Sunday, November 4, 2007

Prof. Krasnodębski piętnuje patologie III RP

Prof. Krasnodębski piętnuje patologie III RP
"Rzeczpospolita" z 21 września br. zamieściła niezwykle ważny analityczny tekst socjologa prof. Zdzisława Krasnodębskiego pt. "Trudny początek końca III Rzeczypospolitej". Na wstępie prof. Krasnodębski bardzo ostro skrytykował aktualne dogadywania się między "czerwonymi" (postkomunistami) a "różowymi" (liberałami), stwierdzając m.in.: "Na prawicy zawsze żywiono podejrzenie, że lewicowej części dawnej opozycji bliżej jest do "czerwonych", niż chce to przyznać. Teraz "różowi" potwierdzili tamte podejrzenia, odrzucane kiedyś z takim oburzeniem. Bronisław Geremek nie wstydzi się występować obok Dariusza Rosatiego i Marka Siwca, Janusz Onyszkiewicz i Jan Lityński obok Jerzego Szmajdzińskiego. Tymczasem partia, która wywodzi się z kolaborującego ze zniewalającym Polaków sowieckim imperium PZPR i ma w swej genezie pożyczkę z KGB, dawno powinna zniknąć z życia publicznego Rzeczypospolitej. Pozostaje widomym znakiem, że Polska jest ciągle państwem postkomunistycznym. Mimo to sojusz ten ma mocne podstawy programowe - postkomunistyczni liberałowie nie różnią się w rozumieniu gospodarki, społeczeństwa i państwa od liberałów postsolidarnościowych".
Zdaniem prof. Krasnodębskiego, wciąż aktualny pozostaje projekt IV RP. Jego zdaniem, decydują o tym rozliczne patologie III Rzeczypospolitej. Według prof. Krasnodębskiego: "III RP była Rzecząpospolitą niemocy. Trzeba się było obawiać nie nadmiernego skupienia władzy, lecz zupełnego jej rozproszenia, nie zacierania podziału władz, lecz depolityzacji i ubezwłasnowolnienia, nie braku filtrowania zbiorowej woli przez instytucje, lecz zupełnego rozcieńczenia, unieszkodliwienia woli wyborców, niemożności realnego sprawowania władzy, a na pewno niemożności prowadzenia innej polityki niż ta, którą prowadzono od 1989 r. Nie przypadkiem polityka Polski była kształtowana po 1989 r. ciągle przez tę samą grupę osób - niezależnie od wyników wyborów - która z całkowitą dla siebie oczywistością opanowała owe liczne instytucje rozczłonkowanej i unieszkodliwionej Rzeczypospolitej. Dlatego właśnie zagrożeniem o wiele bardziej realnym niż nieliberalna demokracja była i jest w Polsce liberalna, konstytucyjna niby-demokracja.
W takiej liberalnej niby-demokracji wybory sprowadzają się do samego aktu głosowania - a i tak politykę gospodarczą trzeba prowadzić jak Leszek Balcerowicz, politykę zagraniczną jak Bronisław Geremek, politykę prawną jak Andrzej Zoll, a politykę kulturową i historyczną jak Adam Michnik. W takiej liberalnej niby-demokracji wyborcy nie tyle wybierają konkurujące ze sobą elity - zgodnie z modelem Schumpetera - co zawsze tylko jedną elitę i jedną politykę (w sensie "policy"), a jeśli nawet wybiorą kogoś innego, to i tak nie ma to najmniejszego znaczenia (...). Dlatego trzeba było otworzyć przestrzeń, w której polityka (w sensie "politics") w ogóle jest możliwa, w której wola wyborców ma znaczenie, nawet jeśli wybrany zostanie ktoś taki jak Andrzej Lepper. Trzeba było wzmocnić demokrację kosztem elementów liberalnych".
W ocenie prof. Krasnodębskiego, pomimo wielu przeszkód w realizacji projektu IV Rzeczypospolitej Polska jest już "innym krajem niż przed dwoma laty. Trudny początek został zrobiony".

Blog Archive