Monday, October 8, 2007

Dość hańby komunistycznej


Dość hańby komunistycznej
Innym problemem, który kładzie się śmiertelnym cieniem na demokracji, jest obecność w parlamencie partii komunistycznej. Wprawdzie ta partia usiłuje się w różny sposób przemalowywać i stroi się w pozory legalności (a najbardziej dowcipnie przedstawia się dialektyczny ożenek "lewicy z demokracją", co brzmi jak koktajl sałatki śledziowej z czekoladą), to jednak jest to partia przestępców, która na mocy Konstytucji powinna być z parlamentu wykluczona. Komuniści liczą na krótką pamięć Polaków i na ich wrodzoną łagodność, skłonność do przebaczania. Ale zbrodnie komunistyczne, jako zbrodnie przeciw Narodowi, muszą być kwalifikowane jako zbrodnie przeciw ludzkości (według terminologii przyjętej w dokumentach Trybunału Norymberskiego). Chodzi tu nie tylko o zbrodnie przeciw Narodowi, także zbrodnie przeciw wszystkiemu, co dla Narodu było i jest najświętsze: jak religia, kultura, tożsamość dziedzictwa historycznego, a nadto prawo do samostanowienia, prawo do istnienia w prawdzie, w wolności, w nietykalności całego duchowego bogactwa odziedziczonego po przodkach za cenę męczeństwa i ofiar milionów niewinnych istnień ludzkich. To wszystko, co święte w Narodzie, miało być raz na zawsze przekreślone, unicestwione, zepchnięte w grób zapomnienia, jak te ciała oficerów zamordowanych strzałem w tył głowy i kopniętych do dołu grobowego. Polska miała być stadem niewolników, któremu odebrano prawo do myślenia, prawo do własnej świadomości i tożsamości moralnej, prawo do decydowania o własnej przyszłości, prawo do owoców własnej pracy, prawo do kształtowania życia społecznego na wszystkich jego płaszczyznach.
Wszystko, to jest całe życie ludzkie, miało być poddane kierownictwu partii, która przyswoiła sobie (przywłaszczyła sobie drogą alienacji) wszelkie prerogatywy decydujące o podmiotowości nie tylko całego Narodu, ale i każdego człowieka. I ta partia, zorganizowana według przewrotnej dialektyki Hegla i Marksa, odgrywająca rolę bożka i najwyższego majestatu wobec społeczeństwa, była w istocie zbieraniną (płatnych) niewolników, drżących o własną skórę, owszem, o każdy włos na swojej głowie, przed wszechmocną władzą Kremla, bandą gotową na każde świństwo, na każdą zbrodnię, by zadowolić swoich mocodawców w Moskwie, łącznie z potworną zbrodnią stanu wojennego, który do dziś usiłuje się paranoicznie usprawiedliwiać jako konieczny dla dobra Polski!
Pamiętamy wszystkie prześladowania, represje za każdy odruch "nieposłuszeństwa", systematyczne likwidowanie sił patriotycznych przez szereg lat po wojnie, nękanie biskupów i kapłanów aż do prawdziwego męczeństwa, morderstwa kapłanów i najszlachetniejszych Polaków kochających Ojczyznę, barbarzyńskie likwidowanie żołnierzy armii Andersa, którzy po latach tułaczki wracali do Ojczyzny. A co powiedzieć o ustawach zmierzających do likwidowania rodziny, jak ustawa o rozwodach, o dopuszczalności przerywania ciąży, o demoralizacji młodzieży w szkołach pod pretekstem "edukacji seksualnej"? To robili komuniści z zapałem i gorliwością, bardziej sobie ceniąc pochwałę Kremla niż prawdziwe dobro Polski. To tylko niektóre elementy tej zbrodni, ale przecież są to sprawy niewymierne. Nawet gdyby dokładnie obliczyć, ile dzieci zamordowano przed narodzeniem z woli partii (chyba około 25 milionów), to jeszcze to nie ukazuje ogromu