Thursday, November 22, 2007

Nowy układ polityczny szansą dla Polski?

Nowy układ polityczny szansą dla Polski?
Nasz Dziennik, 2007-11-22
Oficjalne programy partii koalicyjnych PO i PSL różnią się między sobą na tyle, że można odnieść wrażenie, iż dotychczasowe negocjacje polityczne toczące się między kierownictwem obu partii przebiegały nazbyt gładko. Czyżby chodziło tu o kolejną sztuczkę socjotechniczną mającą na celu wytworzenie przekonania, że oto nowa rzeczywistość polityczna będzie antytezą poprzedniej? Program PSL jest bowiem bardziej przekonujący, konkretny i prospołeczny od liberalnego programu PO, mimo że przemówienia czołowych liderów Platformy sugerują metamorfozę w kierunku prospołecznej gospodarki, chadeckiego i konserwatywnego charakteru tej partii. Czy w tym kontekście PSL ma szansę przekształcić się z tzw. partii branżowej w ogólnonarodową formację ludowo-chrześcijańską? Wybory parlamentarne już za nami, możemy odetchnąć, ale niekoniecznie z ulgą, gdyż do władzy doszło ugrupowanie, które raczej nie rokuje dobrze dla Polski na najbliższą przyszłość, a to przede wszystkim z powodu swej kosmopolitycznej orientacji. Oznacza to w konsekwencji prymat interesu międzynarodowego nad interesem krajowym. Nie powinniśmy jednak popadać w pesymizm, który podobnie jak towarzyszący mu zwykle katastrofizm należy odrzucić, gdyż jest on niezgodny z polską tradycją i kulturą, czego wyrazem są chociażby słowa naszego hymnu państwowego: "jeszcze Polska nie zginęła, póki my żyjemy". "My", czyli Naród, stanowimy istotną podstawę państwa, i to w gruncie rzeczy od nas i od naszej oddolnej i organicznej pracy, a nie od rozgrywek politycznych czy polityczno-socjotechnicznych zależy teraźniejszość oraz przyszłość Polski. Dlatego też większe znaczenie dla życia społecznego mają wybory samorządowe niż parlamentarne pod warunkiem, że są wolne od "wielkiej polityki". Tylko wówczas przyczyniają się do rozwiązywania problemów lokalnych społeczności w sposób kompetentny i uczciwy. Oczywiście wybory parlamentarne też mają swoją wagę, ale ich znaczenia nie należy przeceniać. Warto podkreślić, że nowa sytuacja polityczna nie musi już na samym początku prowokować do wprowadzania podziału na "my" i "oni", czyli będący aktualnie u władzy. Idzie raczej o to, by z jednej strony pilnie przyglądać się działaniom i decyzjom nowej koalicji rządzącej PO - PSL, z drugiej zaś wyczekiwać na uaktywnienie się sił patriotyczno-konserwatywnych oraz prospołecznych obecnych w obu formacjach politycznych. Do tej pory siły te pozostawały w cieniu kierownictwa swych partii, które zresztą mają wodzowski charakter, a to na pewno nie jest zgodne z duchem demokracji, który wyraża się przede wszystkim w tym, aby nic nie było czynione i forsowane wbrew społeczeństwu czy szeregowym członkom tychże partii. Kiedy jednak taka okoliczność zachodzi, to mamy do czynienia ze strukturą autorytarną, gdzie społeczeństwo traktowane jest tak, jakby było "ciemną masą", a posłowie pełnią rolę bezmyślnych maszynek do głosowania. Nie próbuję tu podważać w całej rozciągłości tzw. dyscypliny partyjnej, ale jeśli ma być zachowana podmiotowość posłów, którzy przecież reprezentują Naród i mają dbać o interes całego kraju, a w razie czego nawet o niego walczyć, to nie godzi się traktować ich w sposób czysto przedmiotowy. Oni zaś sami nie powinni ulegać ślepemu posłuszeństwu czy bezwzględnej dyscyplinie, lecz winni się kierować zasadą roztropnego odczytywania oraz realizowania dobra wspólnego w konkretnych sytuacjach politycznych oraz w projektach i aktach legislacyjnych. Obecna rzeczywistość polityczna w naszym kraju tworzona jest przez formacje, w których sytuacja wewnętrzna daleka jest od jednomyślności. Różnice w poglądach na sprawy drugorzędne są czymś całkiem normalnym, gorzej, gdy różnice w zapatrywaniach występują w odniesieniu do spraw i zagadnień pryncypialnych, np. takich jak stosunek do interesu narodowego, dziedzictwa kulturowego czy sposobu pojmowania państwa