Saturday, November 24, 2007

Nowe rozdanie



Nowe rozdanie
Nasz Dziennik, 2007-11-23
Oddanie przez Prawo i Sprawiedliwość wskutek przegranych wyborów parlamentarnych rządów Platformie Obywatelskiej zrodziło potrzebę przewartościowania stosunku do tej partii, a także nadziei z nią wiązanych. Wśród środowisk wspierających wysiłki premiera Jarosława Kaczyńskiego oraz jego politycznych współpracowników pojawiły się skrajnie rozbieżne opinie dotyczące roli Prawa i Sprawiedliwości, od uzasadniających dalsze trzymanie się tej partii (mimo wielu błędów jej kierownictwa i przegranej), po głosy przekreślające jej wiarygodność jako reprezentacji nurtów prawicowych i patriotycznych, stawiające jej "krzyżyk na drogę". Mimo iż w takich różnicach opinii nie ma niczego szczególnego, wszystkie one łącznie ujawniły silne wątpliwości dotyczące zarówno dorobku, jak i perspektyw tej formacji politycznej. W pewnym sensie też wywołały dezorientację oraz osłabiły społeczny konsensus, jaki powstał wokół idei IV Rzeczypospolitej. Dlatego wydaje się konieczne, aby więcej popracować nad wyklarowaniem oceny zaistniałej sytuacji. Nadmiar polityki Zjawisko, które najwyraźniej przeszkadza w wyklarowaniu oceny zaistniałej sytuacji, określam mianem "nadmiaru polityki". Chodzi zarówno o to, iż od dłuższego czasu większość ważnych i spornych zagadnień jest rozpatrywana niemal wyłącznie w kategoriach rozgrywki politycznej między kilkoma partiami, jak też o to, że następuje stały proces zaniku rzeczowych (a przy tym rzetelnych) analiz dotyczących węzłowych spraw gospodarczych, problemów społecznych i demograficznych, przemian zachodzących w sferze kultury etc. Te dwa aspekty nadmiernego upolitycznienia większości ważnych dla rozwoju kraju zagadnień są ze sobą silnie skorelowane. Oznaczają skłonność do rozpatrywania wszystkiego przez pryzmat interesów politycznych poszczególnych partii (czyli partyjniactwo) oraz widoczne wyjałowienie środowisk opiniotwórczych, których głos w sprawach publicznych powinien być donośny, a także skutecznie oddziałujący na decyzje polityczne. Skłonności tej poddały się w znacznej mierze również środowiska patriotyczne. Stąd bierze się znaczne zaabsorbowanie dalszymi losami Prawa i Sprawiedliwości, chociaż nie zabrakło głosu wskazującego na drugorzędne znaczenie układów partyjnych (ks. prof. Cz. Bartnik). Sądzę, że prędko należy się tej skłonności wyzbyć, niesie ona bowiem ryzyko wpisania się w niepoważne rozgrywki polityczne i niepotrzebne kredytowanie wyróżnionych partii. Nadmierne sugerowanie się grą polityczną zaciemnia i utrudnia spojrzenie na obecną sytuację w Polsce. Wprowadza bowiem emocjonalny czynnik do oceny tej sytuacji, który towarzyszy obecnym sporom politycznym, a także uniemożliwia złapanie odpowiedniego do nich dystansu. Przede wszystkim jednak powoduje, że z pola widzenia umykają tendencje i zjawiska, które w istotny sposób zmieniają obecne realia. Oto niektóre z nich. Po pierwsze, w połowie lat dziewięćdziesiątych pojawiła się erozja najgorszej cechy tzw. transformacji ustrojowej, a mianowicie przekonania o całkowitej bezkarności reżyserów szwindli związanych z prywatyzacją majątku publicznego. Z ekonomicznego punktu widzenia korozja ta oznaczała wzrost ryzyka "prywatyzacyjnego", czyli groźby ujawnienia i poniesienia odpowiedzialności za dokonywane szwindle. Wzrost ryzyka dotknął osoby stojące po obydwu stronach lady: urzędników państwowych oraz "inwestorów" (których w Rosji opatrzono trafnym mianem "nowych ruskich"). Jednocześnie wzrosły koszty związane z przejmowaniem majątku publicznego, co jest związane ze spadkiem atrakcyjności przejmowanych obiektów ("rodzynki" zostały już wcześniej skonsumowane). Jeden z prominentnych do niedawna przywódców partyjnych zauważył, iż problem kontynuacji grabieży majątku publicznego polega na tym, "że nie ma już co kraść". W rzeczywistości spadła tylko opłacalność tego procederu. Sygnalizowana korozja poczucia bezkarności "prywatyzacji" w sposób decydujący zmienia sytuację społeczną i ekonomiczną w Polsce. Zmienia sytuację w pozytywnym kierunku, gdyż czyni praktykę "prywatyzacji" coraz mniej opłacalną, a zarazem spycha naszych "nowych ruskich" do defensywy politycznej i propagandowej. Ktokolwiek więc spodziewa się prostej kontynuacji tejże praktyki, czy to licząc na zwycięstwo wyborcze Platformy Obywatelskiej, czy to