i L. Zachuty zajmują dokumenty z lat 1992-2001, kiedy toczyły się starania o pociągnięcie do odpowiedzialności osób winnych zbrodni na generale "Nilu". Efekt jest haniebny dla wymiaru sprawiedliwości. III RP nie zdobyła się na ukaranie nikogo ze zbrodniarzy w togach, którzy jak Helena Wolińska kpią sobie w żywe oczy z niepodległego państwa polskiego. Pani Maria Fieldorf-Czarska wydeptała drogi do wszystkich możliwych instancji i instytucji łącznie z IPN, i nic. Choć w Warszawie żyją jeszcze trzy osoby związane ze zbrodnią sądową na generale, mogą spać spokojnie. Sąd nie dopatrzył się w ich czynach bezprawności...
Małgorzata Rutkowska

Blog Archive