Wednesday, November 7, 2007

Między Platformą a PiS

Między Platformą a PiS
Nasz Dziennik, 2007-11-07
Już na długo przed wyborami wielokrotnie ubolewałem z powodu dziwnej łagodności PiS okazywanej wobec fauli jego przeciwników। Dość przypomnieć choćby niegodne działania senatora - warchoła Stefana Niesiołowskiego, który wszelkie polemiki zmieniał w obskurne bazarowe połajanki, wymyślania innym od kanalii etc. W chamstwie swych wystąpień Niesiołowski ostatnio przeszedł nawet samego siebie, porównując byłego premiera Jana Olszewskiego do starego knura Majora z "Folwarku zwierzęcego" George'a Orwella (por. Polityka i obyczaje, w: "Polityka" z 13 października 2007 r.). Przywódcom Platformy najwyraźniej nie przeszkadza nikczemność połajanek Niesiołowskiego. Wręcz przeciwnie, "nagrodzili" go stanowiskiem wicemarszałka Sejmu! Czyż trzeba lepszego dowodu na złą wolę Platformy, pomimo faryzejskich deklamacji Donalda Tuska na temat rzekomego ciągłego stawiania przezeń miłości ponad nienawiścią. Na tle tak jednoznacznego postawienia polityków Platformy na brutalność i agresywność debaty tym bardziej zdumiewający był łagodny, czasami wręcz defetystyczny styl kampanii PiS. Dlaczego wycofano do tylnych szeregów najlepiej rozgrywającego w ataku napastnika - posła Jacka Kurskiego? Czemu władze PiS nie wybrały właśnie jego na szefa telewizji, zamiast Andrzeja Urbańskiego, który i tak w końcu zdradził, jak wielu z nas z góry, dosłownie "w ciemno", przewidywało. Kurski na pewno najszybciej i najskuteczniej oczyściłby telewizję z przeróżnych manipulatorów, pogrobowców jaruzelszczyzny i WSI. Niejednokrotnie ostrzegałem, że PiS szczeka, a nie gryzie. Kompromitującym wręcz przykładem tego typu podejścia była żałośnie nieporadna kampania Marcinkiewicza w toku wyborów prezydenta Warszawy, wyraźnie przegrana jakby "na życzenie". Z Hanną Gronkiewicz-Waltz naprawdę trudno było przegrać, ale byłemu premierowi i to się udało. Skrajna niezgułowatość i pasywność prowadzonego przez Marcinkiewicza boju o Warszawę wszystkich nas rozjuszyła. Była wręcz pierwszym alarmującym sygnałem, że w PiS dzieje się coś niedobrego, jeśli tolerują tak deprymującą bierność polityka walczącego o najważniejsze miasto w Polsce. I oto mamy teraz najlepsze potwierdzenie naszych irytacji w związku ze stylem kampanii Marcinkiewicza w jego własnych, szczerych wyznaniach autobiograficznych w książce "Kulisy władzy" (Warszawa 2007). Pisze tam na s. 260 i 291: "Na pewno czasem trzeba dać odpór atakom. Podczas kampanii warszawskiej Hanna Gronkiewicz-Waltz bezpardonowo mnie atakowała, ja na te ataki nie odpowiadałem i przegrałem. (...) przez dłuższy czas moja kampania była niemrawa (...). Na ataki trzeba przynajmniej od czasu do czasu odpowiedzieć. Jeśli się milczy, ludzie uznają, że jesteś słaby". Pytanie tylko, po co takiego słabeusza tak długo tolerowano na najwyższym stanowisku... Najgorszy był fakt, że paroletnie, zmasowane ataki na przywódców PiS, na samego prezydenta i premiera zrobiły swoje. Nawet tak twardy zawodnik jak premier Jarosław Kaczyński w końcu niepotrzebnie zmiękł pod wpływem agresywnych ataków posądzających go o skłonności dyktatorskie. Porównywany do Putina, a częstokroć nawet do nazistów i bolszewików, uznał, że musi za wszelką cenę pokazywać łagodne oblicze PiS. Trudno pod tym względem się nie zgodzić ze świetną diagnozą Piotra Skórzyńskiego na łamach "Naszej Polski" z 30 października 2007 r.: "Niestety, PiS parę razy ukazał słabość. Błędy były oczywiste - i przykro to powiedzieć w wypadku Jarosława Kaczyńskiego zawsze te same. To przede wszystkim jego wiara, że naprzeciw siebie ma przeciwników, a nie śmiertelnych wrogów, którzy już co najmniej raz próbowali go zabić w wypadku samochodowym. Że jak on będzie kulturalny, to mutanty po Suboticiu i Urbanie także. Czy uchroniło go to przed epitetami o bolszewikach, faszystach, etc.?". Ukształtowana pod wpływem nagonki mediów niechęć premiera do pokazywania się zbyt twardym i apodyktycznym nieszczęśliwie zaciążyła nad nim w chwili, gdy ta twardość była szczególnie potrzebna. Przemęczony i chory premier J. Kaczyński nie zdobył się na stanowcze przerwanie wrzasku tuskowców jednym prostym zdaniem zapowiadającym zaniechanie debaty, jeśli takie łamanie reguł gry będzie kontynuowane. Nie zrobił tego premier, ale gdzie był prezes A. Urbański i doradcy medialni premiera? A właśnie ta debata zaważyła na rozmiarach porażki PiS. Do obrazu tej szokująco łagodnej postawy polityków PiS wobec agresywnej, czasami wręcz plugawej (Niesiołowski i inni) kampanii jego przeciwników z PO dodać należy sporą dawkę publicznych deklaracji różnych przedstawicieli PiS, akcentujących, jak im się marzy dalej niezrealizowana koalicja z PO. Celował w tym K. Marcinkiewicz, ale nie brakowało podobnych wystąpień ze strony niektórych innych polityków PiS, choćby Kazimierza Ujazdowskiego. Zdumiewające jest wręcz, że minister Ujazdowski nawet teraz, po jakże nieuczciwej kampanii wyborczej PO, publicznie występuje w sposób skrajnie zacierający różnice między PO a jego partią. Jakże przebijała taka, niczym nieuzasadniona, postawa w czasie telewizyjnej, skandalicznej moim zdaniem, rozmowy telewizyjnej Ujazdowskiego i polityka PO Jarosława Gowina pod "patronatem" Rymanowskiego w TVN 24. Obaj panowie dosłownie sobie jedli z dzióbków!
Prof. Jerzy Robert Nowak

Blog Archive