obawiając się recydywy, myli się. Nawet jeśli dla niektórych prywatyzacja stała się narkotykiem, to teraz jak narkotyk może szkodzić i niszczyć ich kondycję. Jesteśmy w przededniu testu sprawdzającego tę hipotezę, którym będzie prawdopodobnie nowa próba prywatyzacji sektora energetycznego. Po drugie, w połowie lat dziewięćdziesiątych rozpoczął się także równoległy proces przeobrażeń społecznych. Od początku tzw. transformacji dostrzegamy wysiłki - czasem nachalne, czasem śmieszne - tworzenia nowej hierarchii społecznej. Rdzeniem tego procesu były bezpodstawne ambicje uformowania nowej elity społecznej. Ambicje te stanowiły najbardziej ponętną dla większości uczestników Okrągłego Stołu atrakcję perspektywy przejęcia władzy. Jednak po początkowych sukcesach nastąpiła ogromna kompromitacja części formowanej "elity". W świetle kamer telewizyjnych towarzyszących przesłuchaniom przed komisjami sejmowymi owa "elita" pokazała się z najgorszej strony. Potem było jeszcze gorzej: stała się wulgarna. Traktuję to zjawisko jako istotny czynnik przemian społecznych i politycznych, pozytywny w ogólnym bilansie efekt następujących w ostatnim dziesięcioleciu przeobrażeń. Chociaż nie da się ukryć, że kompromitacja "elity" spowodowała znaczne nadszarpnięcie autorytetu rządu i większości instytucji publicznych (w których się ona ulokowała). Po trzecie, i to jest najważniejsze, po kilku latach bierności społecznej w żywotnych sprawach publicznych (której przyczyny wreszcie trzeba porządnie wytłumaczyć), następują zauważalne, acz niedostateczne jeszcze zmiany. Z wolna powraca wyszydzane wcześniej pojęcie interesu publicznego. A trzeba zaznaczyć, że pojęcie to stanowi jedyne kryterium uzasadniające istnienie i ocenę funkcjonowania rządu, parlamentu i wszystkich pozostałych instytucji państwowych. Innymi słowy, przeciwstawia się ono samowoli władzy. Stopniowo wzmaga się nacisk na respektowanie interesu publicznego przez ośrodki władzy politycznej i administracyjnej. To właśnie na tej fali Prawo i Sprawiedliwość osiągnęło sukces w poprzednich wyborach i zjednało sobie szeroką popularność. Trzy sygnalizowane tutaj tendencje nie charakteryzują bynajmniej całokształtu zachodzących w Polsce przemian. Jednak przewidywania czy kalkulacje polityczne ignorujące te tendencje są obciążone dużym błędem. Bez ich uwzględnienia zamysły i projekty polityczne - z każdej strony - okażą się wykoślawione. Warto więc przed sformułowaniem wniosków przyjrzeć się dokładniej tym tendencjom. Mit bezkarności Można zarzucić rządom Prawa i Sprawiedliwości niedostatecznie energiczne działania w zakresie rozliczenia szwindli prywatyzacyjnych. Rząd Jarosława Kaczyńskiego wolał się zaangażować w walkę z bieżącą korupcją, stopniowo przechodząc od zapowiedzi rozbicia towarzyszących prywatyzacji układów mafijnych do działań dyscyplinujących służby publiczne i aparat urzędniczy. Jest jednak rzeczą bezsporną, że jako pierwszy podważył pewność siebie naszych "nowych ruskich", wcześniej graniczącą często z bezczelnością. Głównym rezultatem omawianej zmiany jest powszechne uznanie wysokiej szkodliwości dotychczasowych procesów prywatyzacyjnych. Symptomatyczne jest określenie ich mianem "złodziejskiej prywatyzacji". W ten sposób podważona została rzekoma mądrość ekonomiczna i polityczna "elit". Forsowały one bowiem tezę o potrzebie "szybkiej prywatyzacji", bez oglądania się na jej konsekwencje społeczne i ekonomiczne, bez skutecznego mechanizmu kontroli, poza wszelkimi kryteriami opłacalności ekonomicznej. Formacja Prawa i Sprawiedliwości stanęła po stronie krytyków tej tezy, łamiąc w ten sposób obowiązujące reguły gry politycznej (wedle których podobna krytyka zarezerwowana była wyłącznie dla rzekomych malkontentów i frustratów). PiS przyczyniło się w ten sposób do swoistego zalegalizowania dotąd podważanej i spychanej do podziemia krytyki szwindli prywatyzacyjnych. Zarazem ograniczyło prawo obywatelstwa poglądom upiększającym koncepcję, przebieg i skutki prywatyzacji. Chęć zbagatelizowania tej porażki "elit" okazała się jedynym wyjściem dla niej z kłopotliwej sytuacji. Nie jest to dobre wyjście, skoro negatywna ocena praktyki prywatyzacyjnej z konieczności niesie ze sobą szukanie winnych (jeśli nie w sensie prawnym, to co najmniej w sensie etycznym). Tak czy inaczej kontynuowanie tej praktyki jest w gruncie rzeczy wpisywaniem się na