oraz polityki itp. Jeśli np. jedni będą chcieli budować RP jedynie na piasku umów koalicyjnych czy samych tylko umów międzynarodowych, a nie na zdrowych zasadach poznania oraz moralności w jej pełnym, a więc także społecznym wymiarze, to wtedy możemy już mówić o istnieniu frakcji w obrębie tychże partii. Nie chodzi tu bynajmniej o podsycanie istniejących sporów, ale o to, by zwyciężyła siła argumentów nad partykularyzmem oraz czystym pragmatyzmem. Idzie on często w parze z tzw. neutralnością światopoglądową, czyli nihilizmem. Ów nihilizm nie jest jednak totalny, bo istnieją przecież konkretne interesy osobiste, partyjne czy interesy wpływowych grup. Natomiast cała sfera ideowa, a więc prawdy i dobra, jeśli jest już podnoszona, to traktowana jest w sposób instrumentalny. Wydaje się, że właśnie Platforma Obywatelska celuje w takim podejściu do określonych treści i prawd dla pozyskania większego poparcia społecznego czy na potrzeby bieżącej walki politycznej. Ostatnio jednak, pod wpływem przemówień czołowych polityków tej partii, można odnieść wrażenie, że przechodzi ona metamorfozę. Na przyklad lider PO dużo ostatnio mówi o prospołecznej gospodarce, o tym, iż jego partia ma charakter chadecki i konserwatywny. Jeżeli doda się do tego pojednawczy ton, otwartość na wszystkich, nawet na tych, którzy się z nim nie zgadzają, to aż nie chce się wierzyć, że człowiek, który niedawno jeszcze kierował nagonką polityczną na poprzednią koalicję, który był przywódcą wyjątkowo agresywnej i destrukcyjnej opozycji, nagle po wyborach stał się łagodny jak owieczka. Kiedy jednak skonfrontujemy ów pozytywny wizerunek PO z pewnymi faktami politycznymi kreowanymi przez jej czołowych działaczy, np. takimi jak próba marginalizacji PiS w parlamencie czy wybór Stefana Niesiołowskiego na wicemarszałka Sejmu, to widać, że politycy Platformy hołdują podwójnej prawdzie i podwójnej moralności. A to znaczy, iż co innego myślą, co innego mówią i co innego robią, a więc nie zasługują na to, aby obdarzyć ich zaufaniem. Te uwagi odnoszą się przede wszystkim do kierownictwa tejże formacji, które nierzadko nie liczy się z opinią swych zwykłych członków, nawet wtedy, gdy stanowią oni większość. Jednak nie może być tak, żeby mniejszość zdominowała większość. Stosuje się to oczywiście nie tylko do relacji wewnątrzpartyjnych. Geneza Platformy Obywatelskiej Wzmiankowane wyżej zjawisko polegające na zdominowaniu większości przez mniejszość wydaje się znajdować wytłumaczenie w genezie tejże partii, która owiana jest pewną tajemnicą. Oficjalnie się przyjmuje, że Platforma Obywatelska powstała w 2001 r. z inicjatywy Andrzeja Olechowskiego, który, biorąc udział w wyborach prezydenckich w 2000 r. i uzyskując 17-procentowe poparcie, postanowił ów "kapitał polityczny" zainwestować w nowo utworzoną partię, o której słusznie mówiono, iż jest "partią kanapową" i wirtualną, wykreowaną przez media, głównie przez te środowiska dziennikarskie, które chciały utrwalić politykę tzw. grubej kreski zapoczątkowanej przez Tadeusza Mazowieckiego. Można powiedzieć, że PO, nie posiadając żadnych struktur w terenie, powstała nie w sposób naturalny, czyli oddolny, lecz odgórny. Oznacza to, iż partia ta nie ma charakteru społecznego. Dlatego też niedorzecznością jest przydawanie tej organizacji rodowodu solidarnościowego. Dawna działalność opozycyjna Donalda Tuska u schyłku PRL to za mało, tym bardziej że w pierwszych latach transformacji polityczno-gospodarczej działał on i firmował swoją osobą KLD (Kongres Liberalno-Demokratyczny), który bynajmniej nie zapisał się złotymi zgłoskami w najnowszej historii Polski, a to głównie z powodu uwikłania się w "grubokreskową logikę". Czołowi politycy Unii Wolności, którzy zainicjowali ową "logikę" i zawzięcie jej bronili, a w obliczu politycznej zapaści utworzyli wraz z SLD nową partię polityczną - LiD, ustąpili miejsca Platformie Obywatelskiej jako nowej prawicy. Na niej teraz spoczywa obowiązek konserwowania III RP z jej