zła moralnego, jakie stało się i dzieje się nadal w społeczeństwie, tego spustoszenia duchowego, rozbicia więzów międzyludzkich, poniżenia kobiety i degradacji macierzyństwa i rodzicielstwa do poziomu weterynarii (bo to już nie medycyna!), tego zburzonego świata dzieci pozbawionych domu i miłości rodzinnej, tego społecznego sieroctwa, którego nie można opisać przy pomocy kategorii matematycznych. To są "zasługi" komunistów, którzy mają czelność sadowić się na tronie demokracji, zasiadać w parlamencie i dyktować społeczeństwu prawa "postępowe", "oświecone", nie te z "ciemnogrodu" (czyli oświecone Ewangelią).
Niektórzy uważają naiwnie, że tego domaga się demokracja. Osobiście twierdzę, że obecność komunistów w parlamencie jest zaprzeczeniem demokracji, ponieważ uderza we wszystkie podstawy, na których opiera się demokracja. Wpuścić komunistów do parlamentu to jak wpuścić stado lisów do kurzej fermy. Twierdzić, że to należy do istoty demokracji, to tak jak twierdzić, że do istoty zdrowia należy nosić w zanadrzu woreczek z zarazkami dżumy, cholery, tyfusu, AIDS i jeszcze czegoś na dodatek. Uważać, że demokracja tego wymaga, to jakby twierdzić, że w imię mądrości należy zrezygnować z myślenia. Jeżeli Polacy mają podjąć jakąś mądrą decyzję zapewniającą parlamentowi zdrową atmosferę debaty politycznej, to muszą postanowić coś, co zamknie raz na zawsze drogę komunistom do polskiego parlamentu. Bo jeżeli pozwalamy komunistom panoszyć się w parlamencie, to dlaczego nie pozwalamy hitlerowcom, zwolennikom Mao czy jakiegoś innego satrapy z Kambodży lub Korei?
Sądzę, że gdyby pan prezydent chciał położyć kres bałaganowi i uzdrowić klimat polityczny wokół parlamentu, mógłby na podstawie Konstytucji wydać dekret uznający partię komunistyczną - i wszelkie pokrewne, komunistycznopodobne - za nieuprawnione do zasiadania w parlamencie. Decyzja taka byłaby łatwiejsza, gdyby można było ją przeprowadzić w samym Sejmie w drodze ustawy, ale i teraz jest to możliwe, ponieważ chodzi o poważne zagrożenie dla bezpieczeństwa państwa, nie mówiąc już o straszliwej krzywdzie moralnej i podeptaniu honoru państwa przez fakt, że banda przestępcza korzysta z uprawnień parlamentarnych, aby niszczyć demokrację i Polskę.
Trzeba więc zadecydować coś, co będzie oznaczało zasadniczy przełom, co próbowało zapoczątkować PiS, ale nie doprowadziło do końca, a to z powodu błędów, których nie wolno powtarzać. Trzeba uczynić wszystko, aby prawica zwyciężyła zdecydowanie, odsyłając całą lewicę na wieczyste wakacje (na własny koszt). Polska musi wreszcie stanąć na własnych nogach. Jest to możliwe, jeśli ludzie prawicy postanowią kierować się rozumem i miłością Ojczyzny, a nie kalkulacjami o wartości partykularnej i krótkowzrocznej. To jest możliwe, jeśli wszyscy oddadzą te sprawy Bogu i Matce Najświętszej, naszej Królowej, jednocząc się w nieustannej modlitwie różańcowej we wszystkich sanktuariach i po domach. Jest konieczna wiara, która ożywia nadzieję i otwiera przestrzeń dla miłości, choć na początku może to być nadzieja jeszcze drżąca i niepewna, jak u poety:
"Ojczyzno moja, czy to już?
ten dzień nadchodzi przeciw złu
zadrżała ziemia - serca drżą
rycerze budzą się ze snu"
(Kazimierz J. Węgrzyn, "Ojczyzno moja...", w zbiorze "Larum polskie", Kubalonka 2006, s. 62).
Niechby ci "śpiący rycerze" powstali i obudzili nadzieję we wszystkich Polakach.

Blog Archive