czarną listę. Perswazyjny efekt takiego ustawienia przeze mnie sprawy jest zamierzony. Przed nowym rządem staje dylemat: kontynuowanie tej praktyki z nadzieją, że bierne (?) społeczeństwo gładko to przełknie, albo radykalne zerwanie z tą praktyką, aby nie pogrążyć obecnej władzy w tym samym bagnie, w którym utonęły: Unia Wolności, AWS, a praktycznie również Sojusz Lewicy Demokratycznej. Bolesny upadek Dlaczego twierdzę, że ambicje uformowania nowej elity społecznej są bezpodstawne? Dla wielu Czytelników odpowiedź na to pytanie nie nastręcza trudności, lecz dla "zainteresowanych", nie jest ono łatwe. W największym skrócie odpowiedź brzmi następująco: ludzie aspirujący do elity, idąc bezwiednie za wzorcem powojennego "awansu społecznego", nie baczyli na to, iż nie mają Polakom nic do zaoferowania: ani kultury, ani bezpieczeństwa, żadnej obrony interesów ekonomicznych i politycznych, żadnych perspektyw rozwoju czy dalekowzrocznego przywództwa. W Polsce warunkiem koniecznym znalezienia się w kręgu elity społecznej jest poszanowanie, obrona i wzbogacanie kultury, ściślej - kultury narodowej i chrześcijańskiej zarazem. Środowiska chcące być "elitą" popełniły trzy kardynalne błędy: wykazały brak poszanowania kultury, atakowały kulturę narodową i chrześcijańską oraz zubożały ją, zamiast wzbogacać. Naiwnie sądziły, że wysoką kulturę polską można wykorzenić oraz zastąpić tandetną odmianą kultury popularnej. Sprzyjające im środki masowego przekazu przyjęły to za dobrą monetę, wystawiając mimo woli przedstawicieli "elity" na publiczne pośmiewisko. Upadek zapoczątkowały transmisje z sejmowych komisji śledczych (zajmujących się aferą Rywina i Orlenu), odzierające brutalnie przedstawicieli "elity" z pozorów ogłady, a niekiedy zdolności intelektualnych. Otrzymując minimalną dawkę informacji, opinia publiczna zaczęła odstawiać fałszywe elity na właściwe miejsce. Jeśli odczuwamy pewien brak stanowczości czy konsekwencji w tym zakresie ze strony społeczeństwa, to jest to raczej skutek gloryfikowania społeczeństwa (po którym nieuchronnie przychodzi rozczarowanie). Społeczeństwo jest środowiskiem, w którym żyjemy. Posiada zalety i wady, których nawet nie potrafimy dobrze rozpoznać. Dzisiaj widzimy już generalny odwrót od zamysłu formowania nowej elity. Toteż miejsce "Gazety Wyborczej" zajmuje nowy dziennik "Polska". Ci, którzy niedawno bezwiednie lub świadomie odcinali się od polskiej historii i kultury, dzisiaj deklarują przywiązanie. Pojawia się zrozumienie, że na wejście do elity trzeba zasłużyć. Nacisk społeczny We wszystkich państwach demokratycznych interes publiczny jest chroniony, i to nie tylko przez odpowiednie rozwiązania konstytucyjne i prawne, ale również przez pluralizm instytucji publicznych oraz mechanizm nacisku społecznego. Pluralizm przeciwdziała dominacji albo koncentracji siły w jednym ośrodku władzy, dzięki czemu sprzyja równoważeniu przeciwstawnych sił, a więc ochronie i klarowaniu interesu publicznego. Należy pamiętać, że to wcale nie rządy są zainteresowane promowaniem interesu publicznego, lecz mądre społeczności i instytucje, działające w interesie publicznym, potrafiące dostrzec długofalową zbieżność interesu publicznego z interesem własnym. Dlatego nacisk społeczny ma istotne znaczenie. W Polsce ma szczególnie istotne znaczenie, gdyż dotychczas praktyka respektowania przez rządy interesu publicznego jest ciągle w powijakach. Wspomaganie interesu publicznego przez nacisk społeczny zarówno ze strony tradycyjnych instytucji (religijnych, lokalnych, społeczno-zawodowych), a także nowych organizacji pozarządowych (edukacyjnych, ekologicznych itp.) ma fundamentalne znaczenie dla perspektyw społecznych i gospodarczych Polski. Stanowi bowiem podstawę sprzężenia zwrotnego między systemem rządzenia z jednej strony oraz społeczeństwem i gospodarką - z drugiej, bez którego niemożliwe jest przystosowanie rządów do zmieniających się wymagań społecznych i gospodarczych. Możliwe są jedynie rządy despotyczne. *** Patrzmy więc na rządy, partie, ciała ustawodawcze, nasze otoczenie krajowe i międzynarodowe przez pryzmat interesu publicznego. Brońmy tego interesu przed przekłamaniami i nadużyciami. Wymagajmy jego respektowania (niezależnie od tego, kto sprawuje rządy). Darzmy sympatią tych, którzy naciskają na jego realizację. Karczujmy dżunglę.
Prof. Artur Śliwiński

Blog Archive