układami występującymi na styku polityki i gospodarki. Spełniania tego "obowiązku" przez PO nie da się pogodzić z autentycznym urzeczywistnianiem interesu narodowego, chyba że Platforma doświadczy prawdziwej przemiany pod wpływem tkwiących w niej "zdrowych żywiołów" i stanie się partią rzeczywiście prawicową. Geneza i rodowód PSL Natomiast jeśli idzie o rokowania dla PSL w oparciu o rodowód i okoliczności, w jakich partia ta została niejako na nowo powołana do życia, to sytuacja jest analogiczna do tego, co już zostało powiedziane o PO. Tutaj również trudno wypowiadać jednoznacznie negatywne oceny, jako że PSL nie jest monolitem. Z jednej bowiem strony część członków tego ugrupowania wywodzi swój rodowód z ZSL, który w dobie PRL był partią sojuszniczą względem PZPR. Zmiana nastąpiła po 1989 r., kiedy ZSL przestało istnieć, a jego członkowie na Kongresie Jedności Ruchu Ludowego weszli w skład nowo powstałej organizacji, czyli Polskiego Stronnictwa Ludowego, które odtąd zaczęło skupiać różne środowiska ludowe. Oficjalnie formacja ta nawiązuje do szczytnych przedwojennych tradycji, do dorobku ruchu ludowo-chrześcijańskiego będącego udziałem polityków tej miary, co m.in. Wincenty Witos czy Stanisław Mikołajczyk. Faktycznie jednak partia ta od samego początku wspierała politykę "grubej kreski", czyli sprzyjała utrwalaniu sojuszu czerwono-różowego. Miało to miejsce m.in. z powodu inercji znacznej części ugrupowania. Pozostaje żywić nadzieję, że tym razem będzie inaczej, że prawdziwa elita intelektualna i moralna nie da się już zepchnąć na margines, że nie pozwoli na zawłaszczenie jej przez czynniki agenturalne czy zewnętrzne względem etosu, jaki historycznie zwykliśmy wiązać z tą partią ludową. Jeśli ta batalia wewnątrzpartyjna zostanie wygrana przez wyżej wzmiankowaną elitę, wtedy też szansa, jaką ma dziś PSL, może zostać wykorzystana. Wówczas przekształcenie się jej z tzw. partii branżowej w autentyczną formację ludowo-chrześcijańską o zasięgu ogólnonarodowym stanie się faktem. Jest to możliwość realna, mająca podstawę w rzeczywistości. Obszary wiejskie stanowią bowiem zdecydowaną większość terytorium naszego kraju (90 proc.). Warto też dodać, że oficjalny program PSL jest bardziej przekonujący, konkretny i prospołeczny niż liberalny program PO. Biorąc pod uwagę te i inne różnice programowe, można odnieść wrażenie, iż dotychczasowe negocjacje polityczne toczące się między kierownictwem obu partii przebiegały nazbyt gładko. Czyżby chodziło tu o kolejną sztuczkę socjotechniczną mającą na celu wytworzenie przekonania, że oto ta nowa rzeczywistość polityczna będzie antytezą poprzedniej, że teraz już nie będzie ciągłej i zażartej walki politycznej, a w jej miejsce pojawią się zgoda i "miłość"? Obyśmy nie dali się zwieść tej grze pozorów, zwłaszcza żeby ci tzw. uczciwi i porządni, którzy są obecni nie tylko w PSL czy w PO, ale także w innych ugrupowaniach politycznych, nie dali się wprowadzić w błąd, uśpić czy przekonać, że oto nie można inaczej, bo jest jedynie słuszna opcja, bo są takie a takie uwarunkowania, konieczności, które należy rozpoznać, a następnie im się podporządkować, że tak naprawdę nie ma w polityce miejsca na prawdziwą wolność. Najwyższy już czas odrzucić ustalenia i uwarunkowania "okrągłostołowe", tym bardziej że Okrągły Stół miał być tylko pierwszym etapem na drodze do pełnej suwerenności i niepodległości. Tymczasem były i nadal istnieją środowiska, którym bardzo zależy, aby tamte ustalenia konserwować. Oby PO i PSL nie okazały się partiami konserwatywnymi w negatywnym znaczeniu tego słowa i oby nie próbowały niczego budować na tzw. grubej kresce, gdyż jest ona zbyt cienka, aby mogła stanowić prawdziwą podstawę życia społeczno-gospodarczego oraz politycznego. Wcześniej czy później taka "budowla" się zawali, a wtedy w niebyt polityczny popadną zarówno ci, którzy ją wznosili, jak i ci, którzy ją podtrzymywali.
dr Witold Landowski Autor jest pracownikiem naukowym WSKSiM w Toruniu.

Blog Archive